BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!
W środę „Polityka” w tekście zatytułowanym „Obrotowy” odsłoniła nieco kulisów rządów prezesa Polskiego Związku Koszykówki i Polskiej Ligi Koszykówki. Większość osób związanych ze środowiskiem koszykarskim na te rewelacje jedynie wzruszyła ramionami. Styl rządów Radosława Piesiewicza znają od lat. Pojawiające się głosy przyrównujące je do tych Kim Dzong Una w Korei Północnej – notabene, oddanego fana koszykówki – choć w oczywisty sposób przesadzone, oddają istotę tego, jak ludzie koszykówki postrzegają swojego prezesa.
Ale mniejsza o poziom kultury osobistej i sposób układania relacji międzyludzkich przez prezesa PZKosz. i PLK. Najciekawszym aspektem publikacji „Polityki” były jednak bezspornie informacje potwierdzające te, które w środowisku ludzi związanych z koszykówką krążyły już od dawna – że Radosław Piesiewicz oprócz wysokiej pensji (zdaniem tygodnika – 70 tys. zł miesięcznie) pobiera także prowizje od umów ze sponsorami.
Płatna protekcja, czyli – w nomenklaturze prawa karnego – załatwiactwo?
– Prowizja jest charakterystyczna dla usług pośrednika, natomiast rolą prezesa nie jest bycie pośrednikiem, ale zarządzanie podmiotem, w ramach którego funkcjonują kluby. Na rzecz tych klubów powinien sprawować funkcję służebną. W normalnych warunkach wolnorynkowych prowizja za pozyskanie sponsora powinna być efektem tego, że ów pośrednik faktycznie jest niezbędny w procesie pozyskania finansowania. To znaczy bez tej osoby sponsor by się nie pojawił – ocenia tę praktykę cytowany przez „Politykę” prof. Michał Romanowski, a pytanie dziennikarza tygodnika Marcina Piątka, czy prezes PZKosz. możne dopuszczać się przestępstwa płatnej protekcji uznaje za zasadne, dodając:
– Uzasadnione jest pytanie, czy tego typu sponsoring jest wynikiem procesu promocji firmy przez sport, czy też sprawa nie powinna być badana pod kątem – jak to się mówi w języku prawa karnego – załatwiactwa, polegającego w tym przypadku na tym, że ja spowoduję, że dana spółka zainwestuje w klub lub podmiot zarządzający rozgrywkami dzięki dobrym relacjom z osobą wykonującą uprawnienie właścicielskie. I na dodatek mam w tym interes, bo pobieram prowizję.
Temat prowizji pobieranych przez Radosława Piesiewicza od „załatwionych” umów ze sponsorami związku i ligi też nie jest dla osób związanych z polskim basketem niczym nowym. Już nieco ponad dwa lata temu na sprawę uwagę zwracał były właściciel Twardych Pierników Toruń Maciej Wiśniewski.
– Nie może tak być, że Zarząd Polskiej Ligi Koszykówki dostaje prowizje – premie – od pozyskanych sponsorów i to od pieniędzy spółek skarbu państwa. Siłą ligi powinny być silne kluby, a nie chęć napchania sobie kieszeni przez działaczy – argumentował w rozmowie z portalem ototorun.pl.
Wiśniewski nie bał się krytykować szefa PZKosz. Poniósł tego konsekwencje. Najpierw został przez Piesiewicza publicznie obrzucony mniej lub bardziej kuriozalnymi pomówieniami. Później jego klub nagle stracił sponsora – Polska Grupa Spożywcza, która wcześniej wspierała odnoszący sukcesy sportowe zespół z Torunia nagle postanowiła się związać z mającym nieporównywalnie mniejsze osiągnięcia klubem z Lublina.
„Słyszał pan, żeby ktoś pracował za darmo?”
Miażdżącą większość sponsorów PZKosz. i PLK stanowią spółki skarbu państwa, zarządzane przez Jacka Sasina, ministra Aktywów Państwowych – to nie tylko wspomniana Polska Grupa Spożywcza, ale także Orlen, Pekao SA, Energa i Totalizator Sportowy. Sasin to bliski znajomy i dawny dłużnik prezesa PZKosz.
Oficjalnie szef polskiej koszykówki nigdy nie przyznał się do pobierania prowizji od umów sponsorskich. Na pytania przesłane przy okazji publikacji artykułu przez „Politykę” nie odpowiedział. Ale nie ukrywa, że nie jest fanem pracy pro publico bono.
„Prowizje wypłacane są Piesiewiczowi zgodnie z prawem. Pozwala na to, a także wysokość należnej premii reguluje, uchwała Rady Nadzorczej PLK” – to argument zazwyczaj podnoszony w nieoficjalnych rozmowach przez współpracowników prezesa PZKosz. W rozmowie z „Polityką” Janusz Jasiński potwierdził, że taka uchwała istnieje.
– Warunki premiowe prezesa są określone w uchwale rady nadzorczej. Dla mnie jako człowieka biznesu oczywiste jest, że jeśli ktoś się postara, załatwi kontrakt, przyciągnie finansowanie, którego dramatycznie brakowało, to należy mu się za to premia. Czy zarobki prezesa nie są wygórowane? Adekwatne do tego, co wnosi – ocenił zasadność uchwały rady nadzorczej PLK Jasiński, jej członek, a jednocześnie też właściciel mającego od lat problemy z wypłacalnością Zastalu Zielona Góra, którego budzącymi podejrzenia poczynaniami zainteresowała się niedawno policja.
Zdaniem cytowanego przez „Politykę” profesora Romanowskiego uchwała Rady Nadzorczej nie rozwiązuje jednak potencjalnego problemu.
– Rady nadzorcze mają, niestety, to do siebie, że mogą podejmować uchwały, które są sprzeczne z prawem – twierdzi Romanowski.
Dziennikarz tygodnika przypomina też w rozmowie z profesorem art. 9. ustęp 2. ustawy o sporcie, który mówi, że członek zarządu polskiego związku sportowego nie może prowadzić działalności gospodarczej związanej z realizacją przez związek jego działań statutowych. Tymczasem Piesiewicz – przynajmniej zgodnie z informacjami wypływającymi z okolic PZKosz. i PLK, a teraz także potwierdzanymi przez „Politykę” – miałby sobie wypłacać prowizje na prowadzoną przez siebie jednoosobową działalność gospodarczą – firmę Radosław Piesiewicz P.H.U. RADAM.
– Jeśli pan prezes wykorzystuje fakt prowadzenia działalności do pobierania wspomnianych prowizji, to mamy do czynienia z ewidentnym przypadkiem złamania tego przepisu – twierdzi prof. Romanowski.
Najlepiej zarabiający prezes związku w Polsce?
Bez odpowiedzi pozostaje jedno kluczowe pytanie – o wysokość procentowej prowizji od sumy „załatwianych” kontaktów sponsorskich, którą pobiera Piesiewicz. Gdyby wierzyć w informacje, które nieoficjalnie kolportują jego współpracownicy, może być ona wyrażana dwoma cyframi. I wcale niekoniecznie rozpoczynać się od cyfry 1. Roczny budżet polskiej koszykówki sam prezes Piesiewicz w wywiadzie z nami oszacował niedawno na 80 milionów złotych.
– Biorąc pod uwagę wiadomości na temat prowizji, którymi dysponujemy nie sposób wykluczyć, że Radosław Piesiewicz jest obecnie najlepiej opłacanym prezesem związku sportowego w Polsce – mówi mi jeden z prominentnych, wieloletnich działaczy, dobrze znający zależności łączące świat sportu i polityki.
– Nie wiem, jak to wygląda w przypadku związków sportowych, które są podmiotami publicznymi. Ale gdyby w spółce akcyjnej prezes zarządu pobierał solidną, rynkową pensję oraz przykładowo 20 procent prowizji od umów z przyprowadzonych przez siebie kontrahentów, moglibyśmy zastanawiać się nad tym, czy nie działa na szkodę prowadzonej przez siebie spółki – przekonywał mnie ostatnio członek rady nadzorczej jednej z dużych spółek działających na polskim rynku.
W aktualnie obowiązującym ujęciu artykuł 585 Kodeksu spółek handlowych stanowi: „§ 1. Kto, biorąc udział w tworzeniu spółki handlowej lub będąc członkiem jej zarządu, rady nadzorczej lub komisji rewizyjnej albo likwidatorem, działa na jej szkodę, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5 i grzywnie”.
PLK jest spółką akcyjną od ponad 20 lat. I żeby była jasność – to nie Radosław Piesiewicz doprowadził do sytuacji, w której jej większościowym udziałowcem jest PZKosz i może ten fakt wykorzystywać. On już taki stan zastał, wchodząc ponad pięć lat temu w struktury koszykarskie w roli prezesa PLK. A później wykorzystał, zdobywając bardzo szybko pełnię władzy.
Rozum na drodze – mrówka zamierza zaatakować słonia
Za tydzień w piątek Radosław Piesiewicz stanie do walki o fotel prezesa PKOl. Jego jedynym rywalem będzie Kewin Rozum, prezes Polskiego Związku Sumo.
– Słyszałem, że prezes PZKosz. chwali się tym, że roczny budżet jego związku to 80 milionów złotych. Mogę zdradzić, że prowadzony przeze mnie związek dysponuje 1/80 tej kwoty. Ale wybory do organizacji takich jak PKOl. rządzą się swoimi prawami. Spójrzmy na Radę Bezpieczeństwa ONZ – niby głównymi graczami są w niej największe kraje świata, ale nie tak dawno członkiem rady było też niewielkie karaibskie państwo Saint Vincent i Grenadyny. Może i stając do walki z prezesem Piesiewiczem będę jak ta mrówka przy słoniu, ale jestem sportowcem: zamierzam walczyć! – mówi Rozum.
Nie wiemy, jak skończy się sprawa ubiegania się prezesa PZKosz. o stanowisko szefa PKOl. Jego poprzedni kontrkandydat, wieloletni prezes Andrzej Kraśnicki wycofał się z walki, namawiamy do tego osobiście przez prezydenta Andrzeja Dudę. Zdziwimy się jednak, jeśli publikacje „Polityki” będą ostatnimi, jakie ujrzą światło dzienne w tzw. mainstreamowych mediach przed zaplanowanymi na następną sobotę wyborami w PKOl.
Szefowie polskiej koszykówki od lat robili sporo, by dziennikarze nieszczególnie interesowali się ich poczynaniami. W zaistniałej sytuacji w najbliższych dniach ciężko może być się od nich odgonić. Przynajmniej chwilowo.
Nie o taki rozgłos koszykówce chodziło.
BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!
1 komentarz
PISowski aparatczyk wykorzystujący swoje pięć minut przy korycie, by zachachmęcić tyle, ile się da. Nowe, nie znałem.
Pozostają tylko dwa pytania – gdzie biedaczysko ma wyższą prowizję od „załatwionych sponsorów, w PLK czy BCL, no i ile z tego musi z powrotem wpłacać na fundusz wyborczy PiS. W końcu mafia rządzi się swoimi prawami.