Pamiętacie, gdy przed rozpoczęciem pierwszego meczu półfinału playoff zastanawialiśmy się na ile zdrowy okaże się w tej serii Kamil Łączyński, który doznał urazu w trzecim meczu ćwierćfinału playoff z Twardymi Piernikami?
Niestety, odpowiedź na nasze wątpliwości przyszła wyjątkowo szybko – kapitan Anwilu opuścił boisko kulejąc już po niespełna dwóch minutach gry i pierwszej akcji, w której próbował przyspieszyć grę gospodarzy z piłką w ręku. W Hali Mistrzów momentalnie zapanowała cisza. Nic dziwnego – o tym, jak ważny jest w tym sezonie dla postawy Anwilu Łączyński zdawał sobie sprawę każdy.
Anwil przez kilka minut po urazie swojego kapitana wydawał się oszołomiony i miał problemy z konstruowaniem akcji i umieszczaniem piłki w koszu. Po 5 minutach przegrywał jednak tylko 3:4, bo i Legia ofensywnie niczym nie imponowała.
Na przerwę głównie dzięki skuteczności Ryana Taylora (8 pkt, 3/5 z gry) i efektownym wsadom Nicka Odgendy (4 pkt, 7 zbiórek) włocławianie schodzili prowadząc 33:30. Goście w pierwszych dwóch kwartach spudłowali wszystkich 14 rzutów za 3. W grze o wygraną utrzymywała ich niezła defensywa, wygrywana walka o zbiórki i Kameron McGusty (13 opunktów, 5/8 z gry).
Anwil ewidentnie nie spodziewając się problemów Łączyńskiego na trybunach jako siódmego obcokrajowca zostawił PJ Pipesa, więc organizacją gry zespołu musiał zajmować się nieco osamotniony Luke Nelson (6 punktów, 7 asyst) z pomocą Michała Michalaka (10 punktów, 3 asysty). W drugiej połowie przez moment wydawało się, że Anwil wyjdzie z opresji obroną ręką dzięki niezłej defensywie – na początku czwartej kwarty gospodarze prowadzili nawet 61:50.
Legia szybko odpowiedziała, bo wciąż skuteczny był McGusty (20 pkt, 8/13 z gry), w walce pod tablicami dominował Mate Vucić (15 punktów, 10 zbiórek), wszędzie gdzie trzeba był Ojars Silins (12 punktów i wskaźnik plus/minus na poziomie +17), a w końcówce Andrzej Pluta przypomniał sobie jak się zdobywa punkty (8 punktów, 7 asyst).
Anwilu nie uratowało nawet szalone trafienie Nelsona z ponad 8 metrów, które niespełna 10 sekund przed końcem dało mu prowadzenie 76:75. Wprawdzie po chwili raptem 3 sekundy przed końcem meczu Pluta spudłował drugi z rzutów wolnych, ale Legia dostała od losu jeszcze dwie szanse, by zapewnić sobie wygraną.
Drugą wykorzystał Michał Kolenda.
Legia prowadzi 1:0, a drugi kolejny mecz zaplanowany na czwartek we Włocławku. Trzy lata temu w porównywalnie dramatycznych okolicznościach warszawianie też wygrali mecz nr 1 w Hali Mistrzów i wygrali całą serię 3:0.
8 komentarzy
Zawsze i wszędzie, Anwil jebany będzie!
Cała Polska w cieniu Śląska!
a gdzie ten Wielki Śląsk z jednym z najwyższych budżetów. Nie awansował do playoff?
Śląsk tam gdzie był i będzie zawsze, w klasyfikacji medalowej grubo przed Anwilem 🙂 Miłego dnia 🙂
nic nie szkodzi. I tak Anwil zagra w finale
Mimo to wciaz oferuje lasera w krzakach, za 5 zlotych sztuka.
Wojtek zyje
Anwil… XD XD XD a tak serio – naprawdę miło popatrzeć na to jak grają polacy w Legii – pięknie!
kundelmass co ty kurwo!!!!!!
Łączka bynajmniej teraz będziesz miał czas na układanie klocków Lego albo Duplo co wolisz !