Reprezentacja Polski gra o igrzyska w Walencji – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Szkoleniowiec Anwilu nie miał po sobotnim meczu powodów do optymizmu. Jego zespół przegrał ligowy szlagier w Warszawie dość wyraźnie, ponosząc już 9 porażkę w 10 ostatnich starciach z Legią. W czwartej kwarcie goście nie potrafili wykorzystać faktu, że rywale przez ostatnich 8 minut musieli sobie radzić bez swojego jedynego rozgrywającego, Lorena Jacksona. Przemysław Frasunkiewicz o ostatnią przerwę na żądanie poprosił dopiero 10 sekund przed końcem, gdy jego losy meczu były już rozstrzygnięte.
– Gdy mieliśmy słabszy moment, liderzy Legii trafili bardzo ciężkie rzuty, ale to nie był jedyny powód dlaczego przegraliśmy. Mieliśmy też słabą skuteczność w akcjach bliżej obręczy. Musieliśmy się ratować smallballem. Coś tam odratowaliśmy, przyspieszyliśmy grę, ale ogólnie Legia była mocniejsza od nas fizycznie – przyznawał Frasunkiewicz. – Stawka meczu nas nie paraliżowała. Dobrze zaczęliśmy, nie możemy się tłumaczyć presją. Trzeba trafiać, być silniejszym. Jak ktoś cię popchnie, to musisz się zaprzeć. Jak ty kogoś faulujesz, to musisz sfaulować tak, by rywal nie był w stanie trafić do kosza. Musisz się przesunąć o pół sekundy szybciej. Nie powiedziałbym jednak, że moi zawodnicy przeszli obok meczu. Nie zgodzę się kompletnie z opinią, że nie walczyli czy nie byli twardzi. Zabrakło nam punktów spod kosza, ale każdy walczył na ile mógł – zapewniał.
Legia napędzana przez świetnie dysponowanego Christiana Viatala (30 punktów, 913 z gry) między 16. a 33. minutą gry rzuciła w sobotę Anwilowi aż 50 punktów, ale trener gości odrzuca teorie, że jego zespół dopadły poważniejsze problemy także po defensywnej stronie boiska.
– Nie martwię się tym, że w ostatnich dwóch meczach straciliśmy 185 punktów. Nie mam na to wpływu. Przecież z naszej drużynie nie gra jeśli nie najlepszy to – przynajmniej w mojej opinii – jeden z trzech najlepszych obrońców PLK Kalif Young. Widać ile znaczy dla nas ten zawodnik. W naszym systemie obronnym gracze wysocy są bardzo ważni. Ale nie można się też przyczepiać do obrony, gdy Vital jak dziś trafia trzy rzuty po stepbackach, mając na twarzy rękę obrońcy. Więcej się nie da zrobić, więc nie przejmuję się tym zbyt mocno. Mam nadzieję, że Kalif wróci na pierwszy mecz playoff. Bardzo zależy nam na tym, by był w pełni zdrowy, więc choć ja bym chciał go wiedzieć w grze od miesiąca, walcząc o pierwsze miejsce w tabeli nieco ryzykujemy, by dać mu więcej czasu na dojście do zdrowia – przyznawał Frasunkiewicz.
Legia wygrała w sobotę już szósty ligowy mecz z rzędu.
– Na wygraną z liderem tabeli patrzę jako na fundament, na którym można budować siłę zespołu przed najważniejszymi meczami w playoff – cieszył się trener Legii Marek Popiołek. Zbudowaliśmy grupę charakternych ludzi i mamy też zgrzyty w szatni. Sam nie obrażam się, jeśli zawodnik jest zły, gdy zdejmuję go z boiska. Doszliśmy jednak już do takiego momentu, w którym wiemy co musimy robić, by wygrywać. Czasami jest to świetna defensywa, czasami są to zbiórki, a innym razem mądra, cierpliwa gra w ataku. Mamy wielu graczy, którzy są w stanie przejmować mecze. Tydzień temu nie wygralibyśmy raczej w Szczecinie gdyby nie Loren. Dzisiaj najlepszym strzelcem był Vital. Za kilka dni w Lublinie może to być ktoś inny. Dbamy o chemię w drużynie, ale nie poprzestajemy na poklepywaniu się po plecach. Nastroje najlepiej poprawiają dobre wyniki, a my idziemy do przodu – dodawał.
Jeśli nie stanie się nic niespodziewanego, zespół z Warszawy w pierwszej rundzie playoff zagra, podobnie jak dwa lata temu, ze Stalą Ostrów Wielkopolski.
– Oglądam wszystkie mecze Stali w tym sezonie. Niezależnie od tego kto będzie naszym przeciwnikiem, będziemy mieli na starcie w ćwierćfinale jakieś dodatkowe pomysły taktyczne. Nie jesteśmy jednak też na tym etapie sezonu gotowi wywracać gry do góry nogami. Doprecyzujemy tylko pewne szczegóły. Może być jednak tak, że grając ostatni mecz w Lublinie celowo z pewnych rzeczy w swojej taktyce zrezygnujemy. Nie będziemy jednak unikać żadnego rywala. Podchodzę do tego z pokorą. Gdy przejmowałem zespół, wszyscy mówili, że terminarz mamy wymagający i trudno będzie nam awansować do playoff. W moim pierwszym meczu ligowym potknęliśmy się jeszcze w Gdyni. Później okazało się, że dzięki kolejnym zwycięstwom zamiast drżeć o miejsce siódme czy ósme jesteśmy w okolicach czwartego-piątego. Zbyt młodym trenerem jestem, by pozwalać sobie na kalkulacje. Gdyby trzeba było zagralibyśmy i z Olympiakosem Pireus – śmiał się po zwycięstwie z Anwilem trener Legii.
Reprezentacja Polski gra o igrzyska w Walencji – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>