Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Pierwszy raz wpadliśmy na siebie na parkingu, gdy odśnieżałam przednią szybę. Śnieg wciąż sypał, a on przechodził obok. Oczywiście, że w klapkach! Gdy w tym „obuwiu” wyższy ode mnie o ponad pół metra gigant sudańsko-etiopskiego pochodzenia zaproponował mi pomoc przy szuflowaniu mojego Seata, szeroko się uśmiechnęłam.
– Feels like Midwest, right? – zagadałam, bo gdy Trefl kilka tygodni wcześniej ogłaszał podpisanie kontraktu z Nunim Omotem zarejestrowałam, że nowa gwiazda PLK wychowała się w Minnesocie, gdzie półmrok i minusowe temperatury od listopada do marca są normą.
– Skąd wiesz jak jest na środkowym Zachodzie? – zdziwił się.
Analizy, analizy – od stolika kawowego do sofy
Po moim „chodziłam do szkoły w Wisconsin” w rozpromienionych oczach Omota ujrzałam napis „ohoo, jakaś bratnia dusza„. Jego uśmiechnięty wzrok szybko rozmroził szyby i przełamał pierwsze lody. Choć między Milwaukee a Minneapolis trwa (nie tylko sportowa) zażarta rywalizacja, nić porozumienia zawiązała się między nami automatycznie.
Podobny wiek i upodobania muzyczne tylko wzmocniły znajomość. Nuni szybko stał się przyjacielem naszej rodziny. Mój przyszły mąż też go polubił, a że był to okres covidowy, podrzucanie zakupów z „the bug store” (tak określał wiadomy dyskont) było nie do przecenienia.
Potem przyszedł spadek zachorowań. Otwarcie restauracji. Zachwyty nad de volaille’ami z baru „Jaros”, wagary w Bałtyckiej, a także – a raczej przede wszystkim – ten basket.
Ta chęć zwyciężania.
Trefl wygrywał – analizowaliśmy.
Przegrywał – analizowaliśmy.
Dywan w dużym pokoju to był high post, a flash cut do linii rzutów wolnych szedł od stolika kawowego do sofy.
Grając w koszykówkę Omot myśli głównie o mamie i starszym bracie, którzy wciąż mieszkają w Minnesocie po tułaczce przez cały świat z ogarniętej wojnami domowymi wschodniej Afryki. Obiecał im zapewnić jak najlepszy byt. Zawsze mentorem i autorytetem był dla niego Luol Deng, były gwiazdor NBA, z którym rozmawiał przez telefon regularnie. To właśnie Deng stworzył koszykarską reprezentację Sudanu Południowego. To on ją finansuje. To on na stanowisku trenera zatrudnił Royala Iveya.
Dla wielu – to po prostu asystent trenerów w kilku klubach NBA – w nowym sezonie Ime Udoki w Houston Rockets.
Dla Kevina Duranta – jeden z najlepszych kumpli.
Dla Denga – Ivey to przede wszystkim człowiek, który niemal ćwierć wieku temu, na początku jego przygody z amerykańską koszykówką, podarował mu parę butów, by ten mógł grać w basket.
Dla Omota obaj są pod względem sportowym wszystkim. To dzięki nim mój kumpel za rok zostanie olimpijczykiem!
„Zbudujemy coś wielkiego, zobaczysz!”
Doskonale pamiętam początki tworzenia kadry Sudanu Południowego. Rozmawialiśmy o tym w korku, jadąc do Wrzeszcza po buty i flat white ze Starba po jego powrocie z okienka kadrowego w lutym 2021. Zgrupowanie miało miejsce w Tunezji.
– Ola, mamy w sobie tyle ognia. Zbudujemy coś wielkiego, zobaczysz! – zapewniał.
Historii o tym, ile w afrykańskim baskecie talentu, ile możliwości słuchałam z zaciekawieniem. Nuni już wtedy był świetnym koszykarzem. Ma warunki idealnie skrojone do gry w obecnej koszykówce. Jest szybki, zwinny, zawsze pierwszy w kontrze. Świetnie rzuca z dystansu. Stara się w obronie. Mimo 28 lat wciąż ma perspektywy na to, by zostać skrzydłowym 3&D nawet w NBA. Swojego największego marzenia nigdy nie porzucił.
Jego drużyna narodowa przygotowania do mundialu, z uwagi na brak odpowiedniej hali, rozpoczęła na boisku… na zewnątrz. Nad głowami trenujących koszykarzy latały orły. Omot występ w mistrzostwa świata zakończył z imponującą linijką statystyczną. 14.4 punktu na mecz. 58.3 proc. skuteczności rzutów z gry. 52.9 – za 3. Do tego 2.8 zbiórki oraz 2 asysty w ciągu średnio 26 minut spędzanych w trakcie pięciu spotkań.
Wzruszające sceny z Dżuby
A i tak wszyscy go zapamiętają z tego starcia z Simaniciem…
Szkoda, bo te wygrane Sudańczyków na mundialu, ich awans do Paryża – to tak naprawdę jedna z najpiękniejszych historii, jakie w XXI wieku napisała koszykówka. Ale ona bywa też bolesna, a momentami – brutalna. Omot publicznie przepraszał za swój faul, który okazał się tak koszmarnie fatalny w skutkach dla Borisa Simanicia. Zapewniał, że modli się za jego zdrowie.
Jak mówi, tak jest! Ten chłopak przeszedł w swoim życiu tyle, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Coś o tym wiem. Rozmawialiśmy wczoraj przez chwilę, obejrzałam wzruszające filmiki z Dżuby.
„To dla nich, zobacz. Coś wielkiego!”
PS. Serbii życzę złota! Ale to już inna historia.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
1 komentarz
po prostu wielki pech Serba bo ten pojedynek wyglądał jak tysiące innych…
Komentarze są wyłączone