Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Nie sposób było sobie wyobrazić w trzeciej kwarcie, gdy Śląsk prowadził różnicą ponad 20 punktów, że dojdzie jeszcze do dramatycznej końcówki. Na 5 sekund przed końcem, po karkołomnym trafieniu Travisa Leslie, Legia przegrywała zaledwie 2 oczkami. Nie zdołała jednak w ostatnim posiadaniu sfaulować żadnego z zawodników gości. Mistrzowie Polski uratowali skórę, wygrali mecz nr 4 i (zasłużenie) cały półfinał.
Minęły dwa dni od meczu numer 3 i na Bemowie zobaczyliśmy dwie zupełnie odmienione drużyny. Trudno powiedzieć, która przemiana była bardziej zaskakująca – postęp Śląska po korektach trenera Erdogana, czy zapaść Legii, która zaczęła mecz tak wolno i statycznie, jak w najgorszych momentach początku sezonu.
Łukasz Kolenda i Artiom Parachowski dodali pierwszej piątce Śląska atletyzmu, ale iskrę w ataku stanowił Justin Bibbs. Zdobył szybkie 8 punktów, rozdawał ładne asysty – przewaga wrocławian w pierwszej połowie była w sporej mierze jego zasługą.
Legii bardzo brakowało ataku, ponieważ bardzo słabo grał Kyle Vinales. Poza – znów dobrym – Aricem Holmanem – Legii brakowało ofensywnych atutów. Niewidoczny by Travis Leslie, nieporadny Geoffrey Groselle. Warszawie z trudem przekraczali 10 punktów w obu pierwszych kwartach, do przerwy przegrywali 25:37.
W drugiej połowie działy się rzeczy niezwykłe. Najpierw błysk na miarę MVP ligi zanotował Jeremiah Martin, gdy w ciągu kilku minut wyprowadził Śląsk na 21-punktowe prowadzenie, zupełnie wybijając z głowy koszykówkę Vinalesowi i innym obwodowym Legii.
Gdy sytuacja wydawała się już beznadziejna, drużyna z Warszawy wreszcie ruszyła do zdecydowanego szturmu. Agresywny nacisk na wrocławian dawał przechwyty, wpadło kilka trójek, przewaga zaczęła topnieć. Gdy spadła do rozmiarów jednocyfrowych, grę na siebie niemal całkowicie wziął Kyle Vinales. I zawiódł – brakowało mu i skuteczności, i jakości decyzji.
Legia jednak wierzyła, a Śląsk tracił piłki i pudłował – zostało 8 punktów na 2 minuty do końca, 6 na minutę i zaledwie 3 na 13 sekund do końca meczu. Faulowany Martin, najlepszy gracz meczu trafił wówczas jeden rzut wolny. Resztę już znacie – po dwójce Leslie, Legia nie zdołała już sfaulować.
Śląsk po raz trzeci z rzędu w playoff okazał się lepszy od zespołu z Warszawy. Wraca do finału PLK, by bronić tytułu. Czeka jeszcze na rywala – w drugim półfinale King Szczecin prowadzi 2:1 ze Stalą Ostrów.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
1 komentarz
Pozdrowienia dla „ekspertów” typujących awans Ległej.