LeBron James jest już oficjalnie 40-latkiem i wymazuje kolejne rekordy z kart historii NBA. Fakt, że zdobył najwięcej punktów w sezonie zasadniczym i playoff, że rozegrał najwięcej minut w sezonie zasadniczym i playoff nikogo już nie dziwi. Człowiek nie do zdarcia. Właściwie – maszyna. Koszykarski czołg, który wciąż potrafi latać.
Przecież normalna istota ludzka w wieku 40 lat nie potrafi robić takich rzeczy, jaką dosłownie kilka dni temu zaprezentował LeBron:
Dereck Lively II, którego James zaprosił do tego postera, to przecież nie jest jakiś no-name, tylko jeden z najlepiej blokujących środkowych NBA!
Dyskusje o tym czy obecna forma fizyczna LeBrona Jamesa i jego niekończący się sportowy prime ważą więcej niż dwa pierścienie więcej Michaela Jordana będą trwały latami. Pewne w przypadku LBJ jest jedno – jego karierę w dużym stopniu zdefiniowała rywalizacja z Boston Celtics. Walczył z nimi jako młokos – jeszcze w barwach Cleveland Cavaliers i później Miami Heat.
Od 2008 roku do 2012 zagrał z nimi 25 razy w samym… playoff. Tylko w dwóch z tych meczów spędził na boisku mniej niż 40 minut. Oczywiście, że w obu przypadkach 39. Jeden z nich wielu piewców talentu Jamesa uważa za najlepszy w jego karierze. Z tym jest trochę jak z tą dyskusją „Jordana kontra LeBron” – można przerzucać się argumentami. Trudno jednak w jakikolwiek sposób dyskutować z tym, że wspomniany mecz – przedostatni ze wspomnianej serii 25 – rozgrywany przy prowadzeniu Celtics 3:2 w finale Zachodu 2012, nie był tym, który najmocniej zdefiniował karierę Jamesa.
To właśnie po pamiętne uciszenie kibiców C’s w ich świątyni, w „The Garden” na początku czerwca 2012 roku zapewniło LeBronowi de facto pierwszy pierścień mistrzowski. Siódmy mecz w Miami i późniejszy finał z młodym tercetem Durant/Harden/Westbrook? To była już bardziej formalność.
45 punktów, 15 zbiórek, 5 asyst, 19/26 z gry i absolutna, koszykarska dominacja nad wszystkimi wydarzeniami na boisku, taka od początku do końca.Jeśli masz akurat kilkanaście minut wolnego czasu, warto przypomnieć sobie ten moment, gdy kariera LeBrona właśnie w legendarnej „The Garden” wyszła z poślizgu, w który wpadła podczas przegranego rok wcześniej finału 2011 z Dallas Mavericks Dirka Nowitzkiego.
Także dla tych czerwonych okularów Jeffa Van Gundy’ego i poczucia atmosfery „The Garden”.
Niestety, to była ostatnia rywalizacja LeBrona z Celtics w playoff. Umówmy się – kolejny finał C’s – Lakers na zakończenie trwającego sezonu jest mało prawdopodobny. Sam fakt, że w trzecim etapie kariery – bo chyba lekkim nietaktem byłoby w jego przypadku używać określenia „pod koniec” – King James rywalizuje z zespołem z Bostonu w koszulce jego odwiecznego przeciwnika też ma jednak swój niepowtarzalny urok.
W marcu ruszamy do Bostonu, by przekonać się jak wygląda starcie Celtics – Lakers. Na żywo. Oglądane z perspektywy trybun „The Garden”.
Możesz do nas dołączyć. Wyprawę organizujemy wspólnie z KeepTheBeat w ramach tworzonego przez nas wspólnie projektu „KierunekNBA„. Mamy nadzieję w nim nie tylko zachęcać polskich kibiców do spełniania marzeń i oglądania meczów NBA na żywo, ale także przybliżać jak wygląda najlepsza liga świata widziana od kulis tym, którzy na taką wyprawę sobie pozwolić nie mogą.
W trakcie naszego najbliższego wyjazdu z grupą fanów NBA w dniach 7-15 marca oprócz Bostonu odwiedzimy również Chicago i Miami. W tym pierwszym nie tylko poczujemy zapach historii NBA w „The Garden”, ale także zwiedzimy jedno z najważniejszych miast w historii USA. Chicago słynie choćby z tego, że to właśnie tam powstały pierwsze drapacze chmur. Oczywiście, że wybierzemy się też pod pomnik Jordana i na mecz Bulls – starcie z Indianą Pacers może mieć kolosalne znaczenie w walce o playoff.
Ostatnie cztery dni tej wyprawy spędzimy na słonecznej Florydzie. W Miami zamieszkamy na South Beach, gdzie mamy już upatrzone boisko pozwalające na grę w nocy, przy sztucznym oświetleniu, w temperaturze +25. Popływamy po zatoce Biscayne, odwiedzimy zjawiskowe Wynwood i ruszymy na całodniową wycieczkę do Key West, czyli na najdalej na południe wysunięty zakątek USA w którym przepych rezydencji prezydenckiej miesza się z zapachem pobliskiej Hawany. O NBA nie zapomnimy – w starciu z Heat mamy nadzieję ujrzeć nie tylko starszego już Jamesa Hardena, ale również Kawhiego Leonarda.
A także znakomitego w tym sezonie Normana Powella!
Nazwa planowanego wyjazdu – NBA EVERGREEN TOUR – zdradza wiele, lecz nie mówi wszystkiego. Wszystkie szczegóły planowanego wyjazdu możesz sprawdzić TUTAJ.
Masz ochotę rzucić okiem na plan wyjazdu „dzień po dniu”? Zapraszamy!
To może być twoja koszykarska podróż życia!
1 komentarz
MJ też walczył z Celtics jako młokos
Tutaj nie chodzi o dwa tytuły więcej MJ’a tylko o finezje z jaką grał, o to że grał w jednym klubie przez wiele lat, o to że samodzielnie wprowadził NBA na inny poziom o to, że stał się uosobieniem gry w koszykówkę, o to że był klasą sama w sobie i był wirtuozem w swojej dziedzinie jak Mozart w muzyce, jak Picasso w malowaniu, jak Szekspir w pisaniu. To był czysty i najwyższy talent. Zainteresowanie NBA i koszykowką znacznie wzrosło właśnie że względu na MJa, obecnie spada. Na Ilu młodych ludzi miał wpływ, ilu koszykarzy się na nim wzorowało.
Lebron jest wyjatkowy i ponadczasowy i pewnie można go uznać za jednego z najlepszych koszykarzy w historii, ale jest wyrobnik, który że swojego ciała zrobił maszynę do zdobywania punktów podobnie jak Ronaldo w piłce nożnej.
MJ jest jeden w sowim rodzaju, po nim jest kliku graczy takich jak Lebron, Magic, Bird.