Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Nie jest to wymarzony początek sezonu Śląska Wrocław, który przegrał w lidze 3 spotkania z pięciu rozegranych, a w Eurocup wszystkie trzy. Ciężko jednak jest się mocno czepiać zespołu prowadzonego przez Olivera Vidina, bo sytuacja z rozgrywającymi w tej drużynie jest, łagodnie mówiąc, pechowa. Jawun Evans, przewidziany na lidera drużyny, choć wrócił na chwilę, to znów jest kontuzjowany. Problemy ze zdrowiem mieli jednak już wszyscy gracze, którzy mogą odpowiadać za kreowanie gry w Śląsku – Łukasz Kolenda, Hassani Gravett i Aleksander Wiśniewski.
Śląsk nie miał więc za bardzo wyjścia – trzeba było szukać wzmocnienia na tej newralgicznej pozycji. Do Wrocławia trafił Frankie Ferrari, który po dwóch treningach z zespołem zagrał już w dużym wymiarze czasowym w niedzielnym, przegranym spotkaniu z Anwilem Włocławek (więcej TUTAJ>>).
Lider od pierwszej minuty
Amerykanin wyszedł od razu w pierwszej piątce i zrobił naprawdę dobre wrażenie. Brakowało mu skuteczności (tylko 2 na 12 z gry, 1/6 za i 1/6 za 3), ale rozumienie gry, widzenie parkietu, bardzo zaimponowało. Już po pierwszym meczu widać, że podkoszowi Śląska, którzy są jakby nie patrzeć największym atutem zespołu z Wrocławia, będą mieli sporo radości z gry z Ferrarim.
Ktoś, kto spojrzy tylko w statystyki po tym meczu powie, że bredzę. Ale naprawdę Amerykanin z miejsca starał się liderować zespołowi, brał ciężar kreowania gry na siebie, podpowiadał swoim kolegom, dyrygował nimi po dwóch stronach parkietu. Pokazał także, że ma głowę na karku – a to przytomnie sfaulował, a to udzielił mądrej pomocy w obronie, a to dobrze identyfikował mismatch w kryciu. No i też wie, gdzie i kiedy na parkiecie być – przecież miał 8 zbiórek.
Występ Ferrariego dał nadzieję, że Śląsk będzie miał wreszcie dyrygenta z prawdziwego zdarzenia. Skuteczności przyjdzie z czasem, tak samo jak i większa liczba asyst. Wrocławianie jednak z nim na parkiecie, bez względu na to czy będzie trafiał więcej rzutów czy nie, powinni lepiej wyglądać w ustawianej koszykówce.
W szybkim ataku koszykarze Śląska czują się świetnie i to wiadomo nie od dziś – problemem jednak była gra 5 na 5, w której ani Wiśniewski, ani gracze typu combo (a w takiej roli widzi trener Vidin Łukasza Kolendę i Hassaniego Gravetta) nie wyglądali jak do tej pory najlepiej.
Rzut też się pojawi
Trener Oliver Vidin na pomeczowej konferencji prasowej mówił jasno – Oceniam go dobrze po pierwszym meczu. Franco to jest dobry zawodnik, walczył ile mógł dzisiaj. Wiadomo, potrzebuje trochę czasu, żeby dojść do meczowej formy, bo nie grał długo. Ale walczył – 8 zbiórek, najmniejszy zawodnik na boisku, z tego 3 w ataku, 5 w obronie. Dziś nie dysponował dobrym rzutem, ale to jest naprawdę dobry shooter. Oceniam go dobrze po pierwszym meczu. Idziemy dalej, jeszcze przed nami dużo meczów. – rozwinął szkoleniowiec Śląska.
Ferrari będzie musiał docierać się z zespołem podczas kolejnych meczów – nie za bardzo innego wyjścia. Czasu na trening będzie naprawdę mało, wrocławianie będą właściwie grali teraz co 2 dni. Śląsk w kolejnych dniach czeka mecz u siebie z Arisem Saloniki (25.10) i potem wyjazd do Lublina (27.10).
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
1 komentarz
Szybki jak Ferrari…szybkoprzyjechał, a jeszcze szybciej odjechał…