Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>.
Pamela Wrona: Pan jako trener często powtarza, że praca lubi ciszę. Ale co to właściwie oznacza w Tychach?
Tomasz Jagiełka: Oznacza to, że bardzo mocno skupiamy się na wyznaczonych przez siebie małych celach. Koncentrujemy się na dobrym treningu i całej otoczce organizacyjnej wokół tego, co wykonujemy. Dużą wagę przywiązujemy do szczegółów, bo wiemy, że z zestawu ludzkiego, jakim dysponujemy, musimy wyciągnąć 110 proc. żeby uzyskać satysfakcjonujący wynik. Naszym małym celem jest zawsze to, aby zawodników wznieść jeszcze wyżej, by zrobili krok do przodu, wyciągając z nich to, co najlepsze.
Nigdy nie pompujemy balonika i nie popadamy w samozachwyt przy dobrych wynikach. Powtarzam graczom, że sport uczy pokory, do zwycięstw należy podchodzić z dystansem – kolekcjonować je, ale mocno skupiać się na tym, co jeszcze jest do poprawy. I mam nadzieję, że ta teoria się sprawdza. Zbudowaliśmy już sobie dobrą markę w tej lidze, a zawodnicy faktycznie robią postępy.
Odpowiadając na pytanie, powtarzam swoim graczom, żeby nie czytali komentarzy i nie skupiali się na tym, co ktoś pisze i jak nas ocenia. Mnie nie zależy na tym, by mówić to, co ktoś chciałby usłyszeć. Najlepszym sposobem jest udowodnienie na koniec sezonu, że ktoś się mylił, a najważniejsze jest, by spełniać własne oczekiwania.
W poprzednim sezonie sami mieliśmy zimny prysznic, kiedy już prowadziliśmy w play-off 2:0, a nagle wszystko obróciło się przeciwko nam. Myślę, że to nas dużo nauczyło. Mamy obecne bilans 5:0, co bardzo nas buduje ale nic dzisiaj nie gwarantuje. Nie chcę skupiać się na tym, co jest teraz tylko cieszyć się na koniec sezonu.
Trudno temu zaprzeczyć, jeśli już któryś sezon z rzędu sprawiacie niespodziankę – wtedy, kiedy niekonieczne ktoś na was stawia.
Myślę, że po prostu zawodnicy w to uwierzyli – w filozofię, jaką wyznajemy i nasz system pracy. Każdy trening czy każdy mikrocykl jest dokładnie konsultowany w całym sztabie. Staramy się odpowiednio zaplanować każdą jednostkę treningową, wyjazd, odnowę biologiczną i wszystkie detale dookoła, by klub funkcjonował na dobrym poziomie. Gracze widzą, że to przynosi efekt.
Mówimy im, że nie powinni patrzeć wyłącznie na własne cyferki, tylko także na podnoszenie swojej jakości i na to, w jakim grają zespole. Trenerzy szukając nowego zawodnika, zawsze inaczej postrzegają gracza, który ma opinię mającego dobrą etykę pracy, robiącego postępy i grającego w drużynie z czołówki tabeli. Bo co z tego, że wykręcił niezłe liczby, jak nie był wartością dodaną dla swojego zespołu?
Bardzo dużą uwagę przywiązuję do budowy zespołu– oczywiście w określonych ramach finansowych. Uważam, że etap doboru zawodników pod każdym względem, ma ogromny wpływ na późniejsze wyniki.
Przyznaje pan, że koszykówce jest wiele detali, których często nie widać, a mają bardzo duże znaczenie. Jak zatem musi funkcjonować klub, aby przynosiło to zamierzony efekt?
Bardzo dużo detali. Faktycznie, przywiązujemy wagę do każdego szczegółu. Nie jest tajemnicą, że na dziś mamy średni pierwszoligowy budżet, ale pomimo tego staramy się zapewnić graczom jak najlepsze warunki do pracy. Zapewne nie dorównamy klubom ekstraklasowym, natomiast nieskromnie mówiąc, możemy pochwalić się dobrą organizacją, jeśli chodzi o 1. ligę. Klub od lat ma opinię stabilnego finansowo, co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne.
Aby praca przynosiła efekty wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Mam świetny sztab trenerski w skład, którego wchodzą: asystent – Wojciech Jagiełka, trener przygotowania motorycznego – Jakub Gruth , fizjoterapeuta – Adrian Prietz oraz kierownik Łukasz Kaczmarski.
Każdy ma swoje zadania. Wojtek jest odpowiedzialny za scouting indywidualny, przeciwnika, analizę naszej gry oraz trening techniczny, Kuba odpowiada za przygotowanie motoryczne zespołu do sezonu oraz w trakcie, a także pracuje indywidualnie z zawodnikami między sezonami, przez co przyjeżdżają oni na pierwszy trening w sierpniu w dobrej kondycji. Każdy zawodnik objęty jest opieką medyczną czy suplementacją, za co odpowiada Adrian oraz nasz klubowy lekarz. Dzięki współpracy z sekcją hokeja na lodzie możemy korzystać z profesjonalnej odnowy biologicznej i rehabilitacji po urazach. Każde spotkanie, wyjazd czy posiłek planujemy dokładnie dzięki pomocy kierownika Łukasza.
Nie wszystkie detale widać na boisku, jednak wszystko musi się zazębiać. To nie jest tak, że trener przyjdzie na trening, rozrysuje parę zagrywek i zawodnicy będą później trafiać do kosza. To tak nie działa. Liga niejednokrotnie pokazała, że zespoły z dużo większym potencjałem od nas zawodziły w trakcie sezonu.
Staram się wykorzystać wieloletnie doświadczenie i z każdym sezonem wraz z całym sztabem szukamy nowych rozwiązań po dokładnej analizie. Nic nie dzieje się z przypadku. Zależy nam, by zawodnik czuł się komfortowo i mógł skupić się tylko na graniu w koszykówce.
Solidna praca prędzej czy później przyniesie efekt, tylko trzeba być cierpliwym. Uważam, że jesteśmy dobrym miejscem, które jest odskocznią dla tych, którzy chcą uderzyć w ligę wyżej i chcą się rozwijać.
Jeżeli mowa o rozwoju, dla Was przepis o młodzieżowcu nie stanowił najmniejszego problemu.
Absolutnie. Nie była to dla nas kluczowa i odczuwalna zmiana. Ci gracze już w poprzednim sezonie otrzymywali duże minuty. I tak teraz byli na mojej liście, bez względu na to, czy ten przepis miał obowiązywać, czy nie.
Wspomniał pan o cierpliwości. Wydaje się, że w koszykówce jej często brakuje. W Tychach jednak jest zupełnie odwrotnie – na zapleczu ekstraklasy jest pan obecnie trenerem z najdłuższym stażem w jednym klubie. Jak duże ma to znaczenie?
Zdecydowanie, chociaż spójrzmy na to z tej strony – im większe ambicje i pieniądze w klubie, tym ta cierpliwość jest mniejsza. Wszyscy chcą wyniku jak najszybciej. A w sporcie trzeba mieć plan. I to nie taki na dwa miesiące czy kilka meczów. Owszem, trzeba mieć plany krótko i długofalowe. Jednak nie da się w krótkim czasie zbudować drużyny, nie zawsze uda się wszystko zaplanować.
Mówi się, że w przypadku niepowodzenia łatwiej jest wymienić jednego trenera niż dwunastu zawodników. I trudno się z tym nie zgodzić. Po to też po każdym sezonie robię listę plusów i minusów – mam swój kajet, w którym wszystko notuję. W trakcie sezonu oglądam mnóstwo meczów, wertuję sylwetki koszykarzy i to się bardzo przydaje w różnych momentach. Znam ligę na wyrost i wiem, na kogo można liczyć, kto jaki ma charakter, czy zaakceptuje swoją rolę, bo nie patrzę już tylko przez pryzmat statystyk.
Z pewnością dużym atutem jest to, że jest pan w swoim miejscu zamieszkania. Czy pojawia się myśl, by sprawdzić się jeszcze w innym miejscu?
W Tychach czuję się świetnie, a ogromnym atutem jest moja rodzina, która codziennie mocno mnie wspiera i kibicuje. Oczywiście, myśl by sprawdzić się w innym miejscu pojawia się zawsze po sezonie, gdy są zapytania. I patrząc w przyszłość, nie mówię nie. Chcę się rozwijać, lubię jasno określone plany.
W ten sposób tworzy pan zespoły – zazwyczaj stawia pan na kontynuację, na sprawdzonych ludzi, starając się zachować trzon drużyny. Czy to jeden z elementów, dzięki któremu możecie być dziś w takim miejscu?
Ten sezon pokazuje, że zachowując trzon zespołu, od pierwszej kolejki jesteśmy w świetnej formie i wiem, że gdy dołożymy jedno bądź nawet dwa wartościowe wzmocnienia, to możemy być zespołem, który będzie się bić o najwyższe cele. Nie boję się tego powiedzieć.
Potrzebujemy co najmniej dwóch elementów, by ten zespół był kompletny, miał szeroką rotację, żebyśmy mogli grać intensywną koszykówkę przez cały sezon i mogli uniknąć sytuacji, jaka miała miejsce w poprzednich rozgrywkach, kiedy przy urazach wszystko przewraca się do góry nogami. Do tego, żeby grać taki basket, jaki dziś prezentujemy, jest to niezbędne. Mamy młody zespół, zatem potrzeba nam doświadczenia, zwłaszcza w kluczowych momentach sezonu, które dopiero przed nami. Kryzys na pewno nadejdzie, bo jest to nieuniknione w przekroju całego sezonu.
Jest pan aktywny również na rynku zagranicznym?
Gracz z zagranicy? Nie mówimy nie. Ale na pewno musi to być gracz, który nie zaburzy naszej dotychczasowej koncepcji. Nie może być to zawodnik, który nie będzie chciał ciężko pracować i nie będzie pasował do naszej filozofii. Musimy dobrze to przemyśleć.
Inaczej podchodzi się do kontraktowania zawodników przed sezonem, a inaczej w trakcie, kiedy ma się jasno określony cel i budżet. Przeglądam oferty zawodników zagranicznych, ale raczej spokojnie.
Tym celem, o którym pan wspomniał, jest poprawa wyniku z poprzedniego sezonu (piąte miejsce), ale podkreślił pan, że klub chciałby w niedalekiej przyszłości zagrać na najwyższym poziomie rozgrywek.
To się nie zmienia. Tychy to bardzo sportowe miasto, nasz klub jest wielosekcyjny. Pan prezydent jest bardzo prosportowy i na pewno by nas mocno wspierał. Organizacyjnie, musielibyśmy wejść jeszcze poziom wyżej, aby nie była to przygoda, a poważny projekt.
Ktoś, kto ocenia dziś 1. ligę, myśląc o szansie na ekstraklasę mógłby wymienić: Dziki Warszawa, Sensation Kotwica Kołobrzeg, Górnik Trans. eu Zamek Książ Wałbrzych, HydroTruck Radom, WKK Wrocław i jeszcze kilka innych klubów. Gdzie jest w tym wszystkim GKS Tychy? Szanuję Dziki za to, że otwarcie mówią o tym, czego chcą. Wszyscy chcą zagrać kolejny mecz i go wygrać, wszyscy chcą być w play-off. Jeśli powiem to samo, albo to, że chcę się utrzymać, to kogo ma to satysfakcjonować?
Jestem ambitnym człowiekiem i na początku sezonu powtarzam zawodnikom, że warto mieć marzenia i warto udowodnić, że ciężką pracą da się je spełniać. Początek sezonu mamy mocny, ale tonuję emocje. Stąpamy twardo po ziemi, bo sezon ma co najmniej 34 kolejki. Jeżeli na koniec sezonu będziemy na wysokim miejscu, to wówczas możemy przyznać, że wykonaliśmy dobrą robotę. A zespołowością i dobrą pracą jesteśmy w stanie dorównywać potencjalnie lepszym zespołom. Wtedy też nasi zawodnicy będą inaczej postrzegani, niż przed rozgrywkami.
Zawsze lepiej jest miło zaskoczyć niż niemiło rozczarować, prawda?
Właśnie. Co mogę powiedzieć? Jest to moje marzenie, aby zrobić jak najlepszy wynik, a niebawem zagrać o najwyższe cele. Jednak w tym momencie byłbym samobójcą, gdybym powiedział, że gramy o awans. To nie jest też tak, że ktoś – ze sztabu lub drużyny – nagle zwątpi i przestanie wierzyć – ale doskonale wiem, czego nam brakuje, by móc otwarcie i głośno wypowiadać takie słowa.
Cieszymy się, że dobrze weszliśmy w sezon, ale przed nami jeszcze dużo pracy i grania. Zobaczymy, gdzie nas to doprowadzi za kilka miesięcy.
Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>