– Legia w pełni zasłużyła na awans i życzę jej powodzenia w finale. Grali z większą pewnością siebie, agresywniej i bardziej fizycznie od nas. Nasz rywal ani przez moment, gdy chcieliśmy go zaatakować, nie cofał się, nawet o krok – mówił po porażce 80:101 w trzecim meczu półfinału trener Anwilu Selcuk Ernak, zapewniając, że nie żałuje iż wcześniej w serii z Legią nie wystawił do gry momentami nieźle spisującego się w meczu nr 3 Deane’a Williamsa. – W playoff trzeba reagować na wydarzenia mecz po meczu. My w pierwszym straciliśmy jednego z najlepszych rozgrywających w lidze, więc staraliśmy się go zastąpić rezerwowym graczem obwodowym. W serii z Twardymi Piernikami zrobiliśmy to samo i zadziałało. Skoro tym razem taka zmiana nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, więc sięgnęliśmy po inny pomysł. Tak wyglądają playoffy – tłumaczył Ernak.
– Jestem sfrustrowany, także swoją grą, ale trzeba oddać Legii szacunek: grali twardo w każdym momencie każdego meczu. Jesteśmy rozczarowani, bo wszyscy mamy świadomość, że stać nas było na coś więcej. Ale walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko. Nikt nam tego nie odbierze, nie poddawaliśmy się. Cel mieliśmy jednak jasny – mistrzostwo. Jego już nie osiągniemy. To boli, niesmak pozostanie – mówił Luke Nelson. – Dlaczego pudłowaliśmy w tej serii tak wiele rzutów za 3? Po części także dlatego, że brakowało nam akcji penetracyjnych, nie tylko w wykonaniu obrońców, ale graczy ze wszystkich pozycji. Ale pudłowaliśmy też sporo rzutów, które innego dnia moglibyśmy trafiać – dodawał Brytyjczyk.
Turecki szkoleniowiec Anwilu mimo wyraźnie przegranej serii z Legią nie żałuje, że mimo kłopotów zdrowotnych i słabej postawy Nelsona przez większość sezonu nie zdecydował się na wymianę tego zawodnika. Bronił także decyzji o sprowadzeniu PJ Pipesa, który trzeci mecz z Legią oglądał z trybun.
– Nie żałuję żadnego z tych ruchów. Ufaliśmy w możliwości Luke’a. On miał problem ze zdrowiem, przez cały playoff miał właściwie tylko jedno sprawne ramię i to ręki rzucającej. To efekt urazu, którego nabawił się w meczu ze Śląskiem. Nie mówiliśmy o tym, ale później pojawiła się jeszcze kontuzja Kamila… Ale nie, nie żałuję, że mieliśmy tych graczy w swoim składzie – zapewniał Ernak.
Turek był – podobnie jak po meczu nr 2 – zaskoczony słabą skutecznością swoich koszykarzy w rzutach za 3. Tym razem włocławianie trafili tylko 4 z 20 prób, a w całej serii z Legią jedynie 14 z 64 rzutów z dystansu.
– Najprawdopodobniej my wszyscy, zebrani w tym pomieszczeniu moglibyśmy trafiać częściej – mówił do dziennikarzy zebranych w sali konferencyjnej hali na Bemowie po meczu nr 3 Ernak. – Obniżoną skutecznego jednego gracza można tłumaczyć inaczej, a drugiego – jeszcze inaczej. Gdy jednak wszyscy pudłują, a rzecz dotyczyła nie tylko meczu nr 3, ale także 1 i 2 – robi się problem, szczególnie gdy grasz z tak silnym rywalem jak Legia – dodawał.
Trener Legii Heiko Rannula miał duże powody do radości.
– Jesteśmy wyjątkowym zespołem, który stworzyliśmy w ciągu ostatnich trzech miesięcy z grupy indywidualistów. Wychodzimy na boisko z energią i pewnością siebie. W trakcie tego playoff każdy z graczy zagrał przynajmniej jeden mecz, w którym naprawdę go potrzebowaliśmy. Świętujemy i cieszymy się, ale nie zapominamy, że w finale będą nas czekać jeszcze większe wyzwania – mówił Estończyk.
Rannula nie ukrywał, że Anwil mógł być dla jego drużyny łatwiejszym rywalem niż jego ewentualny przeciwnik finałowy z… Sopotu (póki co Trefl przegrywa półfinał ze Startem 1:2).
– Niewykluczone, że w walce z Anwilem mogliśmy się czuć nieco bardziej komfortowo niż w starciu z bardziej fizycznym zespołem, jak na przykład Trefl. Ale jak chcesz zdobyć mistrzostwo, musisz jendak być gotowym, żeby pokonać każdego. Pewność, że możemy pokonać Anwil dał nam mecz we Włocławku, gdy wygraliśmy, choć nie mógł zagrać Kameron. Kolejne wygrywane mecze wyjazdowe dają nam świadomość, że możemy wygrać z każdym i wszędzie. To budujące – mówił trener Legii. – Mówię o potencjalnym starciu z Treflem także dlatego, że przeciwko Startowi nie prowadziłem jeszcze drużyny w tym sezonie, więc ten zespół pozostaje dla mnie nieco większą niewiadomą – wyjaśniał.
Pierwszy mecz finału Orlen Basket Ligi zostanie rozegrany w poniedziałek 9 czerwca w Lublinie lub Sopocie. Czwarty meczu półfinału Start – Trefl odbędzie się w środę o godz. 17.30.