Sytuacja ekipy z Ostrowa jeszcze przed rozpoczęciem meczu ze zdobywcą Pucharu Polski była fatalna – kolejne kontuzje wyłączyły z gry w trakcie tego sezonu aż pięciu jej koszykarzy. Tych z jako takim doświadczeniem gry na wysokim poziomie zostało Andrzejowi Urbanowi do dyspozycji jedynie sześciu.
W trakcie czwartkowego starcia w Wałbrzychu ta liczba jeszcze zmalała – do pięciu. Po 22 minutach gry nie był w stanie kontynuować pozyskany niedawno przez Stal Jalen Riley (14 punktów, 4 asysty).
Goście, choć rozpoczęli mecz od 10-punktowej straty (10:20), nie poddawali się jednak nawet na moment. Nawet wtedy, gdy skład uzupełniał niedoświadczony junior 18-letni Jacek Rutecki (23 minuty, 5 punktów). Stal dość szybko odrobiła straty, wyszła na prowadzenie i była o krok od zapewnienia sobie wygranej jeszcze w regulaminowym czasie gry.
Prowadziła 82:77 20 sekund przed końcem. Ale Górnik zdołał doprowadzić do dogrywki.
Prowadziła 94:90 niespełna 10 sekund przed zakończeniem pierwszej dogrywki. Ale Górnik raz jeszzcze zdołał doprowadzić do dogrywki.
– Śmiałem się wówczas z kolegów, że chcą mnie chyba zabić. Przecież w moim wieku nie powinno się już chyba grywać po ponad 40 minut w meczu – śmiał się Damian Kulig (40 minut, 15 punktów, 9 zbiórek), który oczywiście im bliżej było końca spotkania, tym stawał się… coraz lepszy.
Ostrowianie przegrywali 99:100 w drugiej dogrywce, a po popełnieniu piątego przewinienia stracili swojego najpewniejszego strzelca Paxsona Wojcika (46 minut, 23 punkty, 10 asyst, 6 zbiórek). Na boisko musiał wrócić Rutecki, lecz niezłomni goście się nie poddali. Ostatecznie to oni – po równie skutecznych, co wyrachowanych akcjach duetu Kulig – Max Egner (!, 38 minut, 10 punktów, 3 zbiórki) z pomocą Tima Lambrechta (46 minut, 23 punkty, 14 zbiórek, 5 asyst) i Adasa Juskeviciusa (34 minuty, 18 punktów) – zdołali wyrwać rywalowi dwa bezcenne punkty.
Wygrana w Wałbrzychu powoduje, że Stal została ostatnim w tym sezonie PLK zespołem, który odniósł na wyjeździe co najmniej dwa zwycięstwa. Z dorobkiem 9-14 w tabeli ostrowianie mogą nieco śmielej spoglądać za siebie, mniej obawiając się nerwowej walki o utrzymanie do ostatniej kolejki. Kibice z Ostrowa obecny sezon najprawdopodobniej będą chcieli szybko zapomnieć – bo wątpliwe, by grając w tak okrojonym składzie Stal było stać na walkę o play-in – ale akurat wyjazdowe zwycięstwo z Górnikiem mogą pamiętać dłużej.
– Sporo oglądam koszykówki, ale okoliczności jakie miały miejsce w tym meczu są naprawdę rzadko spotykane. Imponujące, że moja drużyna nie zwiesiła głów, bo mamy okropny sezon. Nie tylko, jeśli chodzi o kontuzje. Poprzedni mecz też mieliśmy już w garści, ale nie udało się wygrać. Tutaj w końcówce sytuacja się powtarzała. Popełniliśmy wiele katastrofalnych błędów, których nie jestem w stanie wytłumaczyć. Wiem, że teraz wszyscy internetowi napinacze – przepraszam, eksperci – zrzucą winę na trenera, że źle gra końcówki. Ale w końcówkach więcej zależy od zawodników – mówił trener Stali Andrzej Urban. – Nawet ciężko sobie wyobrazić jak ważne to dla nas zwycięstwo. Jakbyśmy dzisiaj przegrali, bylibyśmy w fatalnym położeniu. Riley doznał urazu, nie wiem na ile groźnego. Nie wiem nawet jak to skomentować poza tym, że w naszym przypadku w tym sezonie sprawdza się tylko jedna zasada: okazuje się, że zawsze może być jeszcze gorzej – dodawał.
Dla Górnika była to już trzecia przegrana w czterech ostatnich meczach ligowych z rywalami spoza ligowej czołówki – wcześniej podopieczni Andrzeja Adamka przegrali z Dzikami i Czarnymi. Mimo kolejnego niepowodzenia zdobywca Pucharu Polski 2025 zachowuje miejsce w czołówce tabeli. Obecnie zajmuje trzecie miejsce.
6 komentarzy
spadnie,spadnie
Stal pokazała stalowy charakter.
Górnik już tonie.
wydmuszka z Wałbrzycha……..play-in?
Panie trenerze, nie ma co winić internautów, jak pan wygra jakiś tytuł, tysiące ludzi będzie pana wielbić. Wtedy. W tych zasadach nic się nie zmieniło.
A dla mnie taktyka Górnika w tym meczu zupełnie bez sensu.
Górnik nikogo już niczym nie zaskoczy. Ostatnie 5 meczów to bilans 2-3, a byłoby 1-4, gdyby trener Zielonki nie spieprzył koncertowo końcówki. Za kilka dni będą bęcki od Anwili.
Niecierpliwie czekamy na wpisy tego zbydlęconego oszołoma, Starego Kaesiaka.