Michał Tomasik: Dzwonię, by cię przeprosić.
Michał Nowakowski: O, to więcej niż interesujące. Z jakiego powodu? Zamieniam się w słuch.
Wdziałeś nasze dwa rankingi obejmujące 20 najlepszych polskich koszykarzy pozostających bez kontraktu, którymi interesują się kluby PLK?
Tak, ciekawe zestawienia. Zapoznałem się z listę Top 10, jak i z tą, która zawierała nazwisko na miejscach 11-20.Interesujące, interesujące.
Nie brakowało ci w tym drugim zestawieniu swojego nazwiska? Nie przemknęło ci przez myśl „kurczę, ktoś chyba o mnie zapomniał”?
Nie powiem, w pierwszym odruchu – tak właśnie pomyślałem. Ale to była tylko chwila, po której szybko doszedłem do wniosku, że to zwykłe niedopatrzenie. Choć dopuszczałem do siebie też myśl, że chcąc wylądować na tej liście za rok będę w kolejnym sezonie musiał się po prostu bardziej postarać.
Dobra, czas wyłożyć kawę na ławę – zapomnieliśmy o tobie. Nie wnikając w szczegóły czy to przez fakt, że sądziliśmy, iż masz jeszcze ważną umowę z Anwilem czy też z innego powodu. Tak naprawdę masz za sobą naprawdę dobry sezon i powinieneś w Top 20 być, po prostu. Stąd te przeprosiny, lepiej szybko przyznać się do błędu niż w nim tkwić.
Dziękuję, miło taką opinię słyszeć. Tak naprawdę też mam wrażenie, że – przy wszelkich zmiennych, które wpływały na to jak grał w minionym sezonie Anwil i jaką rolę w nim odgrywałem – spisywałem się całkiem nieźle. Momentem, który wywrócił nasze plany do góry nogami była kontuzja Janariego Joesaara. Trener Frasunkiewicz musiał kompletnie zmienić koncepcję gry, a mi – pozycję, na której występowałem.
W wieku 34 lat musiałeś się zacząć uganiać za dużo lżejszymi i szybszymi graczami z pozycji niskiego skrzydłowego. Jak to wspominasz?
Nie powiem, bywały trudne momenty, ale na wysokości zadania stanął przede wszystkim nasz trener. Dostosował taktykę do moich ograniczeń. Często korzystaliśmy z przekazań. Dzięki obronie switch ja jakoś sobie radziłem z niższymi rywalami, a ponieważ po zamianie krycia często przejmowali ich nasi podkoszowi gracze grożący blokiem nawet na drugim piętrze – jak Luke Petrasek czy później także Malik Williams – zespół też nie cierpiał szczególnie mocno. Ciekawe doświadczenie.
Dużej zmianie uległa także twoja rola po atakowanej stronie boiska – nieco rzadziej rzucałeś do kosza za 3, ale za to częściej, i to zdecydowanie, wykorzystywałeś przewagę fizyczną nad mniejszymi rywalami, grając tyłem do kosza. Twoja skuteczność rzutów za 2 wzrosła z poziomu niespełna 50 procent do ponad 60. Z boku wyglądało to tak, jakby ta transformacja nie stanowiła dla ciebie większego problemu. Tak było?
Tak. Prawda jest taka, że ja zawsze potrafiłem zdobywać punkty w grze tyłem do kosza, czując na plecach obrońcę. To była tylko kwestia tego, że większość poprzednich trenerów nie uważała, by to był taki mój atut, który drużyna może wykorzystać. „Michał, ty po prostu biegaj, bij się o piłki pod koszami i w parterze, a jak masz pozycję – rzucaj za 3” – słyszałem przez lata. Dopiero w minionym sezonie od trenera Frasunkiewicza usłyszałem coś innego.
Wysocy gracze grożący rzutem z dystansu często im bliżej końca kariery tym bardziej zbliżają się w kierunku kosza. Myślisz, że ty też jesteś już w tym momencie, że gra bliżej kosza stanie się jednym z twoich znaków rozpoznawczych?
Tak sądzę. Na pewno wciąż będę rzucał z dystansu, ale jednocześnie też częściej wykorzystywał warunki fizyczne bliżej obręczy. Młodszy się nie stanę, ale w nowej roli czuję się wyśmienicie. Mam wrażenie, że jestem jak koszykarski Benjamin Button – jeszcze nigdy w karierze nie czułem się tak dobrze. Z sezonu na sezon, przynajmniej we własnym mniemaniu, staję się wciąż coraz lepszy.
Kilka dni temu świętowałeś 35. urodziny. Zaczynają do ciebie już powoli zaczynają dochodzić opinie typu „Michał Nowakowski – weteran ligowych boisk”.
Niezbyt często, ale zdarza usłyszeć coś w tym rodzaju. Cóż, peselu nie oszukasz, ale co zrobić, że ja czuję się świetnie? Z zewnątrz mogę wyglądać jak dinozaur, ale w środku wciąż czuję w sobie ten ogień. On wciąż pozwala mi wierzyć, że dopiero kolejny sezon okaże się moim najlepszym w karierze.
Niedawno Michał Ignerski opowiadał mi, że gry wracał do gry w barwach Anwilu w wieku 39 lat koledzy z drużyny, gdy pierwszy raz wszedł do szatni, patrzyli na niego z niedowierzaniem, wątpiąc, że w takim wieku może być jeszcze efektywnym koszykarzem. Poczułeś już na sobie pierwsze spojrzenia tego typu?
Jeszcze ich nie spostrzegłem, ale pewnie w pewnym momencie będą nieuniknione. Oczywiście, nie mogę się porównywać z Michałem – on jest legendy polskiej koszykówki, ja do takiego statusu nigdy się nwrt nie zbliżyłem. Pamiętam, że sam nie dowierzałem, gdy on wracał do gry. Byłem w tamtym sezonie graczem Stali Ostrów i grałem przeciwko Ignerskiemu w ćwierćfinale playoff. „OK, był świetnym koszykarzem, ale przecież to dinozaur. Jeśli ci trafi w tej serii choć jedną trójkę – będzie wstyd” – rozmawiałem sam ze sobą przed rozpoczęciem serii. Jeśli dobrze pamiętam, trafił co najmniej trzy. Jego historia pokazuje, że nawet w wieku 40 lat można być dobrym koszykarzem. Ta granica z roku na rok się przesuwa i to dobra informacja także dla mnie
Też zamierzasz grać do 40. urodzin?
Niewykluczone, ale – przeciwieństwie do Ignerskiego – nie zamierzam sobie robić żadnej przerwy. Mam bardzo wysoką etykę pracy, to może potwierdzić chyba każdy trener, który mnie prowadził. Stosuję odpowiednią dietę, dbam o formę także w przerwie między sezonami, mam w baku jeszcze mnóstwo paliwa. Nigdy jeszcze poważniej nie zastanawiałem się nad tym, kiedy będę kończył karierę. To jeszcze nie czas na tego typu analizy.
No dobrze, ale gdzie ją będziesz kontynuował w kolejnym sezonie? W minionym byłeś jednym z ulubionych koszykarzy kibiców Anwilu. Wcześniej barwy tego klubu reprezentowałeś w sezonie 2017/18. Będziesz jego zawodnikiem w kolejnym?
Bardzo dobre pytanie! Póki co nie znam odpowiedzi na nie. Ostatni sezon wspominam bardzo dobrze. Czułem też faktycznie dużo wsparcie kibiców z Włocławka. Było szalenie pomocne! W trakcie rozgrywek pojawiła się nawet szansa, by sobie zapewnić pozostanie w Anwilu na dłużej, ale jej nie wykorzystaliśmy.
W jakim sensie?
W takcie sezonu odbyłem rozmowę z trenerem Frasunkiewiczem. Zapewniał mnie, że jeśli osiągniemy sukces w FIBA Europe Cup i w playoff PLK na pewno zostanę w klubie także na kolejny sezon. Po europejskie trofeum sięgnęliśmy. Niestety, w PLK noga nam się powinęła już w ćwierćfinale, więc niczego pewnym być w tym momencie nie mogę.
Czego zabrakło w starciu z Kingiem?
Dosłownie kilku dni przerwy. Potrzebowaliśmy złapać nieco świeżości – tak fizycznej, jak i mentalnej. Może nawet ta druga była istotniejsza. Ale cóż, nie było na to szansy, terminarz był nieubłagany, a rywal w piątym, decydującym o awansie do półfinału zdecydowanie lepszy. Nie ma się co głupio tłumaczyć – King wygrał zasłużenie, a my sami wcześniej wpędziliśmy się w tarapaty. Goniąc awans do playoff, zafundowaliśmy sobie jego początek niemal dwa miesiące wcześniej. Nie możemy mieć do nikogo pretensji.
Rozmowy z Anwilem o nowym kontrakcie trwają?
Na pewno mój agent jest w kontakcie z przedstawicielami klubu z Włocławka. Mam jednak świadomość, że przedłużenie umowy ze mną przez Anwil jest uzależnione także od innych ruchów transferowych klubu. Wiem, że trener Frasunkiewicz mógłby chcieć mnie zatrzymać na kolejny sezon, ale zdaję sobie sprawę także z tego, że sytuacja może ułożyć się tak, że nie będzie miał to większych szans. Takie życie. Nie mam na tego typu decyzje wpływu, mogę tylko czekać.
Jak szybko chciałbyś wyjaśnić swoją przynależność klubową na kolejny sezon?
Nie należę do zawodników, którzy bez problemu czekają na podpis na kontrakcie nawet do sierpnia czy września. Ale z drugiej strony nie jest też tak, że chcę podpisać umowę już teraz, czy ewentualnie jutro. Spokojnie, jest czas.
Jeśli nie podpiszesz umowy do najbliższego weekendu, możesz doczekać publikacji naszej listy graczy bez kontraktu z miejsc 21-30. Wygląda na to, że znajdziesz się na jej szczycie.
To nawet fajnie, bo przez całą karierę uchodzę na gracza niskopodłogowego. Podczas gry nie odrywam się zbyt wysoko od parkietu, a i w mediach nie wyskakuję często na czołówkach. Miło słyszeć, że być może powinienem znaleźć się na waszej liście nieco wyżej, ale na pewno znajdziecie jeszcze nazwiska kilku takich koszykarzy bez umowy, w towarzystwie których będę się czuł komfortowo. Takie zestawienia, spekulacje, zabawy dodają naszej lidze w trakcie przerwy między sezonami kolorytu. Niech się dzieje!