Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Założenie, że w każdej plotce jest źdźbło prawdy bywa ryzykowne, lecz w tych, które krążą po polskim środowisku koszykarskim nierzadko kryje się przynajmniej jej część. Obiecujemy nie powtarzać wszystkich, jak również – nie unikać informowania o faktach.
Przecież sezon ogórkowy w PLK może przynieść więcej emocji niż finał playoff!
Specyfika pracy dla Anwilu Włocławek – podstawy
„Kiedyś słyszałem, że są w Polsce zawodnicy czy trenerzy, którzy nie chcieliby grać, pracować we Włocławku, gdyż to się wiąże ze zbyt dużym stresem. Nie chce mi się w to wierzyć. Praca dla Anwilu wiąże się z dużą odpowiedzialnością, ale ten dodatkowy poziom stresu to dla prawdziwego sportowca, czy trenera czysta, najczystsza przyjemność” – powtarzał w ostatnich latach nie raz, nie dwa i więcej niż pięć razy Przemysław Frasunkiewicz.
Przy kilku transferach w ostatnim sezonie się pomylił, ale w tej kwestii miał rację. Nowy konsultant Anwilu ds. sportowych Bronisław Wawrzyńczuk też na pewno z czasem złapie, że skoro już pracuje dla klubu wzbudzającego największe emocje w PLK, nie może ot tak, po prostu dawać się fotografować przy każdej nadarzającej się okazji. Albo przynajmniej – pozwalać, by jego zdjęcia z rozmaitych spotkań ot tak, po prostu lądowały w social mediach.
Szczególnie, jeśli chce być traktowany naprawdę poważnie.
Oczywiście, niewykluczone, że poniższe zdjęcie pochodziło z narady, której jedynym celem mogło być przeprowadzenie analizy „kto w pierwszym tygodniu French Open miał beckhend najładniejszy, a kto najskuteczniejszy”. Ale to niewiele zmienia.
Nieszczególnie wierzymy w to, że Anwil zatrudni w roli trenera akurat Borisa Balibreę, choć tego trenera naprawdę cenimy i w to, że jego nazwisko może znaleźć się na liście 20-25 kandydatów branych pod uwagę przez Wawrzyńczuka jesteśmy w stanie uwierzyć. Nieszczególnie też wierzymy w to, że gdyby Balibrea faktycznie otrzymał ofertę z Włocławka, jego ważny jeszcze przez kolejny sezon kontrakt z MKS Dąbrowa Górnicza pozostałby ważny aż do wiosny 2025 roku.
Abstrahując od powyższego – czy wierzymy, że Anwil w nowym sezonie może mieć trenera z południa Europy? Tak, wierzymy!
Wojciech Kamiński już w Lublinie, BAT dopiero za chwilę?
14. miejsce.
17. miejsce.
15. miejsce.
9. miejsce.
10. miejsce.
2. miejsce – ale z potężną, pandemiczną gwiazdką niedokończonego sezonu.
6. miejsce i porażka 1:3 w ćwierćfinale.
12. miejsce.
13. miejsce.
9. miejsce.
Oczywiście, to nie wina Startu Lublin, że na początku 2020 roku wybuchła pandemia. Temat czy i na ile zasłużenie w tamtym sezonie przyznano medale w ten a nie inny sposób został już przewałkowany tak wiele razy, że my dlszego przelewania z pustego w próżne odmawiamy.
W okrągłą, 10. rocznicę Unii Lubelskiej Koszykarskiej polegającej na przyłączeniu do PLK za jednym zamachem czterech klubów (z Lublina, Szczecina, Torunia i Dąbrowy Górniczej), można jednak przypomnieć jeden fakt: Start w ciągu tej minionej dekady – czyli przeszło 3500 dni – wygrał w playoff raz.
Jeden mecz koszykówki.
Czy nowy trener odmieni oblicze lubelskiej, koszykarskiej ziemi?
Nie wiemy. Wiemy, że historycznie patrząc, o lepszego gwaranta gry w playoff PLK, biorąc pod uwagę dorobek Wojciecha Kamińskiego z ostatniej dekady w Radomiu i Warszawie, trudno.
Nowy szkoleniowiec na pewno cieszy się, że w klubie zastał Jakuba Karolaka, z którym w przeszłości już pracował w Legii. Z Filipa Puta w składzie też się pewnie cieszy. Coś nam mówi, że z Bartłomieja Pelczara nieco mniej, nawet jeśli walka o wartościowych Polaków w perspektywie poszerzenia PLK może się za chwilę zrobić naprawdę trudna.
Dla Startu może być piekielnie trudna, gdyż prezes klubu Arkadiusz Pelczar w ostatnich dwóch sezonach, popadając w konflikt z Kacprem Młynarskim, a następnie z Mateuszem Dziembą nie zrobił dobrze ani swojej reputacji, ani sytuacji klubu, pragnącego zatrudnić dobrych koszykarzy z polskim paszportem.
Dodatkowo: Start od czasu powrotu do PLK miewał – zazwyczaj – większe i mniejsze problemy sportowe, lecz pod względem finansowym – niemal zawsze! – uchodził za wzór cnót. Tym bardziej obecnie dziwią, a może nawet lekko szokują informacje, które – póki nie znajdą potwierdzenia na liście oficjalnych wyroków BAT – można też nazywać plotkami. Sugerują one, że niebawem Start miałby dołączyć do niezbyt chlubnego grona i pojawić się na liście klubów skazanych przez BAT m.in. obok Zastalu Zielona Góra, Turowa Zgorzelec, Czarnych Słupsk czy MKS Dąbrowa Górnicza.
Przy okazji, skoro jeszcze jesteśmy przy 10-letniej rocznicy wstąpienia do PLK czterech klubów – pamiętacie, jakie jeszcze otrzymały wówczas zaproszenia od PLK, lecz z nich nie skorzystały? Razem było ich aż 7 (słownie: siedem).
Tak, Polonia Warszawa i MOSiR Krosno też były w tym gronie.
Jak również Zagłębie Sosnowiec!
Finał PLK: Nigdy nie lekceważ przenikliwości Papieża!
Geneza pseudonimu „Papież”, który przynajmniej w części środowiska koszykarskiego nosi Żan Tabak? Rzekomo Chorwat w trakcie pracy w Zielonej Górze był traktowany przez właściciela Zastalu Janusza Jasińskiego z ogromnym namaszczeniem. Ponoć nie tylko dlatego, że pracował, choć nie dostawał pensji. W końcu ich współpracownicy też zaczęli w nim dopatrywać się półboga lub przynajmniej świętego.
Koszykarskiego odpowiednika Biskupa Wiecznego Miasta.
Broń Boże nie sugerujemy, że to właśnie obecny trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski, ówczesny asystent Tabaka, nadał uroczy pseudonim obecnemu bezpośredniemu rywalowi w finale PLK. Choć, znając jego nieskończone pokłady poczucia humoru, wcale nie bylibyśmy w szoku, gdyby tak było. Albo – gdyby się do tego przyznał, choćby i podczas niedzielnej konferencji prasowej po drugim meczu finału. Trener mistrzów Polski to szczery facet. Nie gra nikogo, kim nie jest.
Tak było również i po piątkowym meczu nr 1, gdy dopiero w trakcie przeprowadzania bardzo rzeczowej analizy, zaczął uzmysławiać sobie, że już nie jest asystentem „Papieża”.
Skoro już jesteśmy przy finale PLK – przecież już dziś drugie starcie! – to Miłoszewski może zachowywać po piątkowej wygranej duży spokój. A Tabak?
– Mieliśmy ogromne problemy w ataku, do przerwy trafiliśmy tylko jeden rzut za 3 z dwunastu. W drugiej połowie mieliśmy rzuty z otwartych pozycji, lecz znów nie trafialiśmy. W samej końcówce spudłowaliśmy kilka ważnych rzutów spod kosza – mówił po pierwszym meczu.
Jarosław Zyskowski, kapitan zespołu, drugi strzelec drużyny w sezonie regularnym, jeden z najlepiej opłacanych graczy Trefla i przede wszystkim – od wielu lat! – prawdziwy automat w rzutach za 3, które tak w Treflu kuleją, w dwóch ostatnich meczach spędził na boisku niespełna 15 minut. Oddał trzy rzuty. W tym tylko jeden za 3.
Większość obserwatorów jest w mniejszym lub większym szoku, ale papieskich decyzji nie wypada podważać.
Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
1 komentarz
Odnosnie nowego konsultanta Anwilu. Z czego tak wielkie halo się robi Panie Wojciechu? To tylko zdjecie z jednym z trenerow ktory niezle namieszal w PLK bez wydawania fortuny na zawodnikow (i nie mam na mysli tego ze nie kazdy za swoje uslugi dostal wynagrodzenie).