CZY POLUBIŁEŚ JUŻ NASZ PROFIL NA FACEBOOKU? ZRÓB TO!
SuperBasket to miejsce, w którym chcemy publikować nie tylko przemyślenia dziennikarzy, koszykarzy, trenerów czy innych przedstawicieli klubów. To także miejsce, w którym wy możecie podzielić się z nami i – przede wszystkim! – dziesiątkami tysięcy innych pasjonatów koszykówki swoim punktem widzenia.
Rubryka „Okiem kibica” stoi otworem. Dla każdego. Nie tylko dla tych, którzy się wychowali w czasach, gdy Dominik Tomczyk, będąc koszykarzem Śląska, szykował się się do występu w Wojskowych Mistrzostwach Świata (patrz – zdjęcie główne).
Czekamy też na listy kibiców koszykówki „wychowanych na” Kamilu Łączyńskim, Aleksandrze Dziewie, czy – po prostu – Jeremym Sochanie. Albo i takich, którzy spoglądają na basket głównie przez pryzmat LeBrona Jamesa, Ja Moranta lub Luki Doncicia.
Poniżej, tekst inaugurujący „Okiem kibica”. Za pełne koszykarskiej pasji pióro chwycił Tomasz Armuła. Chętnych do pójścia w jego ślady – zapraszamy. I zachęcamy. Nasza skrzynka – redakcja@super-basket.pl – czeka.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Nie wiem, czy możemy już mówić, że boom na koszykówkę w naszym kraju powrócił, ale z pewnością po ostatnim EuroBaskecie i drafcie NBA widać światełko w tunelu. Kadra zrobiła wynik życia, Jeremy Sochan przyciąga polskich fanów w nocy przed telewizory, a liczne podcasty z Profesjonalnym Studiem NBA na czele i telewizyjny Basket Office przybliżają i wyjaśniają, co się dzieje w najlepszej lidze świata.
Kamil Chanas robi w internecie świetną robotę dla fanów PLK, jak kiedyś na parkiecie. Nic co w naszej lidze nie jest mu obce i dzięki niemu wiemy co w polskiej trawie piszczy, a liczne wywiady z gwiazdami polskiej koszykówki pozwalają nam je poznać bliżej i uświadamiają, że koszykarz też człowiek, a nie maszyna do rzucania punktów na zawołanie. Jest w czym wybierać, jest czego i kogo słuchać, a jak czerpać wiedzę, to od lepszych od siebie.
Fajnie pamiętać czasy Telegazety i skrótów NBA w tv od święta, ale jeszcze fajniej zobaczyć na własne oczy rewolucję „internetowo-informacyjno-medialną” i wiedzieć, że te stare czasy niedoinformowania na szczęście już nie wrócą.
Zmiany na plus widzę także w skali mikro na moim podwórku , gdzie ciężko jest dopchać się pod obręcz, bo na jeden kosz przypada dziesięciu rzucających. Jak na boisko w mojej wsi jest to prawdziwa rewolucja, bo do niedawna stało ono puste z wyjątkiem dni, gdy rolnicy rozkładali na nim owocowo-warzywny targ obwoźny. Tylko wtedy w „pomalowanym” turlały się – zamiast piłek – jedynie dynie i arbuzy, a nie o to chyba gminie chodziło, gdy wylewała beton pod boisko.
Dostrzegam też zmiany w skali nieco większej. Ale musiałbym być ślepy, żeby ich nie widzieć, skoro jestem z Wrocławia. Stolica Dolnego Śląska znowu oszalała na punkcie koszykówki. Powody są oczywiste: powrót do PLK, zdobycie mistrzostwa Polski i na deser rozgrywanie wielu spotkań w Hali Stulecia. Wrocławska koszykówka wróciła tam, gdzie jej miejsce i ta magiczna miejscówka niemal pęka w szwach, kiedy na parkiet wybiegają koszykarze Śląska.
Atmosfera jest piknikowa, doping kulturalny, a dzieci mają własną strefę zabaw i to tuż obok Klubu Kibica. Najgorszą obelgę jaką mogą usłyszeć najmłodsi podczas meczu to: „Oddaj gwizdek!” kierowane przez niezadowolonych kibiców w stronę sędziów.
Kiedyś nie do pomyślenia. Bywało – delikatnie mówiąc – różnie. Inne czasy, inny świat. Mam nadzieję, że przeminął jak wspomniana Telegazeta. Oby kryzys, odejścia zawodników i gorsza gra nie zniszczyły tej sielanki na trybunach. Póki co wejściówki na ligę rozchodzą się szybko, a ile to potrwa zależy oczywiście od gry Śląska, bo na porażki typowy „piknik” chodzić nie będzie, ponieważ jak płaci to wymaga. Dowodem na to jest niska frekwencja na spotkaniach w Eurocup. Biletów na to wydarzenie nie brakuje.
Bilety, to w ogóle fajny temat. Zwłaszcza dla takiego starego piernika (nie Twardego), romantyka i dinozaura jak ja. Kiedyś to był obiekt pożądania. Niemal sportowy Święty Graal. Pamiątka i rzecz kolekcjonerska w jednym. Zdobycie wejściówek do hali „Kosynierka” było bardzo trudne. Kupienie biletów na mecze pucharowe albo play-off w Hali Ludowej graniczyło z cudem. Załapał się ten kto zwolnił się z pracy w środku tygodnia w samo południe i zdążył się ustawić w kolejce do kasy pod halą. Szczęściarzami byli ci, którym pulę biletów rzucił jakiś zakład pracy.
I te szalone lata transformacji, to czas moich pierwszych idoli. Nie było internetu, była prasa. Cięta, klejona i podpisywana przez bohaterów, jak na załączonym obrazku. Jedni mieli świecące karty kolekcjonerskie z logo NBA, a inni zbierali wycinki z gazet. Mniej było plotek transferowych i koszykarzy zagranicznych. Kibic bardziej utożsamiał się z zawodnikami, którzy potrafili zagrzać miejsce w klubie na dłużej. Największą aferą było odejście gracza do konkurencji, czyli coś co dziś jest na porządku dziennym i dzieje się w połowie sezonu.
Wszystko się zmienia, sport także i niestety nie zawsze na lepsze. Można się obrazić i zmienić zainteresowania, albo przyjąć do wiadomości, że to trochę show, a trochę biznes.
Na koniec o antybohaterach. Na szczęście większość jest z dala od nas. Czytam doniesienia zza oceanu o najlepszych koszykarzach na świecie i cieszę się, że z wiekiem człowiek nabiera dystansu i nie szuka idoli wśród sportowców, bo umiejętności to jedno, ale ich zachowania poza boiskiem to osobny temat. Niektórym powinno się odciąć internet i zabronić wypowiadać w mediach.
Afera goni aferę. Od bijatyki na treningu gwiazd Golden State Warriors, po areszt za bicie żony, wyrzucenie z ligi za ekshibicjonizm w klubie, a kończąc na największym kosmicie ligi czyli Kyrie Irvingu. Idol na boisku, antybohater poza nim. Gość twierdzi, że Ziemia jest płaska, szczepionki to wyrób szatana, a w mediach zamieszcza treści antysemickie. Niesamowite jak można być idolem, wzorem dla milionów dzieciaków na całym świecie i nie brać odpowiedzialności za swoje słowa. Nastąpił tu ewidentny PR-owy strzał w kolano z rykoszetem w stopę.
Trzeba się odciąć od Irvinga-człowieka i skupić się tylko na Irvingu-koszykarzu, czyli mieć do tego wszystkiego dystans, ponieważ ten facet już nawet nie zachowuje się tak, jakby specjalnie gasił ogień ogniem. On po prostu przynosi napalm na rodzinnego grilla.
Dlatego apeluję: nie bawcie się przy takich typach zapałkami, bawcie się samą koszykówką, Nie dajcie się wkręcić w głupie gierki w social mediach antybohaterom, a do ludzi o intelekcie na poziomie Kubusia Puchatka trzymajcie dystans na minimum siedem metrów i dwadzieścia cztery centymetry.
Tomasz Armuła
2 komentarze
super oby wiecej a nie wojtek o ebijej
Świetnie się czyta. Brawo bardzo dobry pomysł Też mam wycicnki z gazet, zdjęcia bilety i programy meczowe Kiedyś były czasy może i cięższe bo teraz wsio w telefonie człowiek ma, ale jakoś fajniej chyba było mimo wszystko