piątek, 4 października 2024
Strona główna » Samborska: Dziewczynka z Sopotu jest bardzo wzruszona
PLK

Samborska: Dziewczynka z Sopotu jest bardzo wzruszona

1 komentarz
Pamiętacie tego chłopca, kibica Startu Lublin z artykułu Piotra Karolaka zamieszczonego tutaj przed finałem Pucharu Polski? Trofeum zdobył Trefl, więc pozwólcie, że opowiem wam o dziewczynce, która od lat ściska kciuki za sopocki klub. Czyli o sobie.

Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>

Tekstu Piotrka Karolaka o duszy lubelskiego kibica koszykówki – ściskający za serducho każdego, kto do koszykówki czuje coś więcej – nie mogłam pozostawić bez odpowiedzi. Zresztą – zdjęcia tamtego lubelskiego chłopca też. Mąż mi wybaczy, że zamieszczam tu swoje, tytułowe sprzed 15 lat. Oliver Stević grał wówczas dla Śląska Wrocław, ale w sopockiej Hali Stulecia po Puchar Polski sięgnął Prokom Trefl.

Jakaż byłam przeszczęśliwa!

Mąż mi wybaczy, bo wie, że na punkcie koszykówki mam absolutnego hopla. Że dzięki niej – choć jesteśmy już po ślubie, a i od mojej matury dzieli mnie coraz więcej lat – wciąż pielęgnuję w sobie wewnętrzną, małą dziewczynkę, która dała się porwać basketowi.

Ta dziewczynka w niedzielny wieczór sukcesem swojego Trefla naprawdę mocno się wzruszyła!

A miała ona – w przeciwieństwie do chłopca z Lublina – w dzieciństwie niemało powodów do sportowej radości.

Wszystko zaczęło się za sprawą ś.p. wujka Rafała, brata mamy. Jego znajomy był wielkim kibicem koszykówki i sprezentował nam bilety. Miałam 11 lat i, jak każde dziecko w tym wieku, mnóstwo energii. Mecze Prokomu Trefla z miejsca wydały mi się tak kosmicznie widowiskowe. Grający w nich zawodnicy sprawiali wrażenie nadludzi. Niesamowici byli. Pochłonęło mnie. Bez reszty.

Śpiewałam o pomnikach dla Gorana Jagodnika.

Filipowi Dylewiczowi na urodziny zawsze przynosiłam własnoręcznie zrobione kartki.

Do Adama Wójcika ustawiałam się w kolejce po autograf. Przy każdej okazji. Miałam nimi wypełnione pół zeszytu, ale za każdym razem czułam się tak doceniona, gdy Adam pytał mnie „co słychać”, że nie mogłam sobie tej przyjemności odmówić. Dzięki temu Adam był z wydarzeniami mojego życia na bieżąco!

Od Dariusa Maskoliunasa zaczęła się moja fiksacja na punkcie Żalgirisu.

Płakałam po dyskwalifikacji Milana Gurovicia. I wręcz wyłam z radości, gdy ten sam Gurović w meczu numer 7 finału sezonu 2007/2008 w Zgorzelcu udowodnił, że był – i wciąż jest – jednym z najlepszych skrzydłowych w historii europejskiej koszykówki.

Uwielbiałam wyjazdy do Włocławka. A z tych do Kowna nigdy się nie wyleczyłam. 

Moi idole z dzieciństwa są obecnie uznanymi trenerami oraz mniej lub bardziej wpływowymi działaczami. A przede wszystkim, w wielu przypadkach – dobrymi kolegami. Dziś wymieniam z nimi spostrzeżenia po turnieju w Lublinie. Turnieju, którego ta moja mała dziewczynka wewnątrz mnie potrzebowała jak tlenu.

Bo ile można wmawiać sobie, że wszystko jest OK? Sprzątanie po nieudolnym zarządzaniu – OK. Utrzymanie w lidze – OK. Awans do fazy play-off – OK. Brak awansu – hm, jeszcze chwila i tez byłoby prawie OK?

Nie, ostatnie lata nie były OK. Od ostatniego prawdziwego sukcesu Trefla – brązowego medalu z 2014 roku, gdy na ławce trenerskiej siedział jeszcze Maskoliunas – upłynęło mnóstwo czasu. Dla mojej dziewczynki – cała wieczność. Przecież wiecie dobrze, że dzieciom czas płynie wolniej, prawda?

Aż nagle, w ciągu trzech dni od piątku do niedzieli zrobiło się bardziej niż OK. Ten Garrett Nevels, który niczym Donatas Slanina, seriami zdobywa punkty. Ten Rolands Freimanis, którego mimika, podobnie jak przed laty u (niesypiącego aż tak za trzy) Tomasa Masiulisa, nie zdradza, że w każdej chwili zadać może decydujący cios.

No i ten Jarosław Zyskowski jr – pogodny jak Dylek. Znów mogę sobie powiedzieć – pal licho sposób ułożenia rąk przy oddawaniu rzutu, skoro najważniejsza i tak pozostaje głowa. Oraz to czy rzuty wpadają.

Jeszcze ten grający z kontuzją Cameron Wells, twardy jak najlepsi zadaniowcy Trefla sprzed lat. Ten kolektyw zaprogramowany na obronę, skupiony i gotowy do pomocy, przechwytu i wsadu po szybkim ataku.

I wreszcie ten Żan Tabak, który na czasie wspomina o Spanish lay-upie. Choć nie wiem, czy będzie to floater jak u La Bomby, to jestem pewna, że będzie dobrze. Bo obecny trener Trefla swoją postawą i etyką pracy nawiązuje do tych swoich poprzedników, dzięki którym ta mała dziewczynka od dwóch dekad jest pochłonięta koszykówką.

Jedno Lublin i Sopot łączy – oba kluby nie narzekałyby, gdyby miały dwukrotnie więcej kibiców. Co najmniej. Nie wiem, jak będzie z tym w Lublinie, ale jestem przekonana, że wokół Trefla może się niebawem wydarzyć coś fajnego. Historia zatacza koło. Puchar Polski już mamy, a obecny skład drużyny i sztabu szkoleniowego daje nadzieje na kolejne sukcesy już niebawem. One mogą pomóc wychować nowe pokolenie miłośników koszykówki.

Już 11 marca w ERGO ARENIE derby Trójmiasta. Masz kilkunastoletnią siostrzenicę? Zabierz ją ze sobą na ten mecz. Niby nic, niby tylko jeden mecz – a dla niej to może być początek czegoś wielkiego. 

Dla Trefla zdobycie tego Pucharu Polski – też.

PS. Pani Aleksandro, gratuluję syna – proszę go serdecznie pozdrowić od dziewczynki z Sopotu!

Wycieczka na mecze NBA – zobacz Jeremy’ego Sochana w San Antonio! – info i zapisy >>

1 komentarz

Jacek 20 lutego, 2023 - 20:47 - 20:47

A Oliver Stevic dalej gra, choć ma prawie 40 lat. Teraz razem z Balcerowskim i Slaughterem w Gran Canarii.

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet