PAOK BC – Anwil Włocławek 104:96
Gdy na początku trzeciej kwarty koszykarze gospodarzy prowadzili już różnicą 20 punktów (65:45), zapowiadało się, że Anwil w Salonikach nie tylko ostatecznie pogrzebie szansę awansu do drugiej fazy FIBA Europe Cup, ale też uczyni to w wyjątkowo przygnębiającym stylu. Włocławski zespół szczególnie źle funkcjonował w defensywie, która od początku sezonu jest piętą achillesową ekipy prowadzonej przez Grzegorza Kożana.
W pierwszej połowie środowego spotkania Anwil pozwolił greckiej drużynie na zdobycie aż 55 punktów z 37 rzutów z gry, zupełnie nie wyglądając na zainteresowanych w utrudnianiu im popisów strzeleckich. Włocławianie zaledwie sześć razy sfaulowali rywali, a gospodarze mogli grać na tyle swobodnie, że przy 16 asystach popełnili zaledwie 3 straty.
Od wspomnianego stanu 45:65 uległo to jednak zmianie – goście zaczęli przekazywać krycie, w czym bardzo dobrze zafunkcjonował choćby Kacper Borowski, który okazywał się trudny do minięcia dla obwodowych PAOK-u. Gracze Anwilu wstrzelili się też z dystansu i w trzeciej kwarcie aż sześciokrotnie trafili zza linii 6,75 metra.
Polski zespół kolejne dwanaście minut wygrał zatem aż 39:17 i po trójce z narożnika Michała Kołodzieja w 34. minucie był już lepszy o dwa punkty (84:82). To było jednak ostatnie prowadzenie Anwilu w środowym spotkaniu. W decydujących minutach gracze gospodarzy znaleźli sposób na utrzymywane przez polski zespół zamiany krycia, a oprócz skutecznego w końcówce Elvara Fridrikssona (17 pkt) we włocławskiej drużynie zabrakło pewnych opcji w ataku.
Szansę zwycięstwa ostatecznie pogrzebała nieudana i być może też zbyt pochopna próba wymuszenia faulu przy rzucie za trzy punkty przez Michała Michalaka (17 pkt, 4×3), który przy czteropunktowym prowadzeniu gospodarzy (98:94) w ten sposób chciał na 40 sekund przed końcem przechytrzyć defensywę gospodarzy.
Anwil przegrał ostatecznie 96:104 i z bilansem bilansie dwóch zwycięstw i trzech porażek ostatecznie stracił szansę na awans do drugiej fazy tegorocznej edycji FIBA Europe Cup. Kończący rywalizację mecz z kosowskim BC Trepca będzie już pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia.
Energa Trefl Sopot – Absheron Lions 98:78
Po dwóch przegranych z rzędu – szczególnie bolesna była ta w derbach Trójmiasta z Arką Gdynia – koszykarze Trefla Sopot chcieli w środę wrócić na zwycięską ścieżkę, a przy korzystnym wyniku meczu w Tallinnie, także zapewnić sobie awans do najlepszej „16” FIBA Europe Cup.
Oba te założenia udało się zrealizować. Sopocianie pewnie pokonali Absheron Lions, a mecz był wyrównany tylko w jego pierwszej kwarcie. Gdy jednak Paul Scruggs i Mindaugas Kacinas zdobyli w jej końcówce sześć punktów z rzędu, to zespół Trefla nie pozwolił już rywalom nawiązać walki.
W odniesieniu wygranej sopocianom nie przeszkodziła bardzo zła skuteczność w rzutach zza linii 6,75 metra, skąd trafili tylko 8 z 34 oddanych prób. Zanotowali za to aż 17 zbiórek w ataku i 31 asyst, zdobywając jednocześnie imponujące 33 punkty po stratach rywali.
Jedynym rywalem Trefla do zajęcia pierwszej pozycji w grupie I był drugi z azerskich zespołów – Neftchi IK. W środę ostatecznie sprawa awansu została jednak rozstrzygnięta, gdyż koszykarze Neftchi przegrali 80:88 w Tallinnie z BC Kalev/Cramo.
W drugiej fazie FIBA Europe Cup sopocianie zagrają z triumfatorem w grupie K ze zwycięzcą grupy A – hiszpańską Murcią, nieznanym jeszcze zespołem, który zajmie szóste miejsce w klasyfikacji drużyn z drugich miejsc, a także niemieckim Rostock Seawolves. W tej ostatniej ekipie występuje dwóch byłych graczy Trefla: Łukasz Kolenda i Belg Andy Van Vliet, a prowadzi ją duet trenerski Przemysław Frasunkiewicz i Piotr Blechacz.
PGE Start Lublin – Rilski Sportist 76:73
Mecz w Lublinie był już bez znaczenia dla losów rywalizacji w grupie A – zarówno Start, jak i Rilski już wcześniej stracili szansę awansu na rzecz hiszpańskiej Murcii. Koszykarze Startu przystępowali jednak do środowego spotkania po serii sześciu przegranych z rzędu w starciach ligowych i pucharowych.
W takich okolicznościach każde zwycięstwo cieszy i wicemistrzowi Polski udało się tą czarną serię przerwać dzięki wygranej 76:73. Lubelski zespół po raz kolejny pokazał się jednak z bardzo nierównej strony – po dobrej, wygranej 42:26 pierwszej połowie, w drugiej przez 18 minut zdobył tylko 24 punkty.
To pozwoliło gościom nie tylko odrobić straty, ale nawet objąć prowadzenie 73:72. W ostatniej minucie dwoma skutecznymi akcjami popisał się jednak Jordan Wright (12 pkt), a niecelny okazał się rzut za trzy punkty Krasimira Petrowa, który mógł dać gościom dogrywkę.
Najskuteczniejszymi graczami Startu byli w tym spotkaniu Brian Griffin i Elijah Hawkins, którzy zdobyli po 15 punktów. Warto zauważyć, że rozgrywający Startu niespodziewanie zaczął mecz z ławki rezerwowych – w pierwszej piątce gospodarzy zastąpił go Bartłomiej Pelczar.