Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Poniekąd już o tym pisaliśmy – zwracając uwagę na to, że podczas sparingu z reprezentacją Turcji w oczy rzucała się podkoszowa samotność Aleksandra Balcerowskiego. Ale jeśli talent Alperena Senguna i rozmiary Omera Yurtsevena były dla reprezentacji Polski problemem, to nie mniejszym może okazać się walka z duetem Jusuf Nurkić – Luka Garza, który w poniedziałkowy wieczór w hali w Gliwicach wystawią przeciwko Biało-Czerwonym Bośniacy, nasi potencjalnie najgroźniejsi rywale w walce o awans do drugiej fazy olimpijskich eliminacji.
Nurkić to jeden z najsilniejszych środkowych NBA ostatniej dekady. Do legendy przeszły historie o tym, jak jego talent został odkryty. To historia o buszującym po bośniackiej prowincji łowcy koszykarskich talentów, który w prasie czyta o niesłychanym wyczynie miejscowego policjanta postury niedźwiedzia typu „sam jeden własnoręcznie zapuszkował jedenastu rzezimieszków”. Chwilę później, zamawiając kolejne piwo, pyta barmana czy lokalny bohater posiada potomstwo.
Kilka lat później syn policjanta, Jusuf Nurkić, zostaje wybrany z nr 16 draftu NBA.
Brzmi jak legenda ze scenariusza filmowego, lecz w tej historii jest mnóstwo prawdy. Prawdą jest też, że za sprowadzeniem Nurkicia do Denver Nuggets stał polski skaut. Rafał Juć, bo o nim mowa, przyznaje, że był wówczas pewien, iż Bośniak zrobi większą karierę niż zawodnik wybrany w tym samym drafcie z 41. numerem. Niejaki Nikola Jokić, najlepszy koszykarz świata trzeciej dekady XXI wieku.
Niewiele się o tym mówi – bo Nurkić gra na peryferiach NBA, w Portland Trail Blazers – ale bośniacki środkowy to jedna z bardziej nieodgadnionych primadonn ostatnich lat. Zdarzało się, że lider jego drużyny Damian Lillard, chcąc zachęcić Jusufa do bardziej wytężonej pracy, obdarowywał go zegarkami. W trakcie kariery największy – dosłownie i w przenośni – gwiazdor Bośni i Hercegowiny zarobił już grubo ponad 100 milionów dolarów, ale wciąż lubi, gdy inni spełniają jego życzenia. Także w reprezentacji.
W NBA od końca stycznia Nurkić rozegrał zaledwie 8 meczów, bo jego drużynie – eufemizm – nieszczególnie zależało na zwycięstwach. Ale wesele zaplanował dopiero na koniec lipca. Efekt? Do przygotowującej się do gry w Gliwicach kadry dołączył tuż przed jej wylotem do Polski.
O tym, że Nurkić zamierza zagrać w turnieju kwalifikacyjnym niby było wiadomo od dawna. Kibice naszych rywali ostatecznie z ulgą mogli odetchnąć jednak dopiero wczoraj wieczorem, gdy ujrzeli tego tweeta.
Jeśli „Bośniacka Bestia” złapie rytm – jest naprawdę trudna do zatrzymania. Połączenie wzrostu (212 cm), wagi (zazwyczaj 125-130 kg) i iście zwierzęcej siły z nogami primabaleriny sfrustrowało już wielu kibiców Blazers i trenerów klubu z Oregonu. Wielu z nich po sześciu latach obserwowania Nurkicia wciąż żyje w przekonaniu, że to gracz, który nigdy nie wykorzystał więcej niż połowy talentu.
Ubiegłoroczna gra Jusufa na EuroBaskecie jest dobrym przykładem. Z jednej strony – 16.2 punktu oraz 7.0 zbiórki w pięciu meczach (w tym dwóch wygranych, m.in. ze Słoweńcami) piechotą nie chodzi. Z drugiej – dramatyczna, szczególnie jak na gracza o tych parametrach, skuteczność rzutów z gry (38.9 proc.), kuriozalnie wielka liczba rzutów za 3 (aż 5 na mecz przy ledwie 24-procentowej skuteczności) i zdecydowanie najgorszy wskaźnik +/- w drużynie na poziomie -10.0.
Biorąc pod uwagę fakt, w jaki sposób Nurkić „przygotowywał” się do gliwickiego turnieju, można być w związku z jego dołączeniem do zespołu rywali… względym optymistą.
Nie jest on jednak jedynym podkoszowym atutem naszych rywali.
Stwierdzenie, że Luka Garza jest legendą NCAA może wydawać się nieco na wyrost, ale – jednak jest. Cztery lata w Iowa dały mu kilka rekordów wszech czasów silnej konferencji Big Ten oraz statuetek w mniej lub bardziej prestiżowych wyborach najlepszego gracza ligi. Garza był maszynką do zdobywania punktów i zbiórek. Tych pierwszych w dwóch ostatnich sezonach gry zdobywał 23.9 oraz 24.1 i przez „Sporting News” został uznany najlepszym graczem NCAA. O poprzednim zawodniku, który wygrał ten plebiscyt dwa razy z rzędu mogliście słyszeć – to był on, Michael Jordan w latach 1983 i 1984.
Wcześniej też żaden koszykarz w historii Big Ten w obu kategoriach nie przekroczył bariery – odpowiednio – 2250 punktów i 900 zbiórek, dodając do tego ponad 100 trafionych trójek. Garza tego dokonał. Skauci z NBA od początku byli jednak wobec jego możliwości dalszego rozwoju mocno sceptyczni. Wrzucali go do szufladki „ot, Nikola Vucević dla bardzo ubogich – świetny gracz NCAA, ale za wolny/przyziemny na NBA, pewnie zostanie gwiazdą w Europie”.
Garza, dopingowany przez swojego ojca Franka (sam był koszykarzem, przez lata sadzał syna przed telewizorem i do znudzenia pokazywał manewry Kareema Abdul-Jabbara), się jednak nie zamierza poddawać. Choć pod górkę ma od początku. Nawet numer draftu, z którym został wybrany w 2021 roku przez Detroit Pistons (52.) wcześniej był czterokrotnie przez kolejne kluby sprzedawany. Po debiutanckim sezonie Garza przeniósł się do Minnesoty Timberwolves, gdzie wciąż nie wywalczył pełnoprawnego kontraktu. Pozostaje graczem na umowie two-way.
Występując w G League miewa jednak wciąż mecze, w których chodzi po wodzie. Jak chociażby ostatni o stawkę, jaki rozegrał – zakończony z dorobkiem 47 punktów i 15 zbiórek. Warto przed poniedziałkowym meczem rzucić okiem, by wiedzieć z czym/kim Balcerowskiemu, a pewnie też Jarosławowi Zyskowskiemu juniorowi przyjdzie się w poniedziałek mierzyć:
Bośniacki paszport Garza uzyskał dopiero w ubiegłym roku. Gdyby postarał się o niego wcześniej – nie zajmowałby miejsca dla naturalizowanego gracza. Mógł to zrobić bez większych problemów. Jego wujkiem jest Teo Alibegović, jeden z najlepszych słoweńskich koszykarzy lat 90. Jego synowie wybrali grę dla trzech różnych krajów – Słowenii, Bośni i Włoch. Siostrzeniec Luka urodził się już w Waszyngtonie.
– Pewnie mógłbym zagrać dla USA w jakichś meczach kwalifikacyjnych, ale ja od dzieciństwa, przebywając z mamą, babcią i dziadkiem nie miałem wątpliwości, że będę grał dla Bośni – twierdzi sam Garza.
– W przeszłości Bośniacy mieli problemy organizacyjno-finansowe, były pewne kłopoty z wykupieniem odpowiedniego ubezpieczenia dla Luki. Ale to już przeszłość – dodaje jego ojciec. – Przedstawiciele kadry USA namawiali nas, by syn zagrał dla nich przed trzy ostatnie lata, ale on postanowił dotrzymać słowa danego wcześniej rodzinie.
– Z Nurkiciem powinniśmy się świetnie uzupełniać, obaj potrafimy zdobywać punkty i spod samego kosza, i z dystansu. Zobaczymy jak to się będzie układać podczas obozu przygotowawczego – mówił Garza w lipcu, jeszcze przed rozpoczęciem przygotowań z reprezentacją, trenując we Francji z szykującym się do gry w MŚ Rudym Gobertem.
Najpewniej nie miał wówczas pojęcia, że Nurkicia spotka dopiero tuż przed tym, gdy wraz z całą drużyną wsiądzie na pokład samolotu lecącego do Polski. Ich wspólna gra i dyspozycja tego drugiego pozostaną wielką zagadką. Tak dla trenerów Bośni, jak i próbującego rozszyfrować tę drużynę sztabu szkoleniowego czwartej drużyny poprzedniego EuroBasketu.
Jedno jest pewne – Garza jest w formie. W ostatnim sparingu przed wyjazdem do Gliwic, wygranym przez Bośniaków 109:81 z Wybrzeżem Kości Słoniowej, zdobył swoje – zwyczajowe z czasów NCAA – 24 punkty.
Nie będzie wielkim zdziwieniem, jeśli to właśnie daleki rezerwowy Minnesoty Timberwolves z rocznym kontraktem o wartości niespełna 500 tys. dol. – a więc porównywalnym z tym, który z Panathinaikosem podpisał Balcerowski – będzie w poniedziałkowy sprawiał Biało-Czerwonych więcej kłopotów od zarabiającego 17 mln środkowego Trail Blazers. Ten ostatni na głowie miał ostatnio nie tylko ślub, ale także prowadzoną publicznie kłótnię z ojcem. Tym, który „sam jeden własnoręcznie zapuszkował jedenastu”. Nurkić nie zaprosił go na wesele, oskarżając, że w przeszłości bił nie tylko lokalnych rzezimieszków, ale także jego matkę.
Kolejna drama, a koszykówka jedynie gdzieś obok – mogą skomentować co bardziej złośliwi fani (trwonienia) talentu środkowego reprezentacji Bośni. Biorąc pod uwagę brak centymetrów i kilogramów w składzie naszej kadry, można mieć tylko nadzieję, że w Gliwicach zobaczymy kolejny etap tego procesu.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
3 komentarze
Kiedy są mecze? Będzie je można gdzieś zobaczyć? Proponuję zamknięte mecze kwalifikacji. Co Wy na to?
Za późno z tym pomysłem. Mecze w tvpis. A kiedy/o której dziecko z podstawówki jest w stanie sprawdzić jeśli ma komputer z netem.
Dobrze, że nie w tvpo.