Strona główna » Szwonder: Golden State Warriors – oni znowu to zrobili!
NBA

Szwonder: Golden State Warriors – oni znowu to zrobili!

0 komentarzy
Zespół Stephena Curry’ego stąpał przez ostatnie miesiące po kruchym lodzie. Po pozyskaniu Jimmiego Butlera na początku roku i szokującym zwycięstwie nad Houston Rockets w playoff wszyscy latem oczekiwali od Warriors kolejnych wzmocnień i zwiększenia szans na sukces. Może nawet na kolejne mistrzostwo, już w następnym sezonie. Wypadki potoczyły się jednak nieco inaczej…

Tymczasem przez trzy miesiące nie wydarzyło się nic. Dosłownie.

Głównym powodem było niedogadanie się Warriors ze swoim wydraftowanym w 2021 roku (7. pick!) Jonathanem Kumingą. Podczas gdy reszta ligi podbierała najlepszych wolnych agentów i dokonywała istotnych wymian, Warriors stracili cały offseason, bawiąc się w przeciąganie liny ze swoim graczem. Decyzja w końcu jednak musiała zapaść – 1 października mijał termin podpisywania ofert kwalifikacyjnych z debiutantami.

Efekt? Kuminga dalej jest graczem Warriors. Na niezadowalającej go umowie – ale jest!

Stracony offseason? Niby tak. Ale to Golden State Warriors. Renoma organizacji wciąż przyciąga, zatem sztab klubu w trymiga uruchomił kontakty, uzupełnił skład i najbliższy sezon Warriors zapowiada się… co najmniej interesująco!

Tylko proszę, nie pytajcie o wiek nowych nabytków. Ale o nich nieco później.

Wróćmy jeszcze na chwilę do sytuacji z Kumingą. Negocjacje się przedłużały w nieskończoność, a każda kolejna oferta była dla koszykarza jak cios z otwartej. Podczas, gdy koledzy z rocznika draftu 2021 otrzymywali pięcioletnie umowy o wartości 150 milionów dolarów (Jalen Johnson z Atlanty, Jalen Suggs z Orlando), Warriors oferowali Kumindze po kolei:

a) debiutancką ofertę kwalifikacyjną za 8 milionów dolarów z klauzulą „no trade”

b) 2-letnią umowę na 45 milionów, z czego drugi rok to opcja drużyny

c) 3-letnią umowę bez opcji na 54 miliony

d) 3-letnią umową na 75 milionów z opcją drużyny na trzeci sezon

Obie strony miały swoje argumenty. Kuminga wierzy w swój potencjał i chce rozbić bank. Golden State Warriors z kolei mają napiętą sytuację finansową, w szczególności po pozyskaniu Jimmiego Butlera.

Przepychanki między obiema stronami przypominały rozmowę dwóch vintedziarzy.

Ostatecznie JK podpisał kontrakt 1+1 za 48.5 milionów dolarów. Nieco więcej niż proponowano, ale hej – opcja drużyny na drugi sezon oraz tekst Shamsa Charanii o tym, że „kontrakt został zbudowany tak, by można było go zerwać i renegocjować już w najbliższe lato” sugeruje jedno.

To tylko związek na pokaz.

Deal został podpisany, ale z pewnością zostanie wypowiedziany przed końcem. Drama nie została zakończona. Jej finał został jedynie odroczony.

Kuminga to wciąż gracz z dużym potencjałem. Niesamowicie atletyczny, umiejący grać jeden na jednego. Zapewnia powiew świeżości w podstarzałym składzie Warriors. Z drugiej strony – nigdy nie potrafił dopasować się do stylu Warriors. Niechętnie dzieli się piłką, ma potężne braki w obronie, brakuje mu pewnego rzutu za trzy punkty i momentami, mimo czterech lat gry w NBA, wydaje się być na boisku wciąż dość surowy. Tymczasem w Warriors w pierwszej piątce mamy nierzucającego Draymonda Greena i niechętnie rzucającego Butlera. Dorzucenie trzeciego gracza bez rzutu (Kuminga) kompletnie zabiłoby spacing i ofensywne flow ekipy.

Kuminga dostał swoje pięć minut w drugiej rundzie playoff przeciwko Minnesota Timberwolves. Zagrał wybornie, zdobywając średnio 24.3 punktów na ponad 55 proc. skuteczności w czterech ostatnich meczach serii. Wszystko to jednak nie miało większego sensu dla drużyny, bo tak duże minuty otrzymał już po wyłączeniu z gry (kontuzja) Stephena Curry’ego. Warriors nie mieli większych szans na zwycięstwo w serii, zatem z boku wyglądało to bardziej jak próba podbicia notowań Kumingi przed nadchodzącym offseason. Warriors przegrali wszystkie cztery mecze, w których Jonathan statystycznie błyszczał.

Nawet zanim Butler pojawił się w składzie, Kuminga nie wzbudzał zaufania Steve’a Kerra. Przez pierwsze cztery sezony JK rozegrał 258 meczów, ale tylko 84 w pierwszej piątce. Jego średnia minut z kariery to ledwie 22 minuty na mecz. Gdy zwrócimy uwagę na historię relacji z klubem, niechęć Kerra do grania Kumingą jest głębsza. Informacje o żalu drużyny wobec własnej decyzji z draftu 2021 (Warriors mogli pozyskać Giddeya lub Wagnera) nie dziwią…

Warriors pokazują na każdy możliwy sposób, że nie chcą u siebie kongijskiego koszykarza.

Jednocześnie też – nie chcieli go wymienić.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy słyszeliśmy o kilku nieoficjalnych propozycjach, które mieli usłyszeć. Pojawiało się nazwisko Alexa Caruso, Lauriego Markannena czy Malika Monka. Były sygnały z obozu Phoenix Suns oraz Sacramento Kings.

Ale po co wymieniać niechcianego zawodnika, skoro można przetrzymać go przez całe wakacje i pobawić się w przepychanki na najbliższy sezon, prawda? Tak, to sarkazm.

W pełni rozumiem biznesowe podejście i niechęć do oddania go za „mniej niż się należy„. Mówimy o siódmym picku, który być może kryje w sobie o więcej talentu niż do tej pory zobaczyliśmy…

Ale z drugiej strony – wszystko to dzieje się na oczach gościa, który w ostatnich 10 latach wyrwał klub z marazmu. Stephen Curry ma 37 lat. Chciałby jeszcze o coś powalczyć.

Oklahoma City Thunder pokazała, że czasem lepiej oddać młodego i perspektywicznego gracza (Josh Giddey) w zamian za weterana dopasowanego do drużyny (Alex Caruso). Może Warriors powinni podejść do problemu w podobny sposób?

Teraz, po podpisaniu kontraktu Warriors będą mogli wymienić Kumingę do innego klubu najwcześniej 15 stycznia 2026. Liczę na to, że do tej wymiany dojdzie. Warriors wzmocnią się graczem bardziej pasującym do ich profilu przed playoff, a Kuminga będzie mógł zostać (w najgorszym wypadku!) tank commanderem jednej z dołujących drużyn NBA.

W całym tym ambarasie najbardziej cieszy to, że Warriors ostatecznie jednak uratowali lato, podpisując kontrakty z kolejnymi weteranami – Alem Horfordem oraz bratem Stepha, Sethem Currym. Do gry wraca również na pełnej werwie De’Anthony Melton.

Źle nie jest. A jak jest naprawdę – opowiedziałem w swoim najnowszym filmie:

Łukasz Szwonder, KEEPTHEBEAT