Lakers po szokującym pozyskaniu Luki Doncicia wyrośli na jednego z faworytów obecnego sezonu NBA, ale póki co walczą gównie o to, by utrzymać przewagę własnego parkietu przed playoff. W czwartkowy wieczór w Chicago byli na dobrej drodze. Po trzech kwartach prowadzili 16 punktami. Jeszcze 15 sekund przed końcem – pięcioma.
Później nastąpiła jednak sekwencja wydarzeń, która na pewno na dłużej zapisze się w pamięci kibiców NBA.
Amerykańscy komentatorzy meczów NBA niekoniecznie przesadzali – to była bez dwóch zdań jedna z najdzikszych końcówek, jakie widzieliśmy w ostatnich latach.
– Okazali się mocno nieustępliwi – skomentował lakonicznie 44 punkty zdobyte przez Bulls w czwartej kwarcie trener Lakers JJ Redick.
– Nigdy wcześniej nie udało mi się trafić takiego rzutu z połowy boiska. Być może już nigdy więcej się nie uda. Mogliśmy w tym meczu rzucić ręcznik, ale byliśmy odporni. Gdy już rzuciłem piłkę w kierunku kosza w ostatniej akcji, zrobiłem to, mając pewność siebie – mówił Josh Giddey.
Australijczyk, który powoli wyrasta na nowego lidera Bulls, był nie tylko autorem zwycięskiego rzutu i niewiele mniej istotnego chwilę wcześniej przechwytu na LeBronie Jamesie. Cały mecz grał świetnie. Występ zakończył z triple-double – 25 punktów, 14 zbiórek, 11 asyst.
– Doszło do nieporozumienia chwilę przed moim podaniem, ale to nie zmienia faktu, że było ono w moim wykonaniu po prostu okropne – komentował LeBron, który mecz zakończył z dorobkiem 17 punktów i 12 zbiórek.
– Dewastujące poczucie – przegrać w ten sposób mecz. Z piekła rodem – dodał Redick.
Mimo porażki Lakers (44-29) wciąż utrzymują czwarte miejsce na Zachodzie. Bulls (33-40) przez cały sezon mocno rozczarowywali swoich kibiców, ale ostatnio grają znakomicie – wygrali aż 9 z 11 ostatnich meczów. W tabeli Wschodu są na dziewiątym miejscu, ale kontynuują pościg za Orlando Magic (35-28) i Atlanta Hawks (36-38), by fazę play-in rozpoczynać na własnym parkiecie.
Trudno się dziwić – w United Center ewidentnie potrafią dokonywać cudów.