Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
Start przyjechał do Hali Mistrzów z konkretnym pomysłem i trzeba przyznać, że potrafił Anwil przynajmniej rozdrażnić. Taktyka trenera Artura Gronka zakładała maksymalne ograniczanie Lee Moore’a, często przy użyciu obrony „box-and-one” oraz nadzieję na kłopoty w ataku reszty drużyny z Włocławka.
I przez 25 minut sprawdzało się to nieźle. Anwil minimalnie prowadził po pierwszej połowie 37:34, głównie dzięki indywidualnym akcjom Phila Greene’a. Grający niskim składem (nieobecny Klavs Cavars) Start był wreszcie dynamiczny i chętniej biegał do kontrataków, a trójki trafiali Scoochie Smith i Mateusz Dziemba.
Ostatni dzwonek ostrzegawczy zabrzmiał tuż po przerwie, gdy zespół z Lublina zaliczył serię 10:0 i wyszedł na prowadzenie 44:37. Anwil zdecydowanie poprawił obronę i zaczął wykorzystywać przewagę pod koszem. Josip Sobin (9/11 z gry!) punktował z łatwością, skupiał też uwagę obrony na tyle, że kolegom otwierały się pozycje na dystansie.
Gospodarze w kilka minut przejęli kontrolę nad meczem, a Start kompletnie się rozsypał. W połowie czwartej kwarty przewaga Anwilu przekroczyła 20 punktów. Miejscowi kibice mogli na stojąco celebrować zwycięstwo i zwariowaną wizytę dawnej gwiazdy klubu, Gerroda Hendersona.
Najlepszy na boisku Sobin skończył z 19 punktami i 7 asystami. Greene miał 16 punktów, Lee Moore 7 przechwytów, a Kamil Łączyński 8 asyst. Słaba forma Josha Bostica tym razem nie przeszkadzała.
Było to już piąte zwycięstwo z rzędu Anwilu, który z bilansem 7-4 goni czołówkę tabeli. Start (3-7) może mieć poważne problemy z awansem do playoff.
Pełne statystyki z meczu Anwil Włocławek – Start Lublin >>