Strona główna » Szybilski: Sochan jest zbyt spięty, ale jeszcze zacznie trafiać

Szybilski: Sochan jest zbyt spięty, ale jeszcze zacznie trafiać

0 komentarz
Ludzie mają różne sposoby na bezsenność. Ja zamiast z nią walczyć ją wykorzystuję – na oglądanie NBA. Działa. Od lat, niezmiennie zarywam w ten sposób nocki. W tym sezonie także dla Sochana. Jakie wnioski?

CZY TY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!

Kilka razy w tygodniu, dość regularnie, potrafię się budzić między 2 do 4 rano, by pooglądać ciekawą koszykówkę. Szczególnie łatwo mi wstać, gdy mecze grają Nikola Jokić lub Luka Doncić. Obserwuję ich od lat. Podziwiam za talent oraz mądrość na boisku. To czysta przyjemność.

Od tego sezonu listę poszerzyłem o trzecie nazwisko. Obejrzałem w całości kilkanaście występów Jeremiego Sochana. Oto kilka luźnych przemyśleń płynących po ponad  połowie jego debiutanckiego sezonu.

Pierwszy nie bywa zbyt często artykułowany, bo należy do strefy mentalnej. A moim zdaniem jest chyba najbardziej istotny:

Sochan, trochę wbrew pozorom wynikających z jego luźnego stylu bycia, na boisku jest póki co zbyt spięty.

Wszyscy pamiętamy jak debiutował w wieku 17 lat w reprezentacji Polski. Wtedy epatował spokojem i luzem. Inaczej sytuacja wyglądała rok temu, gdy rozpoczynał karierę w NCAA. Początki nie były łatwe, ale druga część sezonu okazała się dla niego dużo lepsza. Nabrał pewności, uwierzył w siebie. Może i tym razem będzie podobnie?

Jego brak luzu może wynikać z ogromnej ambicji i chęci wejścia na bardzo wysoki poziom już na samym początku kariery w NBA. Jeremiemu zależy, aby nie zawieść oczekiwań Gregga Popovicha, który jest dla niego olbrzymim autorytetem zarówno jako człowiek, jak i jako trener. To w pełni zrozumiałe, bo przecież Pop to żywa legenda. Wychował mnóstwo zawodników, którzy pod jego skrzydłami rozwinęli się w gwiazdy dziś upamiętniane w Galerii Sław NBA. Jako doświadczony trener zdaje sobie sprawę, że tak młody zawodnik jak Jeremi będzie popełniał błędy.

Stara się je korygować na bieżąco. Znamienna była sytuacja w jednym z meczów, gdy Pop zdjął Sochana z boiska na kilka sekund, by przekazać mu swoje uwagi, po czym wpuścił go ponownie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Widać że trener w Polaka wierzy i traktuje priorytetowo jego wprowadzenie do zespołu oraz ligi. To cieszy.

Niestety koledzy drużyny obrali inny kierunek niż trener i na razie Sochana podaniami nie rozpieszczają.

Ten zespół Spurs to póki co zbieranina indywidualności. Strasznie, czasami wręcz nieprzyzwoicie, samolubnych. Bardzo rzadko koledzy z zespołu wykorzystują jeden z największych atutów Jeremiego po atakowanej stronie boiska, czyli naturalne czytanie błędów indywidualnych obrońców. Sochan wielokrotnie jest wolny i ma dużo lepszą pozycję do oddania rzutu niż jego koledzy z zespołu, ale nie dostaje podań.

Czasami zdarza mi się oglądać jego mecze w towarzystwie 12-letniego syna, mojego imiennika, który od kilku lat gra w kosza i jak każdy nastolatek marzy o zawodowej karierze. Pokazuje juniorowi jak świetnie ucieka obrońcom Sochan i jak wiele w koszykówce zależy od rozumienia gry. Jeremi, gdy tylko zauważy, że obrońca na ułamek ułamka sekundy spuszcza go z oczu, momentalnie ucieka mu za plecy. To jego wielka zaleta. Ale rzadko przekłada się na punkty, gdyż koledzy Sochana mają własne ambicje indywidualne. Wolą rzucać sami.

Gdyby Sochan grał u boku Luki Doncicia lub innego dobrego rozgrywającego, już teraz miałby średnią  na poziomie kilkunastu punktów na mecz. Mnóstwo łatwych punktów zdobywałby właśnie po ucieczkach za plecy rywali.

Jego kolejnym atutem jest z pewnością ciąg na kosz. Już kilku zawodników przekonało się, że kiedy Jeremi atakuje obręcz jest praktycznie niemożliwy do zatrzymania. Dzięki jego agresywności w tym elemencie gry widzieliśmy już kilka wsadów, które były na tyle spektakularne, że załapały się do reklamówek NBA.

Na chwilę obecną jednym z największych problemów Sochana jest jego słaba skuteczność rzutów za trzy punkty. Ale nie sądzę by był to problem na dłuższą metę. Szczególnie biorąc pod uwagę jak profesjonalnie i metodycznie zespoły NBA za pomocą specjalistów rozwijają młodzież.

Jestem w gronie wyznawców teorii, że poziom 30-33 procent dzięki ciężkiej pracy może osiągnąć nawet zawodnik mało utalentowany rzutowo.

Sam pamiętam, że zza linii zacząłem na poważnie rzucać dopiero w wieku dwudziestu kilku lat, będąc już dojrzałym zawodnikiem. Dzięki tysiącom powtórzeń dałem radę wypracować całkiem skuteczny rzut. Oczywiście wyższym graczom jest łatwiej rzucać za trzy punkty, bo ich obrońcy zazwyczaj są mniej mobilni niż rozgrywający czy skrzydłowi. Rywal ma niewielkie szanse, by zastopować taką próbę i dlatego w dzisiejszej koszykówce z dystansu rzucają prawie wszyscy. Przynosi to wymierne korzyści. Sochan musi z pewnością poprawić ten element gry, by marzyć o poważnej karierze w NBA.

Inne rzeczy do poprawy? Brakuje mu dobrego kozła. Jasne, Popovich próbuje mu oddać piłkę, by korzystał ze swoich atutów – bo Jeremy faktycznie widzi na boisku naprawdę sporo. Ale widać, że kozłując piłkę nie czuje się jeszcze w pełni komfortowo. Szczególnie, gdy Pop wrzuca go na jedynkę i jest pod ciągłą presją niższego zazwyczaj obrońcy.

Defensywa naszego debiutanta wzbudza ogólny podziw. Swoimi umiejętnościami w tak młodym wieku zaskakuje wielu obserwatorów. Ale żeby nie było za słodko – trzeba przyznać że kilka gwiazd ligi już mu pokazało, że jeszcze sporo musi się nauczyć, by być naprawdę skutecznym obrońcom na tym poziomie gry w kosza.

Czy za trzy lata, będąc już w ostatnim sezonie kontraktu debiutanckiego, Sochan będzie właścicielem kolejnej umowy na 50 milionów czy na 150 milionów dolarów?

Nie wiem. Ta liga jest bardzo nieprzewidywalna, a wysokość kontraktów poszczególnych graczy zależy od wielu czynników. Zdarza się że wielomilionowe umowy podpisują zawodnicy nigdy nie byli wybrani w drafcie, a giną w zapomnieniu ludzie wybierani z początkowymi numerami.

Niestety, dość często  słyszę słowa krytyki w kierunku Jeremy’ego po jednym czy dwóch słabszych meczach. Nie wiem nawet za bardzo jak mam na nie reagować. I czy w ogóle. Nie mam pojęcia dlaczego ludzie tak łatwo zapominają, że wciąż mówimy o chłopaku, który dopiero za kilka miesięcy przestanie być nastolatkiem.

W połowie debiutanckiego sezonu w NBA Sochan jest w znacznie lepszym miejscu niż moglibyśmy się spodziewać jeszcze kilka miesięcy temu. Adaptuje się do tej jakże wymagającej ligi znacznie szybciej niż swego czasu Marcin Gortat. Oczywiście, nie można porównywać okoliczności w których obaj dostawali się do NBA oraz zespołów w jakich grali, ale – trzeba się cieszyć z osiągnięć rodaków za oceanem. Życzę Jeremiemu by osiągnął tyle co Marcin, choć w głębi duszy mam nadzieję że poprawi jego osiągnięcia. Mimo że to naprawdę spore wyzwanie.

Sochan ma dwa najważniejsze atrybuty, które powinien posiadać sportowiec skazany na sukces: wielki talent sportowy i chęć do ciężkiej pracy. Teraz potrzebny jest tylko czas, żeby rozwinął skrzydła. Patrząc na jego przyszłość w NBA możemy spać spokojnie.

Ale nie za długo. Czasami naprawdę warto wstać o 4 rano i – jak to mawia klasyk – kawa i #NAPADAMY

Spisywać pomagał: Michał Tomasik

CZY TY JUŻ POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet