Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
To nie będą żadne odkrycia, ale nie da się wygrać meczu w sensownym europejskim pucharze, jeśli we własnej hali:
– trafiasz 6/17 (35%) rzutów wolnych,
– przegrywasz wyraźnie walkę o zbiórki, zwłaszcza w decydujących momentach,
– podejmujesz złe decyzje o rzutach i faulach w zaciętej końcówce.
We wtorkowy wieczór Turk Telekom Ankara we wrocławskiej Hali Stulecie naprawdę był do ogrania. Śląsk przez 39 minut grał z nim wyrównany mecz, aby jednak minimalnie przegrać – w dużej mierze na własne życzenie. Niewielkie pocieszenie pozostaje z dobrych i efektownych akcji Łukasza Kolendy (15 pkt.) oraz Jakuba Nizioła (12 pkt.), z dobrej walki pod koszem Aleksandra Dziewy, generalnie z ważnych ról Polaków.
Mieli swoje dobre momenty także Conor Morgan i Jeremiah Martin, ale i oni nie pomogli w końcówce. Trener Andrej Urlep też nie miał spraw w pełni pod kontrolą – pomysł, aby faulować przy minus 3 w ostatniej minucie, gdy po ewentualnej czystej obronie byłoby jeszcze 10 sekund na wyrównanie, był mocno dyskusyjny.
Śląsk remisował 69:69 jeszcze na 4 minuty przed końcem, ale potem zdołał zdobyć zaledwie 2 punkty.. Na pewno te końcówki to też kwestia wąskiej rotacji Śląska, gdy gracze są zmęczeni, odstają w walce o zbiórki i podejmują gorsze decyzje.
W poprzedniej kolejce EuroCup zespół z Wrocławia przegrał bardzo podobny w końcówce – 83:87 z Hamburg Towers, Klub konsekwentnie nie decyduje się na ruchy kadrowe, czeka na powrót kontuzjowanych zawodników. Zobaczymy, czy nie będzie takiej polityki żałował.