Strona główna » Rekordzista polskiej ligi: Anwil może stracić jedną ze swoich przewag!
PLK

Rekordzista polskiej ligi: Anwil może stracić jedną ze swoich przewag!

1 komentarz
– Moim pierwszym idolem był Reggie Miller, uwielbiałem jego pazur w grze, rzuty na zwycięstwo. Od niego wszystko się zaczęło. Słowo „wszystko” nie jest przesadą. Wyrosłem na gościa, który koszykówką żyje i koszykówką oddycha. Jestem od niej uzależniony – twierdzi Tayler Persons, który w trwającym sezonie PLK już trzy mecze zakończył z triple-double, a w sobotę wspólnie z kolegami z MKS zamierza ograć lidera tabeli z Włocławka. 

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

Aleksandra Samborska: Rozpocznijmy od NBA i transferu, który w ostatnich dniach rozgrzał kibiców – przenosin Pascala Siakama z Toronto do Indianapolis. Czy z Tyresem Haliburtonem w barwach Pacers będą współpracować równie efektywnie jak Tayler Persons i Nicolas Carvacho w MKS Dąbrowie Górniczej? 

Tayler Persons: Jestem kibicem Pacers, więc mam taką nadzieję! (śmiech). Na pewno ich dwójkowe zagrania mogą być, zachowując proporcje, równie widowiskowe jak nasze. Przed sezonem obawiałem się, że Haliburton nie sprosta ogromnym wymaganiom, które pojawiły się po tym, gdy podpisał kontrakt na 260 mln dol. Swoją grą przekracza jednak oczekiwania całej Indiany. Ale czy po wyleczeniu kontuzji i powrocie do gry szybko dopasuje się z Siakamem? To zależy nie tylko od tempa i kątów podań. Także od chemii poza boiskiem.

Wy z Nico ją macie?

Tak, trzymamy się razem, jesteśmy bliskimi kumplami. Trener MKS Boris Balibrea to widzi i zapala przed nami zielone światło, jeśli mowa o kwestii czytania gry i podejmowania samodzielnych decyzji na boisku. Z boku przekazuje nam jednak oczywiście cenne wskazówki i podpowiada, jak naszą współpracę zacieśnić, uczynić jeszcze lepszą. 

Jakim trenerem jest Balibrea? 

Najlepszym, z jakim przyszło mi dotychczas w Europie pracować! Różni się od innych trenerów PLK. Daje nam olbrzymią pewność siebie. To właśnie on tworzy wesołą atmosferę i daje dobrą energię, którą później zamieniamy na skuteczny atak. Jasne, czasem zwraca uwagę poszczególnym zawodnikom na nieprzemyślane zagranie czy zbyt szybko oddany rzut, ale zamiast krzyku wybiera konstruktywną rozmowę.

Trener Balibrea wie, kogo zakontraktował i nie próbuje nas na siłę zmieniać. Ja dostałem od trenera duży kredyt zaufania przed sezonem. Widzę, jak mocno się dzięki temu rozwijam. Szybciej niż kiedykolwiek wcześniej w karierze. Czuję, że zależy mu na tym, bym został rozgrywającym dużego formatu. 

TAyler Persons

Lubię to, jak Balibrea rozkłada koszykówkę na czynniki pierwsze i jak duże wsparcie okazuje graczom. Z trenerem dużo rozmawiamy. Także poza treningami. Interesuje się nami nie tylko jako koszykarzami, interesujemy go jako ludzie. Mamy świetne środowisko do komfortowej pracy, która ukierunkowana jest na ofensywny basket. To styl trenera i zbudowanej przez niego drużyny, w której wszyscy możemy punktować. W końcu mówimy o przedstawicielu hiszpańskiej koszykówki.

Ale mistrzostwa zdobywa się przecież obroną…

Dlatego poprawa defensywy to cel, który został postawiony przed nami na drugą część sezonu zasadniczego. Jestem przekonany, że jesteśmy jeszcze daleko od szczytowej formy. Jasne, zaliczyliśmy 6 wygranych z rzędu, ale trzeba stawiać sprawę jasno – nasza defensywa była nieszczelna. 

Cieszy niedawna wygrana ze Śląskiem po naprawdę dobrym meczu w obronie. Nasz trener nawołuje do mocniejszego nacisku. Obrazowo mówi, że w obronie musimy cierpieć. Skład został zbudowany w oparciu o graczy, którzy potrafią zdobywać punkty, widzisz, jakie tempo potrafimy utrzymać w ataku. Teraz jednak naszą grę musimy zbalansować.

W tym sezonie przeszedłeś już do historii polskiej koszykówki, notując jako pierwszy zawodnik w historii ligi aż trzy triple-double. Jakim cudem obrońca mierzący 188 centymetrów tak skutecznie walczy o zbiórki?

Cóż, wiele lat grałem w futbol amerykański, więc lubię grę opartą na kontakcie fizycznym. Nie obawiam się rywalizacji ze środkowymi, bo w futbolu, kiedy jesteś w natarciu, nie ma mowy o strachu. Duża w tym też zasługa mojego taty, który wychowując mnie zawsze podkreślał, że facet nie może być delikatny, że musi umieć stawiać opór. 

Inna sprawa, że w dzieciństwie bardzo szybko urosłem – głównie na przełomie 7. i 8. klasy – więc na początku przygody z koszykówką często grałem w pomalowanym. Dopiero później rówieśnicy mnie przerośli. W ten sposób stałem się takim osobliwym koszykarzem – rozgrywającym z dużym bagażem doświadczeń w grze pod koszem. 

Skoro grałeś też w futbol amerykański, to co zaważyło na wyborze koszykówki?

Futbol był przyjemnością, ale koszykówka – pasją. Akademiccy rekruterzy proponowali mi stypendia w college’ach z naprawdę dobrymi programami szkolenia w futbolu, ale ja uwielbiam interakcję z ludźmi. Ona jest możliwe właśnie w koszykówce. W futbolu widzisz tylko tyle, na ile pozwala kask, a publiczność jest daleko. W koszykówce, co pewnie widać przy okazji naszych meczów w tym sezonie, mogę nakręcać chłopaków przy okazji udanych akcji i toczyć słowne potyczki z rywalami. No i jeszcze jedna sprawa – w mojej rodzinnej Indianie basket jest po prostu najważniejszy. Każdy chce grać, wszyscy mają małe boisko przy domu. Koszykarska kultura udzielała się od dziecka. Od kiedy pamiętam z tatą i dziadkiem kibicowaliśmy Pacers w ich walce o pierścienie, których, niestety, nigdy nie założyli.   

Pamiętasz przynajmniej końcówkę dominacji wielkiego Reggiego Millera, jednego z najbardziej rozpoznawalnych graczy NBA lat 90.?

Tak, choć to smutne wspomnienia. Jako mały chłopiec mocno przeżyłem, że nie udało mu się zdobyć mistrzostwa w finale NBA 2000. Uwielbiałem jego zadziorność, ten pazur w grze, celne rzuty na zwycięstwo. To był mój pierwszy idol, od niego wszystko się zaczęło. Słowo „wszystko” nie jest tu żadną przesadą, bo wyrosłem na gościa, który koszykówką żyje i koszykówką oddycha. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że jestem od niej uzależniony. 

Jak dużo meczów oglądasz?

Mnóstwo. Zaraz po powrocie do domu od razu odpalam highlightsy. Potem włączam całe mecze – naszej ligi i wszystkie Euroligi. Uważam, że to pozatreningowa podstawa, jeśli chce się w Europie grać coraz lepiej i aspiruje do tego, by podpisywać wyższe kontrakty. Z uwagi na różnicę czasu i to, jak różni się nasza koszykówka od tego, którą widzi się w NBA, na spotkania swojej rodzimej ligi w sezonie zasadniczym patrzę rzadko. To właśnie meczów Euroligi staram się oglądać możliwie jak najwięcej. 

Na którym rozgrywającym z tych rozgrywek się wzorujesz?

Może lepiej zapytaj na którym się nie wzoruję! Nie potrafię wskazać jednego rozgrywającego. Oni potrafią niesamowicie kierować obroną i kontrolować tempo. Kibicuję Partizanowi, bo to dla mnie taki klub kompletny. Współtworzą go trener, zawodnicy i kibice. To prawdziwe piękno koszykówki. 

Myślisz, że kibice w Ameryce potrafiliby ten belgradzki fenomen docenić?

Może za 10 lat tak będzie? W USA jesteśmy już na etapie doceniania zawodników ze Starego Kontynentu. Luka czy Joker to koszykarskie produkty europejskiej szkoły, w której uczy się inteligentnej koszykówki od podstaw, a nie bazuje tylko na najzdolniejszych atletach. Coraz więcej graczy zza oceanu przychodzi do NBA i zmienia jej oblicze. Spójrzmy na to, ile mówi się teraz o Victorze Wembanyamie. 

W składach drużyn NBA są zawodnicy, którzy mogliby rozwijać się w Europie i doświadczyć tej niesamowitej rywalizacji, ale z ich, nierzadko politycznych, kalkulacji wynika, że lepiej jest siedzieć na ławce i być niezbyt ważną częścią rotacji.

Jestem Amerykaninem, zawsze w sercu będę miał Team USA, ale nasz prymat już się zaciera, co dobitnie pokazał ostatni mundial. Europa nas goni, są tu świetni trenerzy, którzy – co trzeba bardzo mocno podkreślić – zwracają uwagę na często zapominane już w Stanach koszykarskie fundamenty.

Tayler persons

Przed tym sezonem po raz trzeci w karierze podpisałeś kontrakt z polskim klubem. Właściwie – dlaczego? 

Polska to mój ulubiony kraj do życia! Z żoną poznajemy tu fantastycznych ludzi. W Stanach szaleje drożyzna, więc w Polsce dla naszego dwulatka kupować możemy więcej, ale to nie jest główny powód. Mam po prostu porównanie z innymi miejscami i Polska jest bardzo bezpiecznym krajem. W mojej ocenie to doskonałe miejsce na życie rodzinne. Bez względu na to co przyniesie przyszłość, zawsze będziemy mieli do waszego kraju ogromny sentyment. Zawsze będę poważnie rozważał powrót do Polski, gdy tylko dostanę ofertę kontraktu. 

Rodzinnie eksplorujecie Zagłębie i Śląsk? 

Oczywiście! Kiedy temperatura pozwalała na spacery i plażowanie dużo czasu spędzaliśmy nad jeziorami Pogoria. Chętnie sprawdzamy parki i place zabaw. Staramy się, by syn miał dużo ruchu i atrakcji, więc nie ma miejsca na nudę. Katowice są tylko 20 minut od nas. Ulubiony park mamy w Sosnowcu. Zanim przyszły większe mrozy, jeździliśmy tam trzy razy w tygodniu. W MKS jest dużo rodzin, które są otwarte na nawiązywanie znajomości. Jeśli bariera językowa nam tego nie uniemożliwia, poznajemy kolejnych rodziców z dziećmi. 

Dąbrowa Górnicza przypomina mi trochę moje rodzinne Kokomo w Indianie. Nie jest rozległa, wszystko mamy na miejscu. Żonie naprawdę się tu podoba, a jak wszyscy wiemy „happy wife to happy life”! (śmiech) Musimy tylko jeszcze wrócić do Krakowa. Raz byliśmy, ale to zdecydowanie za mało! Ten plan przesuwamy jednak w czasie, bo teraz, koszykarsko, dzieje się u nas tak wiele, że trudno nadążyć. 

No właśnie – już w sobotę w Hali Centrum podejmiecie lidera PLK Anwil Włocławek. Jak przebiegają przygotowania do tego meczu?

Bardzo intensywnie, czuję, że to będzie dobre widowisko. Mam olbrzymi szacunek do tego, jak gra Victor Sanders. Na dziś to bezdyskusyjny MVP naszej ligi. Żeby go ograniczyć, pracujemy nad różnymi pomysłami. Dołożymy wszelkich starań, by miał u nas ciężko, by żadne z jego podań i żaden z szalonych rzutów, którymi regularnie zaskakuje rywali, nie miał łatwiej drogi do celu. On rzeczy dla 90 proc. koszykarzy niewykonalne robi od niechcenia. Żeby powstrzymać tego typu graczy konieczna jest zespołowa praca w defensywie. 

Ale Anwil to nie tylko Sanders. Są też znakomici strzelcy jak Jakub Garbacz, wysocy gracze, którzy rzucą z dystansu jak Luke Petrasek, i tacy, którzy nawet nie podejmują prób zza łuku, ale potrafią siać spustoszenie pod obręczami. W sobotę dużo będzie zależało od tego, jak rozpocznie się mecz. Będziemy jednak przygotowani na różne scenariusze. Jestem podekscytowany rywalizacją z liderem we własnej hali. Chciałbym, aby moja ekscytacja udzieliła się całej Dąbrowie Górniczej. Anwil pozbawiony wsparcia swojej niesamowitej publiczności może stracić jedną z przewag. Tak może być w niedzielę, choć wiem, że bilety są jeszcze dostępne. Uwielbiam głośny doping, on mnie napędza, więc apeluję do kibiców MKS: przyjdźcie w sobotę do naszej hali i dajcie z siebie wszystko. My odwdzięczymy się tym samym, grając naszą żywiołową i drużynową koszykówkę. Niech się dzieje!

Rozmawiała Aleksandra Samborska, @aemgie 

Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>

1 komentarz

Michał 19 stycznia, 2024 - 20:48 - 20:48

Mecz w sobotę dla korekty. 🙂

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet