Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Zapewne nikt wam tego ze strony Legii szczególnie głośno i otwarcie nie powie, ale faktem jest, że warszawianie, wspominając ubiegłoroczny finał ze Śląskiem, wciąż gdzieś w głębi duszy wcale nie czują szczególnej radości ze srebrnych medali. Choć seria trwała zaledwie pięć meczów, choć okazali się w niej słabsi od Śląska o 24 punkty, mają prawo pamiętać też kilka innych faktów:
– że już w pierwszym meczu kontuzji doznał znajdujący się wówczas w życiowej formie Grzegorz Kulka
– że dopiero w trzecim meczu do gry wrócił – a do formy z półfinałowego starciu z Anwilem w tej serii właściwie nigdy – kontuzjowany Adam Kemp
– że w związku z powyższym trener Legii musiał posłać w tamtym finale na boiska Jakuba Sadowskiego na większą liczbę minut niż w całym (!) obecnym sezonie
– że w każdym z przegranych meczów 1, 3 i 4 jeszcze w ostatniej minucie byli w grze o zwycięstwo
Przedstawiciele Legii mogą też pamiętać Travisa Trice’a i jego kilka trafionych rzutów z innej koszykarskiej galaktyki
Nie można nawet wykluczać, że ktoś w Warszawie może sobie przypomnieć, że w każdym z ubiegłorocznych meczów finałowych to Śląsk otrzymywał aż o prawie dziewięć rzutów wolnych więcej i zacząć zastanawiać się czy podkoszowe braki w składzie Legii uzasadniały aż tak dużą dysproporcję.
Dziś o godzinie 20 rozpocznie się rewanż. Jak będzie tym razem? Legia powinna przystąpić do gry w pełnym składzie. Na dodatek jako najgorętsza drużyna PLK ostatnich trzech miesięcy. Od czasu rozegranego w połowie lutego turnieju finałowego o Puchar Polski w Lublinie zespół Wojciecha Kamińskiego przegrał tylko raz – w Ostrowie Wielkopolskim ze Stalą. Początkowo wszyscy patrzyli na serię zwycięstw warszawian nieco podejrzliwie, zwracając uwagę na korzystny terminarz, ale 12 z 13 kolejnych meczów nie wygrywa się przypadkiem.
– Jesteśmy mocni. A nawet bardzo mocni – mówi tuż przed rozpoczęciem rywalizacji z mistrzami Polski lider Legii i zdecydowanie najlepszy snajper PLK Kyle Vinales.
Gdy Amerykanin w styczniu wzmacniał zespół z Warszawy, sami zastanawialiśmy się, czy sobie w PLK poradzi, wsłuchując się w głosy z Francji sugerujące, że nie może okazać się wielką dziurą w defensywie. Faktycznie, fizycznie przy liderze Śląska Jeremiahu Martinie Vinales nigdy nie stał. Wygląda przy nim niczym lekki koń wyścigowy przy roboczym, pociągowym.
Martin też jest szybki, przyjemność sprawia nie tylko oglądanie pracy, którą wykonuje w obronie, ale także momentów, gdy z piłką w ręku wyprowadza kontrę Śląska. Ale to raczej koszykarz, którego styl gry podziwiać są w stanie tylko ci nieco bardziej wyrobieni kibice koszykówki. Tych we Wrocławiu nie brakuje, lecz nawet tam głosów narzekań na Martina było w tym sezonie mnóstwo.
Jeśli o losach półfinału będą decydowały – jak to często bywa w playoff – indywidualne umiejętności ofensywne największych gwiazd, mogą odżyć wspomnienia o popisach Trice’a – gdy kosz będzie dziurawił Vinales. O ile znajdzie wyrwy w bardzo solidnym defensywnym murze, który już w trakcie serii ćwierćfinałowej z Treflem prezentował Śląsk. Wrocławianie oprócz Martina mają przecież też innych obrońców, którzy będę uprzykrzać Amerykaninowi życie.
Ale nie mają nikogo, kto byłby w stanie, grając z piłką w ręce, robić takiej różnicy jak lider Legii.
Śląsk i Legia to dwa najbogatsze kluby w PLK w tym sezonie – ich budżety mogą się zbliżać do 10 mln zł. Oba zbudowały jednak składy w inny sposób. Wrocławianie, szykując się do długiej przygody z EuroCup,, postawili na ilość, dzięki czemu trener Ertugrul Erdogan nawet w playoff korzysta z bardzo szerokiej rotacji. Legia zainwestowała w gwiazdy. Na liście płac ma dwóch najlepiej zarabiających koszykarzy ligi – wspomnianego Vinalesa i Geoffreya Groselle’a, który roli lidera zespołu nie podołał.
Rywalizacją ze sobą Legia i Śląsk kończyły dwa ostatnie sezony. Oprócz wspomnianego finału, w rozgrywkach 2020/21 w ostrowskiej bańce wrocławianie dosłownie w ostatniej chwili, rzutem (występującego obecnie w lidze włoskiej Eijjaha Stewarta) na taśmę zdobyli wówczas kosztem warszawian brązowy medal.
Ale złej krwi miedzy klubami jest nieco więcej. Po pierwsze – oba mają swoje sekcje piłkarskie, których fani za sobą nie przepadają. Po drugie – szczególną sympatią nie pałają do siebie prezesi obu klubów od czasu, gdy zimą Legia jako jedyny klub koszykarski występujący w europejskich pucharach otrzymała publiczne dofinansowanie (w wysokości 750 tys. zł), a Śląsk obszedł się smakiem i jawnie skrytykował absurdalność tej decyzji. Po trzecie – w Śląsku „od zawsze” szarą eminencją pozostaje Grzegorz Schetyna, od lat wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej. Na strojach Legii można odnaleźć loga spółek skarbu państwa zarządzanych przez polityków Prawa i Sprawiedliwości.
Ale to wszystko tylko mniej istotne tło. Najważniejszy pozostaje sportowy kurs kolizyjny, na którym znalazły się obie drużyny. I dla Legii, i dla Śląska brak złotego medalu w tym sezonie będzie po prostu porażką. I Śląsk, i Legia mają świadomość tego, że po zakończeniu półfinału najważniejsze wyzwanie związane z mistrzowskimi ambicjami mogą mieć już za sobą.
Nie zmienią jej, nawet słysząc o tym, jak wiele osób w Ostrowie Wielkopolskim i Szczecinie czytając te słowa się znacząco uśmiechnęło.
Popiołek prawdę ci powie
Stefan kontra Karol 3:8
Karol kontynuuje znakomitą passę – już po raz piąty z rzędu wygrał starcie ze Stefanem, tym razem stawiając na wygraną Kinga w meczu numer 5 ćwierćfinałowego starcia z Anwilem.
Pytanie na dziś: Jeremiah Martin kontra Kyle Vinales – który z nich zaliczy w pierwszym meczu półfinału większy dorobek liczony jako sumę punktów, zbiórek, asyst, przechwytów i bloków.
Piotr Karolak: stawiam na Martina, bo jak mawiają starzy koszykarscy górale – atak sprzedaje bilety, ale mistrzostwa wygrywa się obroną!
Marcin Stefański: Vinales, bez dwóch zdań.
Liczba dnia – 10,42
Różnica w średniej zbiórek na mecz w trakcie I rundy playoff 2023 między Legią (43,67) z Śląskiem (33,25).
Dla porównania – w trakcie sezonu zasadniczego warszawianie też byli najlepiej zbierającą ekipą PLK (39.93). Śląsk zajął w tej klasyfikacji dość odległe, 10. miejsce (36,13).
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>