Oczywiście nad San Antonio wisi niepewność, co do zdrowia Gregga Popovicha, ale – optymistycznie zakładając powrót legendarnego coacha na ławkę Spurs – wszystko wreszcie w Teksasie drgnęło we właściwym kierunku. W mieście pamiętającym kolekcję mistrzostw NBA był na to już najwyższy czas.
Idealna układanka
Po miesiącu układa się praktycznie wszystko. Chris Paul u schyłku kariery jest dokładnie takim generałem i mentorem, jaki był drużynie potrzebny. Harrison Barnes także dodał doświadczenie i pewność weterana w ataku, wyraźnie poprawiając też zagrożenie rzutami za 3 punkty. Stephon Castle wygląda na idealne uzupełnienie obwodu, już od pierwszych tygodni kariery NBA notuje średnią punktową na dwucyfrowym poziomie, wyglądając na faktycznie gracza zasługującego na czołówkę draftu.
Co dla polskich kibiców najważniejsze – Jeremy Sochan ewidentnie zaczął (teraz odpocznie przez kontuzję kciuka) przełomowy sezon, z imponującymi średnimi na poziomie 15.4 punktu, 7.7 zbiorki i 3 asyst na mecz. Nawet bez mocnej trójki (tylko 25%) to już w tym momencie jest dobry gracz NBA. No i do tego coraz lepszy Victor Wembanyama, o którym więcej napiszę poniżej.
Zespół rośnie też w obronie
Początek był nieco chropowaty, gdyż w pierwszych dniach sezonu Wemby nie mógł znaleźć rytmu w ataku. Spurs znacznie poprawili się w obronie, zajmując 12. miejsce w klasyfikacji ratingu obrony, w dużej mierze dzięki Wembanyamie, który ponownie prowadzi NBA pod względem bloków na mecz.
Wembanyama jest na dobrej drodze, by osiągnąć coś, czego tylko jeden zawodnik dokonał w ostatnich 30 latach. . W sezonie 1995-96, zmarły już Dikembe Mutombo zablokował aż 4,5 rzutu na mecz i był ostatnim zawodnikiem, który przekroczył barierę 4 bloków w sezonie. Teraz Wemby ma na to szansę i to daje mu solidne podstawy, by walczyć o tytuł Obrońcy Roku, o ile utrzyma zdrowie, zwłaszcza po kontuzji Chet’a Holmgrena, który będzie poza grą przez nawet trzy miesiące.
W ofensywie Spurs nie prezentują się tak dobrze, co można przypisać początkowym trudnościom Wembanyamy. Z drugiej strony, drugi najlepszy strzelec zeszłego sezonu, Devin Vassell, rozegrał tylko 3 mecze. Sochan będzie musiał pauzować jeszcze kilka tygodni, a Tre Jones dopiero teraz wrócił na parkiet po długiej przerwie od meczu otwarcia. Biorąc pod uwagę brak trzech kluczowych zawodników rotacji oraz problemy zdrowotne trenera Gregga Popovicha, fakt, że Spurs nie zaczęli sezonu gorzej, jest imponujący.
Gdyby nie kontuzje, Spurs prawdopodobnie mieliby dodatni bilans. Widać, że mają wystarczająco dużo talentu, by walczyć o play-offy, a do rotacji udało się wkomponować debiutanta Stephona Castle.
Gdy ofensywa Wembanyamy ustabilizuje się, Vassell wróci do pierwszej piątki, a Sochan powróci do składu, w końcu zobaczymy, na co w sezonie 2023/24 (i przyszłości) stać ten zespół. Problemy z rzutami mogą wymusić zmiany w składzie, co może tłumaczyć, dlaczego Wembanyama niemal połowę swoich rzutów oddaje zza łuku.
Wreszcie przebudowa drużyny postępuje w dobrym tempie, a zespół jest znacznie bardziej konkurencyjny niż rok temu. Nadal będą mieli trudną drogę do play-offów w trudnej Konferencji Zachodniej, ale powinni mieć szansę, by się do nich zakwalifikować.
Ograć finalistę Zachodu? Czemu nie!
Przykładem zmian i idealnego wykorzystania potencjału Spurs był mecz z Timberwolves, który w San Antonio śledziliśmy na żywo. Kompozycja układała się wręcz idealnie.
Keldon Johnson zdobył 25 punktów, Chris Paul dodał 15 punktów i 13 asyst, a San pokonali Minnesotę 113:103, mimo braku trenera Gregga Popovicha, który po raz pierwszy nie pojawił się na meczu z powodu choroby. Jeremy Sochan dołożył 19 punktów i 10 zbiórek dla San Antonio, a Victor Wembanyama zdobył 17 punktów i miał sześć zbiórek. 39-letni Paul stał się drugim najstarszym zawodnikiem w historii NBA, który zanotował 10 asyst w dwóch kolejnych meczach.
Spurs przełomowe momenty meczu notowali właśnie w obronie. Do tego po raz drugi z rzędu mieli tylko 11 strat, po średniej 17,2 na mecz na początku sezonu. Idzie lepsze!