To nie jest sytuacja porównywalna z czasami, gdy kibice nad Wisłą czekali na debiut w NBA Cezarego Trybańskiego, Macieja Lampego czy Marcina Gortata. Byli wówczas w swoich tęsknotach za ujrzeniem rodaków na parkiecie swojej ulubione ligi mocno osamotnieni. Za oceanem zasadniczo nikt – może poza najbardziej zaangażowanymi fanami ówczesnych klubów naszych graczy – z wypiekami na twarz na ich pierwszy mecz nie czekał.
Z Jeremym Sochanem jest inaczej. Po Lidze Letniej w Las Vegas – którą opuścił ze względu na chorobę – jego nazwisko było wymieniane niewiele rzadziej od tych należących do graczy wybranych w czołowej szóstce ostatniego draftu i zachwycających potencjałem.
Powód? Sochan, choć rozegrał w NCAA pełen sezon, wciąż przez wielu amerykańskich ekspertów jest uważany za nierozpakowane pudełko czekoladek. – Jeśli nauczy się rzucać, będzie w NBA kimś – powtarzają, ale w postępy rzutowe Polaka zazwyczaj wątpią.
Spośród zawodników wybranych w najlepszej 10 ostatniego draftu więcej znaków zapytania towarzyszy jedynie Sheadonowi Sharpe’owi. Ale ten, wybrany z siódmym numerem przez Blazers – choć są tacy, którzy twierdzą, że ma w sobie wewnętrznego Michaela Jordana – nie rozegrał żadnego meczu w lidze akademickiej, a podczas Ligi Letniej kontuzja wyeliminowała go z gry po zaledwie 5 minutach.
Debiut Sochana jest wyczekiwany w wielu ważnych miejscach amerykańskiej koszykówki.
Pierwszym rywalem Spurs Sochana będą lokalni rywale – Houston Rockets. Oba kluby łączy nie tylko Teksas, ale i podobne plany przed nowym sezonem. Mają zamiar koncentrować się na rozwoju talentów młodych graczy i kompletowaniu porażek. Tak wytrwale, by w maju 2023 do loterii draftowej przystąpić jako jedne z trzech najgorszych drużyn NBA. Tylko one otrzymają premię w postaci 14-procentowej szansy wylosowania numeru 1 i pozyskanie tego gościa:
Sochan i Wembanyama razem? Oglądalibyśmy! Póki co w dzisiejszym spotkaniu w Houston przeciwko Rockets Polak zagra bez wsparcia dwóch potencjalnie najlepszych graczy Spurs: Keldona Johnsona i Josha Primo. Obaj leczą kontuzje, choć powinni być gotowi na pierwszy mecze sezonu regularnego (18 października z Charlotte Hornets).
Mecze przedsezonowe należy traktować z przymrużeniem oka, lecz my dziś w nocy będziemy je mieli szeroko otwarte. Nurtują nas odpowiedzi na trzy podstawowe pytania:
– czy porównywany do Draymonda Greena Polak od pierwszego meczu z piłką w rękach będzie inicjować akcje Spurs?
– czy – podobnie jak trenerzy Butler – Gregg Popovich pozwoli mu rzucać za 3?
– jak wypadnie w starciu z wybranych z numerem 3 draftu i świetnie rzucającym z dystansu Jabari Smithem?
W poniedziałek nad ranem powinniśmy być w sprawie „Sochan w NBA – szanse i zagrożenia” mądrzejsi. Nieznacznie, ale jednak.