Mamy nadzieję, że zespół prowadzony przez Krzysztofa Roszyka zapewni sobie awans do dywizji A. Turniej zostanie rozegrany w dniach 26 lipca – 4 sierpnia w Skopje, stolicy Macedonii Północnej.
Czekają na niego, na pierwszy ogień – rozmowa z Mateuszem Orłowskim. Zawodnik pierwszoligowej KSK Qemetica Noteci Inowrocław opowiada nam nie tylko o nadchodzących ME U-18, ale również o zmianach w swoim koszykarskim życiu, a także o ofercie z jednego klubów PLK w tym okresie transferowym, którą przez chwilę brał poważnie pod uwagę.
Szymon Woźnik: Jak wygląda atmosfera w kadrze przed ME U-18?
Mateusz Orłowski: Jest bardzo przyjemna. Każdy z każdym rozmawia, nie ma między nami żadnych niepotrzebnych kwasów. Mamy dla siebie wzajemny szacunek i wiemy po co razem pracujemy oraz o co za chwilę będziemy walczyć.
Jakim szkoleniowcem jest Krzysztof Roszyk?
Bardzo dobrym i doświadczonym, a co za tym idzie – wymagającym. Wiele można się od niego wiele nauczyć. Zawsze wychodzi z pomocną dłonią do zawodników. Kiedy potrzebujemy porozmawiać, nam to umożliwia. A poza koszykówką? Trener z dużym poczuciem humoru.
Jaką koszykówkę ma prezentować kadra U-18 na ME?
Zamierzamy grać intensywnie, twardo, szybko i – przede wszystkim – skutecznie. Nie możemy sobie pozwolić nawet na sekundę nieuwagi, gdyż ona może nas wiele kosztować.
Co według ciebie jest najsilniejszą stroną waszej drużyny?
Według mnie – obrona! Pokazujemy, że umiemy bronić twardo, stoimy mocno na nogach, choć są też oczywiście momenty w których defensywa kuleje. Głównie ze względu na chwilę nieuwagi. Ciągle nad tym pracujemy.
Rzuty dystansowe też są naszą silną stroną. Potrafimy zagrozić rzutem za 3 i to niezależnie od pozycji, bo praktycznie każdy z nas może taki rzut oddać. I trafić! Naszym atutem jest też to, że utrzymujemy wysoką intensywność, co pozwala nam na bycie agresywnym przez cały czas i utrudnianie gry przeciwnikowi. To z kolei napędza nas także w ataku. A pozakoszykarsko? Naszym atutem jest też oczywiście świetna atmosfera.
Zagraliście dwa bardzo fajne sparingi z mocną Hiszpanią. Na czym według polega największa różnica między wami a Hiszpanami?
Pokazaliśmy, że potrafimy walczyć z takim zespołem jak równy z równym, szczególnie w naszym pierwszym spotkaniu. Jedną z różnic było na pewno to, jak nasi rywale uwalniali się do piłki. Przychodziło im to o wiele łatwiej niż nam. Czasami brakuje nam jeszcze koncentracji, co przekłada się na głupie błędy, ale myślę, że tymi sparingami z mocnymi Hiszpanami pokazaliśmy na co nas stać.
Jaki macie cel na ME?
Głównym jest oczywiście zwycięstwo, zajęcie pierwszego miejsca, czyli w konsekwencji awans do dywizji A. Musimy dać z siebie wszystko i walczyć do ostatniego gwizdka, być drużyną i walczyć razem o marzenia.
Masz za sobą pierwszy poważny sezon na poziomie Pekao 1. ligi. Jak go podsumujesz? Co najbardziej poprawiłeś w swojej grze?
W tym sezonie jako zespół niestety spadliśmy do 2 ligi, co jest niezbyt optymistyczną stroną, natomiast indywidualnie się rozwinąłem (7.4 punktu na mecz w ciągu średnio niespełna 24 minut gry – przyp. red.). Nie boję się już podejmować decyzji, nie boję się rywalizować z zawodnikami starszymi ode mnie. Ale oczywiście jeszcze wiele pracy przede mną, by grać na naprawdę najwyższym poziomie.
Po wielu sezonach opuszczasz ważne dla siebie zapewne miejsce jakim jest Kraków. Jakie to uczucie?
Zawsze będę miał sentyment do tego miasta, zawsze! W końcu mieszkałem tam i grałem przez cztery lata. W Krakowie naprawdę się rozwijałem i kształtowałem koszykarsko.
Czy to prawda, że byłeś bliski transferu do Arki Gdyni? Słyszałem, że jego temat upadł dopiero w momencie, gdy okazało się, że dalej trenerem tej drużyny nie będzie Wojciech Bychawski.
Tak, to prawda. Byłem w kontakcie z Arką i negocjowałem warunki umowy, ale po tym jak okazało się, że trener Bychawski nie zachowa stanowiska, temat ucichł. Znam tego szkoleniowca, wiedziałem, że u niego bym się wciąż rozwijał. Gdy okazało się, że nie został w Arce, obrałem inny kierunek.