CZY POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!
Czytając w Internecie wpisy jeszcze przed tym spotkaniem wiedziałem, że to nie jest taki zwykły mecz, a rzeczywiście prawdziwe derby z wieloma podtekstami i już zbudowaną rywalizacją. Tym bardziej trzeba chwalić decyzję klubu ze Starogardu Gdańskiego, który zdecydował się zainwestować w transmisję tego meczu na platformie YouTube.
Jest luty, szaro, buro, ciemno, zimno – ciężko o energię i motywację do choćby porobienia czegoś ambitniejszego niż posiedzenie na kanapie. Zawodników Decki i SKS-u jednak motywacji i energii nie brakowało, wręcz od pierwszej minuty iskry szły na parkiecie. Gorąca atmosfera, naładowani zawodnicy – to musiał być dobry mecz.
W początkowych minutach to gospodarze z Pelplina wyglądali jak króliki Duracella – po 13 minutach mieli już na koncie 43 punkty i 20 oczek przewagi. Koszykarzom Decki wychodziło wszystko, a SKS z kolei nie do końca był w stanie dostosować się do tempa tego spotkania. Pelplinianie mieli tyle siły i energii, że w obronie nawet demolowali stawiających zasłony (Jakub Motylewski leżał w tym meczu kilka razy).
Jak to jednak w 1. Lidze bywa (czego się już nauczyłem), sytuacja potrafi się tu w sekundę zmienić diametralnie. Zespół gości na swoje barki wziął Wojciech Czerlonko i SKS zaczął odrabiać. Czerlonko wypadł świetnie – 33 punkty (13/19 z gry), 8 zbiórek i 5 asyst, jako jeden z nielicznych nie panikował i szybko przystosował się do tempa tego spotkania.
Energia i życie pojawiło się więc w SKS-ie. Energia, to słowo definiujące to spotkanie. Nawet z trenera Kamila Sadowskiego kipiała energia – po stracie swojego zespołu w złości pobijał rekordy w skoku wzwyż z miejsca w półbutach (kapitalne wyjście w górę i walka o wysokość).
.
Czwarta kwarta za to miała dwóch innych aktorów, chyba jeszcze efektowniej grających niż Czerlonko. Najpierw swój fragment miał Filip Małgorzaciak (35 punktów, 9/15 z gry), który dobijał rywali kolejnymi trójkami. Potem z kolei zespół Decki zdecydował się podnieść Thomas Davis, który za ten mecz zasługuje tylko na pochwały.
Amerykanin nie dominował gry, ale pojawiał się wtedy, kiedy zespół potrzebował go najbardziej – w sumie 38 punktów (13/20 z gry), 10 zbiórek i 5 asyst. Thomas praktycznie w pojedynkę odrobił 8 punktów straty, jakie miał jego zespół jeszcze na 3 minuty przed końcem meczu. Nie mógł się ten mecz lepiej zakończyć jak dogrywką i tutaj trzeba przyznać, że końcówka nie była idealnie rozegrana przez SKS.
Przede wszystkim rozczarował Daniel Vezant, który w tym meczu tracił głowę raz po raz. Głupie faule (ciągnął w kontrze za koszulkę i się dziwił, czemu sędziowie odgwizdali faul niesportowy), straty i złe decyzje rzutowe – w sumie 3 punkty i -11 z nim na parkiecie. Także w końcówce Vezant faulował w ataku i SKS stracił okazję na przypieczętowanie zwycięstwa.
Dogrywka rozegrała się za to na linii rzutów wolnych – tak można ją streścić. Widać było już duże zmęczenie po obu stronach i nogi już tak nie niosły w obronie. Sędziowie często korzystali z gwizdków, bo obrońcy raz po raz byli spóźnieni lub zbyt agresywnie naciskali na swoich rywali. Rzuty z gry za to przestały już wpadać i Decka była w dużych kłopotach, bo to ona co akcję wysyłała swoich przeciwników na linię.
SKS wykorzystał swoje okazje i tym razem już nie dopuścił do nerwowej końcówki. Derby Kociewia dla Kociewskich Diabłów – 115:104 (przypominam, SKS był -20 w tym meczu).
Pełne statystyki z meczu znajdziesz TUTAJ>>
CZY POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!