Isaiah Whitehead to „człowiek na misji”. W dwóch meczach Kinga w turnieju finałowym o Puchar Polski były gracz Brooklyn Nets zdobył 44 punkty, trafiając 15 z 30 rzutów z gry. Może być najbardziej krytykowanym i polaryzującym obserwatorów koszykarzem PLK obecnego sezonu, ale w Sosnowcu chce też ewidentnie zostać najbardziej utytułowanym. Po końcówce meczu półfinałowego z Anwilem chwilę po swoich błędzie, który mógł zniweczyć cały wysiłek jego i całej drużyny mógł odetchnąć z ulgą. Jeśli w niedzielę King wygra wielki finał, Whitehead będzie jedynym graczem Orlen Basket Ligi w tym sezonie, który będzie się mógł pochwalić zdobyciem Superpucharu (jeszcze ze Śląskiem, we wrześniu w Radomiu) oraz Pucharu Polski.
Jego King w piątek był zdecydowanie lepszy od wicelidera tabeli z Sopotu, a dzień później przez trzy kwarty wyraźnie dominował w starciu z liderem. Gdy do zakończenia meczu pozostawało zaledwie 10 minut podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego prowadzili aż 65:51. Nic nie wskazywało na to, by losy tego meczu mogły się jeszcze odwrócić.
Anwil po raz kolejny w tym sezonie się jednak nie poddał, pokazując nie tylko charakter, ale także momentami dobrą, defensywę i chciał – podobnie jak dzień wcześniej w starciu ze Śląskiem – przechylić w ostatniej chwili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Był tego naprawdę bliski. Po punktach zdobytych przez Luke’a Petraska prowadził jeszcze dwie minuty przed końcem, a w ostatnich 20 sekundach przy jednopunktowym prowadzeniu Kinga dwukrotnie jego koszykarze stawali przed szansą zdobycia punktów z linii rzutów wolnych.
Najpierw walkę z presją przegrał Justin Turner (9 punktów), choć w sezonie trafia 80 proc. z linii. Tym razem pomylił się dwukrotnie.
Chwilę później Whitehead popełnił fatalną stratę i dał rywalom jeszcze jedną szansę. Konkretnie – Michałowi Michalakowi, czyli koszykarzowi, który w tym sezonie wykonuje rzuty wolne ze skutecznością 87.5 procent.
Tym razem i on spudłował. Podobnie jak Turner – obie próby!
Na końcu koszykówka to taki sport, w którym jednak najważniejsze jest trafianie piłką do kosza. King wygrał 77:73. Zasłużenie, gdyż był tego dnia drużyną lepszą.
– Pozwoliliśmy dzisiaj Whiteheadowi wykonać na nas wyrok. Każdy kto ogląda nasze mecze wie, że jeśli nasz atak nie funkcjonuje dobrze, mamy problemy z wygrywaniem meczów defensywą – przyznawał po zakończeniu spotkania DJ Funderburk (9 punktów). – Myśląc o drugiej części sezonu tak naprawdę-naprawdę-naprawdę musimy się skupić na poprawie defensywy – dodawał.
– Mając duże kłopoty kadrowe i z faulami – wyciągnęliśmy z tego meczu wszystko, co się dało. Wiedziałem, że dopadnie nasz kryzys. Rywal trochę zaskoczył nas w końcówce zmienną defensywą, ale tak naprawdę byliśmy na nią przygotowani. Pudłowaliśmy rzuty z dobrych pozycji – mówił trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski.
Na końcu najważniejsze rzuty spudłowali jednak koszykarze Anwilu.
Pierwszy sobotni półfinał nie przyniósł porównywalnych emocji. Ba, nie przyniósł właściwie żadnych! Mecz Start – Górnik zapowiadał się ciekawie, lecz ostatecznie wałbrzyszanie udowodnili drużynie z Lublina, że nieprzypadkowo wygrali z nią oba mecze ligowe w tym sezonie. W trakcie pierwszych 25 minut walki podopieczni Andrzeja Adamka zatrzymali Start na 29 punktach. W pewnym momencie ich przewaga sięgała już niemal 30 punktów (68:40). Przez całą czwartą kwartę zajmująca niemal całą trybunę za jednym z koszy grupa kibiców z Wałbrzycha mogła świętować historyczny awans od finału.
Liderem Górnika był w tym meczu Ike Smith, który zdobył 24 punkty, trafiając 9 z 13 rzutów z gry. 16 punktów dołożył Toddrick Gotcher. Górnika zagra w finale Pucharu Polski po raz pierwszy od sezonu 1978/79.
King Szczecin ma już w swoim dorobku mistrzostwo Polski u Superpuchar Polski zdobyte w 2023 roku. W niedzielę Whitehead będzie chciał zapewnić swojej drużynie ostatni brakujący skalp.
Początek walki o Pekao S.A. Puchar Polski w niedzielę o godz. 17.30. Transmisja w Polsacie Sport 2.
13 komentarzy
wyka ale ma głupi religijny tatuaż.
Jeśli mnie się wyprzecie i ja was się wyprę…
chłopie tatuażami!? To złamanie trzeciego przykazania, które usunęli. Biblia w innym miejscu też zakazuje nakłuwania ciała. Ale ty katolik, to nie nawet biblii nie znasz.
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią – jak to sobie katoliku wytłumaczyliście i sprzedajecie dewocjonalia jak cukierki, to i na tatuaż, się usprawiedliwienie znajdzie:)
Dobrze piszesz. Masz rację. katolicy najwięksi kłamcy, obłudnicy na świecie, nawet biblii nie znają i przykazań.
Król jest tylko jeden. Wilki auuuu
Oczywiście, że Whitehead… Podobnie było z Kolendą po odejściu ze Śląska, identycznie będzie z Boguckim, z Blackshearem. Klassen jak tylko przyszedł od razu dostał paraliżu. Co z Gołębiowskim się dzieje. A Penava, z meczu na mecz gubi piłki i pudłuje razy dwa.
Oni tu popsują kulkę od łożyska.
Whitehead wyrasta na jednego z kandydatów do MVP. Tymczasem portal superbasket pisał tydzień temu i wcześniej, że to koszykarz, którego braku można by w sumie nie zauważyć. I że ten gracz nie pasuje, nie stara się, nie wiadomo po co. Kilka dni temu redakcji jednak się odmieniło i piszą, że Whitehead jest na misji i będzie gwiazdą turnieju itd. Zabawne.
Tyle, że raczej nie jest zasadniczym problemem, że redaktorzy nie trzymają się kurczowo swojego zdania wygłoszonego wczoraj, taka ich cecha na całym świecie.
Fascynujące jest to, jak niewątpliwy potencjał tego samego zawodnika, na przestrzeni krótkiego czasu, w jednym klubie potrafią koncertowo zmarnować, a w drugim świetnie wykorzystać.
Miodrag chciał combo guarda lepszego niż Gravett. No i dostał, ale… kazał mu być Klassenem 😀 Teraz Isaiah rzuci nam 30+ pkt 3 marca.
Biedaszyby nie dadzą rady wygrać z Kingiem.
Biedaszyby, zjadły paprykarz, teraz czekaj na kupkę, będzie specjalnie dla ciebie:)
Warto nadmienić, że dla Kinga to pierwszy finał ale pierwsze Wilki Morskie czyli koszykarska Pogoń Szczecin z lat 80, wygrała PP dwa razy w 81 i 85. Wilki