Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Szczecin też ma swojego Malika
Włocławek przeżył swoją efektowną przemianę z Malikiem Williamsem, który w pierwszych meczach grał tak, że niemal nikt w niego nie wierzył, a potem okazał się jednym z najważniejszych graczy Anwilu i był współautorem sukcesu w FIBA Europe Cup. Trochę podobnie wygląda historia z Alexem Hamiltonem w Szczecinie.
Pierwsze trzy jego występy w PLK? 3,3 punktu i 2.7 asysty na mecz, 28% celnych rzutów z gry. OK, nie jest to europejski debiutant jak Malik, ani postać anonimowa. Grał wcześniej w naprawdę dobrych miejscach – Galatasaray, Bonn, lidze izraelskiej, ale miesiąc temu jego postawa na boisku zdecydowanie nie sugerowała, że wkrótce stanie się aż tak mocnym i ważnym elementem rotacji Kinga. Tymczasem aż 14 asyst przeciwko Treflowi, wczoraj 12 punktów i 7 asyst z Anwilem, mądra, spokojna gra – to wszystko robi wrażenie.
Hamilton wygląda na jeszcze jeden trafiony ruch Arkadiusza Miłoszewskiego w tym sezonie, który wolał kogoś takiego od choćby cięższych zbrojeń pod koszem.
Dobre serce Franza
To zawsze jest ciekawy dylemat – jak powinien reagować trener, gdy zawodnik mając nadmiar fauli, prosi go jednak o jeszcze chwilę na boisku, obiecując, że kolejnego błędu nie popełni. Okazać zaufanie i pozwolić się wykazać? Nie słuchać będącego pod wpływem adrenaliny gracza i mimo próśb odesłać go na ławkę?
Victor Sanders po dwóch szybkich faulach w pierwszej kwarcie meczu z Kingiem kilka razy zamaszystym gestem uspokajał i pokazywał Przemysławowi Frasunkiewiczowi, że wie o przewinieniach i wszystko będzie OK. Został na boisku i 34 sekundy później złapał trzeci faul, w dodatku techniczny. Trener Anwilu mówił później na konferencji prasowej, że 3 faule Sandersa w pierwszej kwarcie mocno skomplikowały grę jego zespołu.
Faworyt? Ja? Nigdy w życiu!
Trenerzy w PLK potrafią na jednym wydechu mieć pretensje do dziennikarzy/ekspertów/internetowych specjalistów, że w nich nie wierzą i „skreślają”, a jednocześnie zarzekać się, że w żaden sposób nie można ich uznawać za faworytów meczu czy serii playoff. Od określenia siebie samego faworytem czegokolwiek straszniejsze w naszej lidze jest już chyba tylko podanie prawdziwej wysokości klubowego budżetu.
Kto bogatemu zabroni?
Wyników sportowych ostatnio pozazdrościć nie można, ale może Żanowi Tabakowi pozazdrościć komfortu i możliwości manewru. Jest trenerem, który w Treflu ma na kontraktach 8 zagranicznych zawodników, co może się ocierać o rekord ostatnich kilku lat w PLK. Może pozwolić sobie na danie zaledwie 3 rzutów w meczu Jarosławowi Zyskowskiemu, który jest najlepszym strzelcem ligi z dystansu. Stać go na to, żeby nie zmieścić do składu Rolandsa Freimanisa. Może sobie pozwolić na 2 rzuty Michała Kolendy do końca spotkania po tym, gdy ten trafia 3 trójki w pierwszej kwarcie we Wrocławiu. Może oddać prowadzenie drużyny w pewne ręce Strahinji Jovanovicia.
Tylko pozazdrościć.
Ile Fortsona w Fortsonie?
W pierwszym meczu z Legią w Warszawie, lider Spójni z sezonu regularnego był jednym z najgorszych zawodników zespołu ze Stargardu, a na pewno najbardziej sfrustrowanym, wręcz sfochowanym. Można się było zastanawiać, czy – po świetnym przecież sezonie zasadniczym – nie będzie czasem jeszcze jednym obwodowym zawodnikiem, którego playoff mocniej zweryfikuje z racji dość słabego rzutu. Już nawet nie chodzi o samo 6/14 z gry, tylko dość oczywisty fakt, że rywalowi łatwiej broni się wówczas przeciwko reszcie drużyny.
Być może kiepski występ (i frustracja) były związane ze skutkami urazu, który wykluczył Courtneya Fortsona z gry w ostatnich meczach. Zobaczymy, jak sytuacja wyglądać będzie w poniedziałkowym meczu numer 2. Bez swojego lidera na najwyższych obrotach, w formie sprzed kontuzji, Spójnia może zapomnieć o niespodziankach i dłuższej przygodzie z playoff.
Krok od skandalu
Od ostatniej rundy zasadniczej minęło kilka dni i opada już kurz po spadku Astorii. Jednak dopiero teraz wpadło mi w oko, że decydująca akcja MKS-u Górnicza, przesądzająca o porażce zespołu z Bydgoszczy, nie powinna być uznana z powodu błędu sędziów – Marcin Piechowicz ratując piłkę, wyszedł na aut. Widać to na zdjęciu poniżej i wideo z rzutem Blakesa.
OK, Twarde Pierniki wygrały swój mecz, więc ten rzut na porażkę Astorii nie miał aż takiego ciężaru gatunkowego, choć też pewnie można sobie wyobrazić inny przebieg ostatnich sekund w Torunia, na wieść o tym, że bydgoszczanie jednak wygrali. Można sobie też wyobrazić, jaką aferę byśmy dziś w PLK mieli, gdyby ten rzut – po akcji z błędem sędziów – faktycznie decydował o spadku z ekstraklasy.
.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>