Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Na początku wyjaśnijmy pewną kwestię dotyczącą sparingów. Grałem przez kilkanaście lat zawodowo w basket i pamiętam historie, gdy drużyna, która w okresie przygotowawczym wygrywała mecz za meczem później, na początku sezonu nie potrafiła wygrać nic. Zdarza się. Nie zmienia to jednak faktu, że sparingi są ważne. Ich wyniki – mniej, choćy dla budowania odpowiedniej chemii w zespole i jego poczucia siły warto je wygrywać.
Najważniejsze przed rozpoczęciem właściwego sezonu jest jednak oczywiście to, jak drużyny wyglądają w nowych składach. W Lublinie ujrzałem cztery różnie przypadki. Po kolei, alfabetycznie.
Dziki Warszawa
Moja pierwsza myśl o Dzikach? A kiedy ostatnio beniaminek spadł z PLK?
Dziki przegrywają sparingi – dotychczas wygrały tylko jeden z sześciu – ale sprawiają całkiem dobre wrażenie. Na pewno nie powiem, że to zespół za słaby na grę w PLK. Nawet, jeśli widać, że niskobudżetowy. Wystarczy spojrzeć na polską część składu. Bardzo lubię grę Grzegorza Grochowskiego, Michał Aleksandrowicz wygląda na świetnie przygotowanego do sezonu, a Jarosław Mokros ma sporo doświadczenia, ale umówmy się – to nie są nazwiska, którymi można straszyć w ekstraklasie.
Świetne wrażenie robi natomiast Dominic Green. Nie tylko dlatego, że zdobywa najwięcej punktów. To gracz, który wykonuje na boisku wiele małych rzeczy, niekoniecznie widocznych w statystykach. To może być, zachowując oczywiście proporcje, taki Scottie Pippen PLK. Rozgrywający Dzików Matt Coleman III też jest fajny, siłą i ambicją nadrabia braki w centymetrach. Ale nie jestem pewien, czy na boiskach PLK się sprawdzi.
Nie sądzę, by Dziki w takim składzie mogły się włączyć do walki o coś więcej, ale mam wrażenie, że w tym sezonie PLK będzie naprawdę dzika, więc póki co niczego nie można przesądzać. Nie widziałem jeszcze w akcji drużyn z Torunia, czy Gliwic i nie wiem jaki będzie stan konta Zastalu dajmy na to w grudniu, ale jestem przekonany, że o utrzymanie beniaminek z Warszawy może walczyć. Z otwartą przyłbicą.
Legia Warszawa
Trener Anwilu Przemysław Frasunkiewicz może się szeroko uśmiechać, patrząc na grę Legii. Jego legendarne hasło „streetball fucking shit” aż samo ciśnie się na usta. Myślę, że dobrze oddaje to, jak w kolejnym sezonie będzie wyglądała gra Legii. Ale Wojciech Kamiński raczej nikomu nie będzie wyrzucał szalonego stylu gry. Budując zespół wokół tercetu Christian Vital – PJ Pipes – Aric Holman na „streetball fucking shit” zdecydował się z premedytacją.
Kto wie – może ostatecznie, przy ewidentnie zmniejszonym budżecie klubu, na tym wygra?
Cital i Pipes są bez dwóch zdań utalentowanymi zawodnikami, ale Legia póki co sprawia na mnie wrażenie… zespołu w budowie. Jasne, Raymond Cowels będzie trafiał trójki, Grzesiek Kulka dopiero wraca do wyższej formy, a Michał Kolenda, którego brakowało w Lublinie (problemy z łokciem) – miejmy nadzieję – wróci do zdrowia. Legii wciąż jednak czegoś brakuje. Dariusz Wyka i Josip Sobin będą najpewniej głównie używani do stawiania zasłon. Jasne, gdy rozpocznie się prawdziwe granie, Holman zacznie pewnie grać na poziomie na jakim może – a będzie miał pewne miejsce w piątce najbardziej utalentowanych graczy PLK.
Tylko… to wciąż może być mało. Nie tylko na walkę o awans do Ligi Mistrzów. Póki co takiej Legii, z tak wąskim składem, zdominowanym przez dwóch amerykańskich graczy obwodowych i nie mniej szalonego Holmana nie widzę w gronie ligowych faworytów kolejnego sezonu.
MKS Dąbrowa Górnicza
Absolutne odkrycie turnieju w Lublinie. Wcześniej nie grali żadnych sparingów. Ba, lekko ukrywali swoich graczy. Przecież Marc Garcia trenował z drużyną już od tygodnia, a jego transfer został ogłoszony dopiero tuż przed pierwszym sparingiem.
I nagle w piątek wychodzą na parkiet w Lublinie i wyglądają na zespół, który mógłby rozpocząć sezon zasadniczy PLK tu i teraz. Wow.
Nowy trener, Katalończyk Boris Balibrea będzie na pewno jednym z bardziej energetycznych w lidze. Ale widać, że nie mamy tu do czynienia z żadnym cholerykiem – to raczej szkoleniowiec, który zaraża zawodników chęcią do gry i walki na całego. Nawet podczas sparingów. W Lublinie przez większość czasu gracze MKS bronili na całym boisku, wywierając nieustającą presję na rywalach. Starali się też maksymalnie napędzać grę. Koszykówka przyjemna dla oka. 95 i 88 punktów zdobytych w ataku robi wrażenie. Ale na mnie jeszcze większe zrobiła właśnie twarda defensywa MKS.
Nawet polska część składu tego zespołu wygląda całkiem fajnie. Uwolniony z Włocławka Dawid Słupiński w końcu ogrywa jakąś rolę, a i tercet Maciej Kucharek, Marcin Piechowicz, Dominik Wilczek powinien w taktyce, którą póki co obrał trener Balibrea być przydatny.
Podoba mi się też chilijski podkoszowy Nicolas Carvacho. Stawia solidne zasłony, walczy o zbiórki, wie kiedy podać – gwiazdą ligi nie będzie, ale bardzo przydatnym graczem – jak najbardziej. Garcia? W Lublinie akurat rzadko trafiał, ale widać, że to gracz – jak na warunki PLK – bardzo, ale to bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Na pewno warto go uważnie obserwować.
W poprzednim sezonie MKS niemal do ostatniej chwili drżał o ligowy byt. Byłbym w lekkim szoku, gdyby w kolejnych rozgrywkach taka historia się powtórzyła. Ta drużyna może walczyć o playoff.
Start Lublin
Co najlepiej oddaje nowy Start Lublin – piątkowa wyraźna wygrana z Legią czy sobotnia wyraźna porażka z MKS? Tak naprawdę: fakt, że szefowie klubu na Memoriał im. legendarnego lubelskiego trenera Zdzisława Niedzieli sprowadzili specjalnie z USA jego dawnego, jeszcze bardziej legendarnego podopiecznego Kenta Washingtona.
Serio, właśnie to było najważniejsze! Wyniki sportowe drużyny będą oczywiście ważne, w trakcie sezonu bardzo ważne, ale fakt, że klub zrobił krok w kierunku wzbudzenia większego zainteresowania wśród lubelskich kibiców warto odnotować. W poprzednich latach podobnych prób nie zauważałem.
Ktoś powie – oho, Karolak zaczyna chwalić Start, bo jego syn został koszykarzem klubu z Lublina. Niech gadają, mam tego typu opinie w nosie. Kto mnie zna, wie jak jest naprawdę.
Sportowo Start wygląda interesująco. Najciekawiej – tego rozgrywający Jabril Durham. To może być gracz, którego w ostatnich latach w Lublinie brakowało. Boiskowy generał – jak trzeba poda, jak trzeba zdobędzie punkty, a zawsze – rzuci się po bezpańską piłkę, zmobilizuje kolegów, gdy leżą na boisku poda im rękę. Gdyby porównywać atmosferę na ławce rezerwowych Startu w poprzednim sezonie i obecnie, musielibyśmy zastanawiać się co łączy niebo i ziemię.
Sportowo Start jest przemęczony, w takiej jest fazie przygotowań. Było to doskonale widać w sobotnim finale, gdy na dodatek z powodu lekkiego urazu nie zagrał Barrett Benson. Ale patrząc na ten zespół widzę historię podobną do tej z MKS – ten zespół też w kolejnym sezonie nie powinien walczyć o utrzymanie.
Lublin może się doczekać ciekawej drużyny, która będzie częściej wygrywać i którą aż będzie się chciało oglądać.
Mogę zapewnić was o jednym – dwie legendy lubelskiego basketu w to naprawdę wierzą!
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
1 komentarz
OK.Wyważona i ekspercka ocena.Jako długoletni kibic Koszykówki nieco zawiodła mnie strona organizacyjna.Moze modny jest luz i improwizacja ,niemal rodzinna atmosfera. Zdecydowanie wolę professional.Wspomnienie Śp Andrzeja Kasprzaka,wręczanie pucharów Memoriału Zdzisława Niedzieli, postać Kenta Washingtona …zasługują na więcej.