Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
W planie na ten mecz Zastalu było na pewno zacieśnianie pomalowanego – Spójnia to najgorzej rzucająca drużyna z dystansu w lidze i pewnie jednocześnie, za sprawą Barretta Bensona, najlepiej grająca blisko obręczy. Zielonogórzanie starali się przeciwstawić fizycznie rywalom i sprawiło to sporo problemów gościom, a zwłaszcza Courtneyowi Fortsonowi, któremu ciężko było wcisnąć jakoś piłkę do swoich podkoszowych.
Zastal za to w ofensywie wyglądał na początku meczu naprawdę dobrze, głównie za sprawą Polaków. Swoją obecność na parkiecie zaznaczył wsadem Przemysław Żołnierewicz, a wiele energii z ławki wnieśli bracia Jan i Szymon Wójcikowie. Gospodarze wypracowali sobie więc kilkupunktową przewagę, ale Spójnia doskoczyła za sprawą rzutów wolnych, których w pierwszej połowie oddała aż 15.
Zastal w drugiej kwarcie uruchomił trafianie z dystansu, w czym najlepsi byli Zecević z Alfordem. Spójnia nie miała na to odpowiedzi. Przewaga zielonogórzan nie urosła od razu do 20 oczek tylko za sprawą dobrej gry środkowego gości. Benson zbierał w ataku, kończył alley oopy, a nawet był pierwszy w kontrze.
Po pierwszej połowie trener Sebastian Machowski nie mógł być zadowolony – 48:38. Trzecia kwarta rozpoczęła się więc z 10-punktową przewagą, która po 3 minutach przerodziła się w 20-punktowe prowadzenie. Sebastian Kowalczyk trafiał z dystansu (4/8 w meczu), Żołnierewicz ogrywał wysokich Spójni po zmianach krycia, a na deser Jan Wójcik wpakował piłkę do kosza razem z Ajdinem Penavą.
Goście byli totalnie rozbici i nawet ich lider, Courtney Fortson, nie za bardzo wiedział w tym momencie jak rozruszać atak swojego zespołu. Szturm Zastalu w końcu się jednak zatrzymał. Stargardzianie widząc jak bardzo męczą się w ustawianej ofensywie, zdecydowali się mocno przyspieszyć grę i przyniosło to pozytywne skutki. Po kontrze i wsadzie Karola Gruszeckiego zrobiło się już tylko -11.
Trener Oliver Vidin zdecydował się przerwać serię gości przerwą na żądanie, ale problemy z faulami liderów trochę ograniczyły jego pole manewru. Sportowa złość kipiała z zawodników gości, którzy dzięki kilku trafieniom ewidentnie poczuli krew. Zaczęły wpadać nawet trójki – po razie z dystansu przymierzyli Fortson i Mathews. Po 4 minutach trzeciej kwarty wydawało się, że Zastal może dopisywać sobie kolejne 2 punkty – po całej trzeciej kwarcie wcale nie było to już takie oczywiste, 75:65.
We fragmencie na przełomie kwart liderowanie na swoje barki wziął Sebastian Kowalczyk, który zamknął trójką trzecią część gry i czwartą praktycznie otworzył. Był to zdecydowanie najlepszy mecz rozgrywajacego Zastalu w tym sezonie. W cieniu pozostać za bardzo nie chciał za to Bryce Alford, który w kolejnych akacjach najpierw trafiłem tyłem, a potem przymierzył z dystansu. W całym meczu zdobył aż 28 punktów, trafił 6 trójek.
Fortson nie chciał pogodzić się z kolejną serią gospodarzy, ale Alen Hadizbegović w ciągu dwóch minut zablokował aż trzy jego rzuty. Na 3 minuty przed końcem Zastal był w świetnej sytuacji – 94:78. Zielonogórzanie w ostatnich akcjach złapali niezwykły luz, grali efektownie i skutecznie, a hala CRS oklaskiwała swoich ulubieńców na stojąco.
Po alley oopie o deskę kończonym przez Hadzibegovicia na tablicy pękła setka, skończyło się na 101:82.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
1 komentarz
„Po alley oopie o deskę kończonym przez Hadzibegovicia na tablicy pękła setka a 101:82.”
Żeby zrozumieć to zdanie, pewnie trzeba być basketball geekiem….