Założenie, że w każdej plotce jest źdźbło prawdy bywa ryzykowne, lecz w tych, które krążą po polskim środowisku koszykarskim nierzadko kryje się przynajmniej jej część. Obiecujemy nie powtarzać wszystkich, jak również – nie unikać informowania o faktach.
Legia musi podjąć decyzję, tu i teraz
Pamiętacie, jak w upalną sobotę 10 sierpnia informowaliśmy, że „Legia Warszawa najpewniej skusi się na zatrudnienie gracza w szarej koszulce„?
Kilka dni później Jawun Evans, bo to o nim była nowa, niedoszła gwiazda Śląska Wrocław z poprzedniego sezonu, faktycznie podpisał kontrakt z Legią. Ze względu na swoją bardzo-bardzo podejrzaną kartotekę medyczną umowa została obwarowana różnymi warunkami, które miały pozwolić Legii z niej się wycofać bez wielkich konsekwencji, gdyby Amerykanin z przeszłością w NBA znów podupadł na zdrowiu lub nie spełniał wymagań sportowych.
„Ufamy, ale sprawdzamy” – powiedziała Legia i zaproponowała Amerykaninowi kontrakt. Niby na cały sezon, ale z możliwością rozwiązania umowy po pierwszym miesiącu (…) Po sezonie pełnym gigantycznych turbulencji zdrowotnych wartość rynkowa Evansa nie może być tak wysoka, jak miało to miejsce rok czy dwa lata temu. Suma jego rocznego kontraktu powinna się zakręcić się w okolicach 80-90 tys. dolarów – pisaliśmy nieco ponad miesiąc temu.
Miesięczny okres próbny Jawuna Evansa kończy się w poniedziałek. Warszawski klub musi podjąć decyzję co z tym fantem zrobić.
Sporo wskazuje na to, że Evans mimo sporych wątpliwości zostanie w Warszawie. Takie wrażenie można przynajmniej odnieść, rozmawiając z przedstawicielami pionu sportowego Legii i nowym dyrektorem sportowym Aaronem Celem.
Ale… Nie jest też tak, że wszyscy w warszawskim klubie są przekonani, że Evans to właściwy człowiek na właściwym miejscu, że to właśnie taki rozrywający, jakiego drużyna potrzebuje. Jest więcej niż pewne, że Legia także w ostatnich dniach, analizując to, jak Evans prezentował się w pierwszych sparingach, przeglądała oferty graczy, którzy potencjalnie mogliby go zastąpić.
Wątpliwe, by nagle w ostatnich godzinach przez deadline’em stołeczny klub znalazł odpowiedniego kandydata, ale nie takie niespodzianki PLK w przeszłości widywała. Kto by się jeszcze miesiąc temu spodziewał, że już na początku sezonu 2024/25 jedną z drużyn prowadził będzie Andrej Urlep?!
Jak Evans wypadał w trzech sparingach Legii (pierwszy pomijamy – ze względu na różnicę w klasie rywala, którym był wówczas I-ligowy ŁKS)?
W sobotę w przegranym meczu z Opavą: 26 minut, 9 punktów, 9 asyst i 2/7 z gry.
W przegranym meczu we Francji z Dijon: 20 minut, 4 punkty, 1 asysta, 1/3 z gry.
W wygranym meczu ze Strasbourgiem: 25 minut, 6 punktów, 7 asyst, 3/9 z gry.
Średnio: 23.6 minuty, 6.3 punktu, 5.7 asysty, 6/19 z gry (31.5 procent).
Szału nie ma. Tymczasem niedzielny sparing z Opavą, który miał już być zamknięty dla widzów i mógł być ostatnią okazją do przyjrzenia się grze zespołu z Evansem – w ostatnich chwili na prośbę pragnących jak najszybciej wrócić za naszą południową granicę gości odwołano.
Jednego Evansowi zarzucić nie można – jest zdrowy, na kolano nie narzeka. Poza tym – koledzy z zespołu lubią z nim grać, bo to rozgrywający, który w pierwszej kolejności szuka podania, w drugiej też, a dopiero później decyduje się na rzut. Jeśli jednak w trakcie sezonu PLK będzie nim groził na tym poziomie skuteczności jak w sparingach, Legia może mieć problem. Szczególnie, że pod względem fizycznym Evans nie prezentuje się najlepiej. Repertuar techniczny ma bogaty, lecz szybkość po kilku kontuzjach już nie ta z czasów, gdy był graczem Los Angeles Clippers.
Ograniczone zagrożenie jakie sam stwarza w ataku Evans może nie być dla Legii nieco mniejszym problemem, jeśli szybko celownik wyreguluje Andrzej Pluta junior. Ostatnio pudłuje zaskakująco często. W sobotę reprezentant Polski w drugiej połowie trafił raz w swoim stylu z 8 metra pod presją czasu, ale trzy rzuty posłał… obok obręczy. W sparingu z Opavą cała Legia wypadła bardzo słabo. Szczególnie przez pierwsze trzy kwarty po bronionej stronie boiska. Efekt Shawna Jonesa, który dopiero kilka dni temu dołączył do zespołu i nie zna – ponoć dość zawiłych – koncepcji defensywnych trenera Ivicy Skelina? Oszczędzania leczącego drobny uraz Mate Vucicia? To tłumaczy tę niemoc tylko w pewnym stopniu.
Szef koszykarskiej Legii Jarosław Jankowski tuż po meczu z Opavą rozmawiał z chorwackim trenerem na środku boiska.
Można domniemywać, że choć dyskusja nie toczyła się o pogodzie, to – biorąc pod uwagę autonomię, jaką w pionie sportowym warszawskiego klubu ma mieć Aaron Cel – właśnie nowy dyrektor sportowy Legii ostatecznie podejmie decyzję ws. Evansa i weźmie za nią odpowiedzialność.
Stawiamy dolary przeciwko orzechom, że rozpoczynając budowę składu jako jeden z pierwszych klubów PLK szefowie Legii nie zakładali scenariusza, w którym niespełna trzy tygodnie przed rozpoczęciem sezonu na pozycji nr 1 mieliby zawodnika, którego wywołuje tak poważne wątpliwości.
Przypomnijmy – Legia ma jeszcze miejsca w składzie dla szóstego obcokrajowca.
W Dąbrowie jedna zmiana przesądzona. Będą kolejne?
Czasami bywa i tak, że zmiany w składzie przed rozpoczęciem rozgrywek wymuszają nie tyle wątpliwości co do klasy sportowej pozyskanego wcześniej gracza, co jego problemy zdrowotne.
Wprawdzie klub z Dąbrowy Górniczej jeszcze tego oficjalnie nie potwierdził, ale już od kilku dni słychać, że przesądzone jest, iż z MKS pożegna się Demetric Horton, który w lipcu podpisał kontrakt w PLK po sezonie spędzonym w II lidze hiszpańskiej. Amerykanin doznał poważnego urazu barku i czeka go dłuższa przerwa w grze. Jak donosi serwis z zkrainynba następcą Hortona w MKS będzie Anton Cook, który w ostatnim sezonie występował w lidze węgierskiej w zespole Kormend (17.3 punktu oraz 3.7 asysty na mecz).
W okolicach hali MKS w Dąbrowie Górniczej w ostatnich dniach plotkowano też, że pod znakiem zapytania stoi przyszłość w MKS dwóch innych graczy, którzy występowali w ostatnim sparingu, wygranym aż 101:70 z Basketem Brno. Miałoby chodzić o testowanego ostatnio 22-letniego francuskiego skrzydłowego Ibrahima Magassę i jednego z polskich koszykarzy.
Czarni już zmienili – Jamelle Hagins zamiast Batesa
Zespół ze Słupska, którego prezes Michał Jankowski otwarcie przyznaje, że jego klubu nie stać na stworzenie etatu dyrektora sportowego, zgodnie z naszymi niedawnymi przewidywaniami zdążył się już rozstać się z nieprzygotowanym do walki na profesjonalnym poziomie gry w koszykówkę Manny Batesem i ogłosił pozyskanie jego następcy. Został nim 33-letni Jamelle Hagins (206 cm), który od wielu lat gra w Europie (Grecja, Włochy, Turcja). Ostatnio w Belgii dla Liege Basket w minionym sezonie ENBL notował średnie na poziomie 14.7 punktu oraz 6 zbiórek. W BNXT League – odpowiednio – 12.2 oraz 5.1.
Wiemy, że Haginsem w przeszłości przynajmniej wstępnie interesowały się nawet zespoły czołówki PLK – tej sportowej i finansowej – lecz nie zdecydowały się na jego angaż. Ostatecznie Amerykanin zadebiutuje na polskich parkietach dopiero w nieco już schyłkowym etapie kariery w Europie. Pewne jest jedno – w rywalizacji kilku środkowych z wyżyn sportowych PLK, którzy mają problemy z wykonywaniem rzutów wolnych na poziomie choćby 50 proc., Hagins nie weźmie udziału. W poprzednim sezonie BNXT League trafiał 83.7 proc. rzutów z linii, a w playoff nawet 90 proc.
Nick Ongenda – nowy Malik Williams, Dusan Miletić czy…?
„To nowy Malik Williams – czyli gość, który po kilku słabszych meczach na początku odpali – czy po prostu niewypał, który w PLK ze swoimi ograniczeniami technicznymi się nie sprawdzi?” – to pytanie na temat Nicka Ongendy zadają sobie od kilku dni coraz głośniej nie tylko kibice Anwilu.
Krąży ono również po „kuluarach PLK”. Rozmawiając z przedstawicielami sztabów szkoleniowych rywali klubu z Włocławka można usłyszeć sprzeczne opinie na temat przydatności i perspektyw zawodnika, który – wedle konsultanta ds. sportowych Anwilu Bronisława Wawrzyńczuka – powinien z czasem pod koszami PLK po prostu dominować.
– Będę zdziwiony, jeśli Ongenda w ogóle dotrwa we Włocławku choćby świąt Bożego Narodzenia. To nie jest przypadek Malika Williamsa. Na pierwszy rzut oka fajnie wyglądający koszykarz, bo jest bardzo długi, ale też strasznie surowy technicznie. Pewnie nie będzie tak łatwy do przestawiania pod koszem jak choćby Dusan Miletić w poprzednim sezonie w barwach Śląska, ale ma problemy z postawieniem dobrej zasłony. Techniką w manewrach podkoszowych Serb na pewno bił Ongendę na głowę, ona w przypadku Ongendy właściwie nie istnieje – to jedna z surowszych opinii nt. środkowego Anwilu, które do nas dotarły.
Krytycznych jest więcej, ale są i takie, które mogą napawać kibiców we Włocławku większym optymizmem.
– Nie jest tak, że zamierzam bronić transferu Ongendy niczym niepodległości, bo niczym sobie jeszcze na to nie zasłużył. Apelowałbym jednak o cierpliwość. W meczu ze Startem wyłapał chyba z pięć alley-oopów od Kamila Łączyńskiego. Oczywiście, obiegowa opinia, szczególnie po ostatnim finale PLK wygranym przez Trefla mówi, że w naszej lidze trzeba mieć mocnego fizycznie, ciężkiego środkowego typu Groselle, ale nie zapominajmy, że raptem rok wcześniej złoto zdobył King z Philem Faynem na piątce. To też nie był wirtuoz techniki, ale był mobilny i skoczny. Wystarczyło. Ongenda jest większy od Fayne’a. Jako ostatni dołączył do Anwilu, potrzebujemy więcej czasu, by móc go należycie ocenić – słyszymy.
W sobotnim sparingu Nick Ongenda trafił 1 z 7 rzutów wolnych. W trakcie 14 minut spędzonych na parkiecie zaliczył tylko jedną zbiórkę. Rywalem Anwilu była pierwszoligowa Astoria Bydgoszcz. Dzień później w wygranym aż 105:52 finale z Twardymi Piernikami Kanadyjczyk spisał się lepiej, szczególnie po przerwie. Mecz zakończył z dorobkiem 8 punktów i 3 zbiórek.
Nerwowych ruchów ze strony Anwilu ws. obsady pozycji środkowego przed rozpoczęciem walki o ligowe punkty nie ma się co spodziewać. Można się natomiast spodziewać ciągu dalszego dyskusji na temat przydatności Ongendy, dopóki ten jej nie utnie – lepszą grą.