CZY TY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!
Czy zawodnicy często czytają opinie na swój temat pojawiające się po meczach w sieci? Oczywiście. Nie każdy to robi, ale większość – jak najbardziej. Jesteśmy tylko ludźmi. A ludzie, o ile nie są aspołeczni, jednak interesują się tym, jak są postrzegani przez innych.
Sam też czytałem te komentarze. Oczywiście, najchętniej po udanych meczach. Gdy wiedziałem, że zagrałem świetnie, siadałem wygodnie w fotelu i przeglądałem pasjami. Pierwsza pochwała, druga, trzecia – od razu robiło mi się przyjemnie, poobijane żebra przestawały boleć. Póżniej dziesiąta, dwudziesta – robiło się już naprawdę OK. Gdy byłem przy siedemdziesiątej, czułem się wyśmienicie. I nagle, patrzę, a tu opinia nr 71:
„Dylu to skończony ogórek i cienias. Nie nadaje się do poważnej koszykówki”.
Wow.
Do czego zmierzam? Przede wszystkim do tego. że kibice mają prawo do wyrażania swoich opinii. Również tych najbardziej krytycznych.
My, jako sportowcy, jesteśmy aktorami. Oni, płacąc za bilety na nasze występy, nabierają prawo do tego, by nas oceniać. Koniec, kropka.
A co przeżywają, czytając takie opinie sportowcy – to już inna sprawa. Ja czytając, jakim to ogórkiem jestem, nieszczególnie się tymi głosami przejmowałem. Ale zapoznawałem się z nimi zazwyczaj dopiero na spokojnie, w domu. Z tego co wiem, Jeremiah Martin zaczął dyskutować z głosami krytycznymi na temat swojej gry już w szatni, tuż po zakończeniu przegranego meczu ze Spójnią. Emocje jeszcze w nim buzowały. Doskonale go rozumiem.
Osobiście mam taką teorię, że zdecydowana większość kibiców – pewnie jakieś 80 procent, wyrabia sobie opinie na temat poszczególnych graczy już po pierwszych 2-3 meczach w ich wykonaniu. Później już jej nie zmieniają. Jeśli na początku uznali gracza za świetnego, a ten później spisuje się słabiej – odnoszą się cały czas do początkowych wyobrażeń na tego temat. Które niekoniecznie muszą mieć wielką styczność z rzeczywistością.
Jak jest w przypadku Martina? Jasne, słyszałem te głosy krytyki na jego temat. Że samolubny, że nie zauważa lepiej ustawionych kolegów, że nie gra dla drużyny. Zupełnie mi z nimi nie po drodze. Ja widzę w nim zawodnika, który co mecz daje Śląskowi po 20 punktów, 5 asyst, 5 zbiórek i jeszcze naprawdę mocno szarpie w obronie. Świetny jest.
Dla kibiców Śląska mam jedną radę – zanim znów będziecie równać z ziemią swojego lidera, zastanówcie się nad jedną ważną rzeczą: kto Jeremiaha Martina do waszego zespołu wybrał. Jeśli ten gracz się wam nie podoba, to do tej osoby skierujcie pretensje. Martin jest w Śląsku sobą – młodym, amerykańskim koszykarzem na dorobku, znakomicie przygotowanym do gry motorycznie, mijającym rywali w pierwszym kroku i uprzykrzającym im życie w obronie.
Gdy słyszę opinie, że „Jeremiah Martin on nie gra dla drużyny” nie wiem czy śmiać się czy płakać. Gra! Na tyle, na ile mu obecne umiejętności pozwalają.
Że słabo rzuca za 3, że nie zawsze poda piłkę do lepiej ustawionego kolegi? No ludzie – gdyby miał lepszy rzut, nigdy nie wylądowałby w PLK.
Słyszałem te głosy ekspertów, nawet tych naprawdę wnikliwych, jak chociażby Piotr Karolak mówiące o tym, że Martin może być wielkim problemem klubu z Wrocławia, gdy rozpocznie się play-off. Nie zgadzam się z nimi. Jeśli przyjmiemy, że trenerzy Śląska nie dopuszczą do tego, by przed najważniejszymi meczami sezonu Martin wpadł w fizyczny dołek, nie bardzo widzę w obecnej PLK kogoś, kto mógłby go zatrzymać. Skoro gość niszczy rywali w sezonie zasadniczym, to dlaczego miałoby się to zmienić w play-off. Tylko dlatego, że rywale będą go podpuszczać do rzutów za 3? To byłoby zbyt proste. A teraz nie podpuszczają, skoro trafia tylko co czwartą taką próbę?
To co się nagle wydarzy w play-off? Rywale Śląska zrobią nagle wypiją cały garnuszek soku z gumijagód i Martin ani piśnie? Nie sądzę.
Poza tym Śląsk ma w składzie jeszcze co najmniej dwóch graczy, którzy wchodzą już w taki etap swojej kariery, że mogą w awaryjnych momentach wziąć ciężar gry na siebie. Aleksander Dziewa i Łukasz Kolenda. Tak, to was panowie mam na myśli.
Ciekaw jestem jak po tym całym stargardzkim zamieszaniu Amerykanin zareaguje w kolejnym meczu przed własnymi kibicami. Tym bardziej, że nie będzie to byle mecz, lecz rewanż za ostatni finał play-off. Legia przyjedzie do Wrocławia z nowym rozgrywającym, który jak słyszę – w Polsce będzie zarabiał więcej niż w lidze francuskiej. Ciekawe. Niech z miejsca wyjdzie na boisko i udowodni, że sobie poradzi w starciu z tym tak pogardzanym przez kibiców Śląska Martinem. Będzie się działo.
Pewne jest tylko jedno – komentarzy po tym meczu nie zabraknie.
Na papier przelał: Michał Tomasik
CZY TY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!
1 komentarz
Trochę racji w tym jest. Ja już się do niego przyzwyczaiłem i nie oczekuję 10 asyst i trójek co mecz:)
Podoba mi się za to jego gra w obronie. Ma pecha, że jest następcą Trice’a i dlatego ma tak wysoko postawioną poprzeczkę. Duży wpływ na jego ocenę mają słabe występy w Europucharze i zawalone końcówki (dobra z Legią mu się udało). Zobaczymy jak się rozwinie bo odnoszę wrażenie, że jego współpraca z wysokimi, a szczególnie Olkiem, jakby się poprawia.