LeBron, Curry, Giannis i Sochan na żywo! Leć na mecze NBA do Los Angeles i San Antonio >>
Wydawało się, że w Śląsku )choć nadal dręczonym przez kontuzje) sprawy wreszcie zaczną iść ku lepszemu – do gry wrócił Mateusz Zębski, a zadebiutować na obwodzie mógł Marek Klassen. MKS za to do Wrocławia pojechał już bez amerykańskiego skrzydłowego, Jeriah Horne’a (który przenosi się do Zielonej Góry). W jego miejsce w pierwszej piątce pojawił się na pozycji numer 4 Maciej Kucharek. Polakowi jednak dość długo piłka nie chciała wpaść do kosza. Tylko jeden rzut za 3 celny z sześciu oddanych przeleciał przez obręcz i siatkę.
Trener Boris Balibrea jednak większość prób swoich graczy, nie tylko Kucharka, nagradzał brawami. Dąbrowianie próbowali narzucić swój styl gry i Śląsk momentami dawał się porwać temu „szaleństwu”. Już w pierwszej kwarcie zameldował się na parkiecie Klassen, ale Kanadyjczyk zaczął od dwóch strat i delikatnej nerwowości.
Po kilku minutach widzieliśmy już za to Klassena rozdającego asysty i zdobywającego punkty wjazdem na kosz. W perspektywie całego meczu Kanadyjczyk jednak nie zaistniał (w drugiej połowie niewidoczny) – 2 punkty i 3 asysty (3 straty). Sporo wiatru w ataku gospodarzy robił drugi, „stary” rozgrywający. Kendale McCullum był najlepszym zawodnikiem ekipy z Wrocławia w poprzednim meczu w Łańcucie, ale i tym razem także wiele pozytywnego wynikało z jego gry – przynajmniej w pierwszej połowie.
W drugiej za to atak Śląska zaciął się, co było spowodowane (tak tak) dobrą obroną MKS-u. Dąbrowianie z wielkim zaangażowaniem starali się zatrzymać pick and rolla granego z Dusanem Mileticiem i udało im się wielokrotnie zmusić graczy Śląska do trudnego, nieplanowanego rzutu. Po celnych rzutach wolnych Lovella Cabbila goście po raz pierwszy w tym spotkaniu wyszli na prowadzenie i mecz zdawał się przechylać w ich stronę.
Gospodarze mieli przed czwartą kwartą 2 punkty do odrobienia, ale poważniejszym problemem wydawało się znalezienie nowych opcji w ataku, innych niż gra ze środkowym. Co gorsza dla Śląska, widać było, że chwilowo uciekła gdzieś koncentracja, bo inaczej nie można wyjaśnić zbiórki ofensywnej i dobitki Cabbila, po własnym niecelnym rzucie wolnym.
W trudnym momencie szarpnął Hassani Gravett. Jego kolejna trójka zmniejszyła straty i wyraźnie otrzeźwiła pozostałych graczy Śląska. Kilka chwil później Amerykaninowi udało się dograć wreszcie piłkę do Mileticia i wrocławianie tracili już tylko 2 oczka do rywali (2:30 do końca). MKS też miał jednak lidera na trudne chwile.
Tyler Persons bardzo mądrze i cierpliwie rozwiązywał kolejne akcje w ataku, a po jego trafieniu z półdystansu nad Gravettem było z powrotem +4, czyli przewaga dwóch posiadań. Śląsk w końcówce nie miał trochę szczęścia, ale też sam sobie nie pomógł. Najpierw dość przypadkowo faul w ataku złapał Daniel Gołębiowski, a potem gospodarze po 20 sekundach agresywnej obrony w końcu dopiero sfaulowali.
Czasu było już w finalnym rozrachunku zbyt mało, by nawiązać walkę i jeszcze choćby doprowadzić do dogrywki. MKS drugi raz w tym sezonie pokonał Śląsk Wrocław, tym razem 76:72.
LeBron, Curry, Giannis i Sochan na żywo! Leć na mecze NBA do Los Angeles i San Antonio >>
3 komentarze
Zabieracie stąd tego Klassena, to jest dramat… w czym jest lepszy od Wiśniewskiego? Jeżeli ktoś taki ma pomóc, to chyba tylko w walce o utrzymanie. Zawsze był przereklamowany, ale tutaj jest zjazd w stosunku do sezonu w Czarnych…
„…sprawy wreszcie zaczną iść ku lepszemu – do gry wrócił Mateusz Zębski…”
Niby w jaki sposób sprawy z Zębskim mogą iść ku lepszemu? Oprócz faulowania niczego nie wnosi. Zębski, Kulvietis i Adamczak to największe rozczarowania (nie licząc Ferrariego) w tym zmarnowanym sezonie.
Tak, Zebski powinien tak jak w piłce ręcznej wchodzić tylko do obrony… To niewiarygodne, że gość nie umie kozłować mając 190 cm wzrostu. Podejrzewam, że Miletic ma lepszy ballhandlig od niego