– Graliśmy bardzo agresywnie i dobrze realizowaliśmy plan przedmeczowy, kontrolując przebieg meczu. Straciliśmy jednak też aż 17 piłek. W przyszłości musimy popełniać ich mniej – mówił po wygranej różnicą aż 27 punktów przed własną publicznością trener Czarnych Roberts Stelmahers.
Jego drużyna od początku do końca dominowała nad osłabionym brakiem Filipa Matczaka Zastalem. W zespole gości wyróżniał się jedyni, mający trampolinę w nogach Wesley Harris. Zdobył jedną trzecią wszystkich punktów zespołu – aż 18 z 54. Do tego dołożył 10 zbiórek.
Spora grupa kibiców z Zielonej Góry, która pojawiła się w niedzielę w hali Gryfia, o tym spotkaniu będzie chciała jak najszybciej zapomnieć… Ciężko się oglądało grę ich koszykarzy. Wyszli na boisko jakby śnięci – ociężali i nieskuteczni zanotowali jedynie 8 asyst przy 22 stratach i 13 proc. skuteczności (3/22) zza łuku. Defensywa Czarnych wybiła im tego dnia koszykówkę z głów.
Słupszczanie z kolei, głodni zwycięstw, grali momentami koncertowo. Michał Nowakowski, części słupskich kibiców nieco przypominający sposobem wykorzystania przez trenera Grega Surmacza z Czarnych Stelmahersa sprzed ośmiu lat, zakończył mecz z 20 punktami (5/5 za 2) i trzema celnymi “trójkami”. Justice Sueing miał 17 punktów, rozgrywając kolejny mecz, którym wpisał się na listę najlepszych defensorów wśród skrzydłowych w PLK – zaliczył aż 5 przechwytów.
Słabiej znów wypadł natomiast Loren Jackson (6 punktów, 3 asysty), który póki w taktyce nowego trenera odgrywa mniejszą rolę niż wcześniej u Mantasa Cesnauskisa i sprawia wrażenie wyraźnie zagubionego. Gdy przez 17 minut Amerykanin był na boisku, drużyna okazała się lepsza od rywali tylko o 3 punkty. Amerykanin trafił 2 z 7 rzutów z gry i miał tyle samo asyst co strat (po 3). W czwartej kwarcie osłabił zespół, zaliczając drugie przewinienie niesportowe po czym sfrustrowany udał się do szatni.
Jakub Musiał przez kolejnego trenera Czarnych “testowany” jest jako rozgrywający. Wypadł podobnie jak Jackson – nieprzekonująco. 16 minut, 5 punktów i 3 asysty przy 5 stratach, a także identyczny wskaźnik plus/minus na poziomie +3. Musiał nie był, nie jest i prawdopodobnie nigdy już nie będzie w stanie na poziomie PLK być wartością dodaną na pozycji “1”.
Fahrudin Manjgafic potwierdził natomiast, że nie jest centerem. Miał 4 zbiórki, walczył na tablicach, ale drużyna wciąż nie potrafi z nim grać. Najlepiej świadczy o tym statystyka -9, gdy Bośniak przebywał na boisku w meczu wygranym, przypomnijmy, 27 punktami.
W drugim niedzielnym meczu Dziki były o krok od kolejnego spektakularnego powrotu z dalekiej podróży w PLK w ostatnich tygodniach! Seria 22:0, w czasie której Jakub Schenk spudłował dwa (!) kolejne rzuty wolne, a Mateusz Szlachetka trafił za 3 z faulem została jednak ostatecznie w końcówce czwartej kwarty zastopowana. Trefl w końcówce odzyskał moc i zaczął zdobywać punkty, głównie za sprawą Nicka Johnsona (16 punktów, 9 zbiórek, 4 asysty). Ostatecznie mistrzowie Polski wygrali w Warszawie 76:71.
– Wiedzieliśmy, że będzie to trudne spotkanie przeciwko najlepszej defensywie ligi, więc jestem zadowolony, że przetrwaliśmy i wygraliśmy – komentował Żan Tabak na konferencji prasowej
Rozluźnienie, zbyt duża pewność siebie? Trudno ocenić co w szeregach mistrza Polski zawiodło w ostatniej odsłonie, do której Trefl przystępował przecież z 20 punktami zaliczki. Przez te trzy pierwsze kwarty mistrz Polski na tle Dzików wyglądał na drużynę, której żaden kryzys nie dotyczy. Dobra defensywa rodzi dobrą ofensywę i Trefl długo był tego przykładem. Do grona punktujących dołączył nawet Nahiem Alleyne (13 punktów), który przed przerwą trafił trzykrotnie zza łuku.
Dziki Krzysztofa Szablowskiego zagrały jednak tak, jak im własne motto noszone przez kibiców na koszulkach nakazuje – “zawsze do końca”. Warszawianie napędzeni każdą kolejną udaną akcją po obu stronach parkietu w trakcie kilka minut ze stanu -23 doszli Trefla na punkt! W końcówce po raz kolejny w tym sezonie w ich składzie zauważalny był brak zawodnika, który grając z piłką w ręku mógłby rozrywać pierwszą linię obrony rywali. Rickey McGill nie jest tego typu graczem i było to widoczne jak na dłoni. Nie po raz pierwszy w tym sezonie. Amerykanin zdobył tylko 5 punktów, trafiając tylko 1 z 6 rzutów z gry.
Debiut nowego środkowego Dzików Johna Fulkersona wypadł przyzwoicie – zdobył 9 punktów (4/7 z gry), miał też po 3 zbiórki i asysty. Nazywanie go godnym następcą Nicka McGlynna byłoby jednak póki co grubą przesadą.
4 komentarze
„Fahrudin Manjgafic potwierdził natomiast, że jest centerem. ”
Polska języka trudna języka.
Rzeczywiście, kardynalny błąd kwestionujący cały kontent…
Żeby to jedyny…
Kibicu: wyraźnie nie wyczułeś ironii we wpisie TO.
Musiał to inteligentny, wykształcony chłopak, ale koszykarsko jedyną jego zaletą jest zajadłość w obronie, nieustępliwość. Miał też niezłą trójkę ale najwyraźniej zapomniał.
A Dziki to fajny klub. Szkoda, że tylko tysiąc kibiców interesuje ich gra. Zasługują na większą widownię. Trener Szablowski robi dobrą robotę.
Zastal rozczarował ogromnie: wyglądało, jakby zespół pojawił się na parkiecie wprost po solidnej imprezie. Miałem nadzieję, że pójdą w górę ale zanosi się raczej na walkę z Dąbrową o utrzymanie.