Strona główna » Lis z Ostrowa: Żółto – niebieska drużyna w niebie
PLK

Lis z Ostrowa: Żółto – niebieska drużyna w niebie

3 komentarze
Dziś będzie nostalgicznie, 1 listopada – Dzień Wszystkich Świętych, z pewnością sprzyja takiemu nastrojowi. Wspomnę o ludziach związanych ze „Stalówką”, których już wśród nas nie ma.

Każdy klub posiada w swej historii postaci, które idealnie wpisały się w jego DNA. To wyjątkowe osoby, które w masie wyrobników dla których klub jest jedynie źródłem dochodu, dawały kibicom nadzieję, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż tylko o pieniądze.  To właśnie ten ludzki aspekt dał im w pewnym sensie nieśmiertelność. Pomimo tego, że nie ma już Ich wśród nas na zawsze pozostaną w pamięci kibiców. 

Śp. Andrzej Kowalczyk

To właśnie On był twórcą współczesnej Stali Ostrów. Nie chodzi mi tutaj stricte o klub a o społeczność. To ten człowiek zaszczepił w ostrowianach miłość do koszykówki. Pozwolił uwierzyć, że w niewielkim mieście można dokonywać wielkich rzeczy.

Moja fascynacja „Stalówką” zbiegła się w czasie z momentem powrotu trenera Kowalczyka do Ostrowa w roku 1995. Wtedy właśnie objął On posadę pierwszego trenera Stali. Jako 12-latek czekałem na każdy trening, na każdy mecz z wielkim zniecierpliwieniem.  Uczyłem się koszykówki, poznawałem ją. Miałem niewiarygodne szczęście, że trener Kowalczyk postanowił, na przekór wszystkiemu, pokazać ją ostrowianom w możliwie jak najlepszym wydaniu. Rok w rok ulepszał zespół widząc jasny cel – ekstraklasę. Dopiął swego już po trzech latach.

W ciągu 13 lat, które przepracował dla „żółto-niebieskich”, udało Mu się wytworzyć coś z czego potem czerpać mogli kolejni.  Nieważne było czy jesteś nieopierzonym młokosem, który mało wie o tej dyscyplinie (jak ja) czy też na koszykówce „zjadłeś zęby”. Nieważne czy jesteś kobietą, czy mężczyzną. Jesteś „żółto-niebieski”. Andrzej Kowalczyk potrafił zjednoczyć całą społeczność Ostrowa wokół swojego projektu. Był zdecydowanie kimś więcej niż trenerem i na zawsze już pozostanie największą postacią ostrowskiej koszykówki. Cieszy to, że Arena Ostrów mieści się przy ulicy Jego imienia.


Andrzej Kowalczyk / fot. wlkp24.pl

Śp. Oleg Połosin, Śp. Zoran Sretenović, Śp. Mindaugas Budzinauskas.

Trener Kowalczyk przez lata swej pracy sprowadził do Ostrowa wielu znakomitych zawodników.

Oleg Połosin był moim pierwszym koszykarskim idolem. Nie interesowało mnie to, że w NBA są lepsi gracze. W Ostrowie miałem najwyższego, najlepszego i najsympatyczniejszego centra na świecie. Tak wtedy uważałem. Umiał wszystko. Rzut hakiem, rzut z dystansu – czego tylko zechciał od niego trener Kowalczyk.

Byłem ogromnie zły, gdy dowiedziałem się, że po awansie do ekstraklasy trener Kowalczyk nie widzi dla niego miejsca w drużynie. Mimo, że Połosin grając w Stali dochodził już czterdziestki, zapamiętałem go jako koszykarza o wielkim charakterze.

Gdy w 1998 roku „Stalówka” awansowała do ekstraklasy wiadomym było, że zespół będzie musiał zostać wzmocniony. Jednym z tych, którzy mieli pomóc nam w utrzymaniu się w lidze był mistrz Europy z Jugosławią, grający wcześniej w legendarnej Jugoplastice – Zoran Sretenović. Pamiętam, że w początkowej fazie jego przygody w Ostrowie nie zachwycał swoją grą. Nawet sam trener Kowalczyk poważnie rozważał rozstanie z nim. Jak się potem okazało byłby to ogromny błąd.

W Zoranie Sretenoviciu najbardziej urzekło mnie to, że nie był zmanierowany. Mimo, że był gwiazdą europejskiego basketu, to grając w ciasnej hali, reprezentując niewielkie miasto za każdym razem dawał z siebie 100%. To przede wszystkim z uwagi na szacunek jakim darzył On nasz klub i nasze miasto tak bardzo ludzie go pokochali. Pokochali w pierwszej kolejności człowieka, w drugiej dopiero koszykarza.

Zoran Sretenović / fot. wlkp24.pl

Kolejnym zawodnikiem, którego Ostrów pokochał był Mindaugas Budzinauskas. Litwin w barwach Stali występował w latach 2001-2003. Dał się poznać jako zawodnik twardo walczący w obronie, nigdy się nie poddający. Mnie w głowie pozostał obraz rozradowanego Budzinauskasa, którego witaliśmy na Kusocińskiego po zdobyciu brązowego medalu w 2002 roku.

Mindaugas Budzinauskas / fot. wlkp24.pl

Tutaj, podobnie jak w przypadku Zorana Sretenovicia, ważnym aspektem był ten pozasportowy. Budzinauskas nigdy nie odmówił zdjęcia, czy autografu. Zawsze reagował uśmiechem, gdy kibic chciał się przywitać czy „zbić piątkę”. 

Oleg Połosin (numer 14) / fot. wlkp24.pl

Śp. Przemysław Chleboś i Śp. Andrzej Sośnicki

Również ludzie z tzw. drugiego szeregu mogą na stałe zapisać się w pamięci kibiców. Nie inaczej jest z wieloletnim spikerem Stali, Przemysławem Chlebosiem i komentatorem lokalnej telewizji kablowej Andrzejem Sośnickim. Głos Pana Chlebosia przez lata był nieodłączną częścią widowiska. Dopóki nie usłyszałem „Dzisiejszy mecz rozegrany zostanie piłką Spalding Ultimate ZK” nie byłem w pełni gotowy na widowisko.

Niejednokrotnie dawał ponosić się emocjom, dzięki czemu idealnie „czuł” trybuny. W zasadzie można napisać, że tworzył z kibicami jedność. Co prawda, nie zawsze spotykało się to z aprobatą władz ligi, ale kibice go uwielbiali. Potrafił podnieść z krzesełka (lub ławki) nawet najspokojniejszego kibica. 

Wspominając Andrzeja Sośnickiego warto nadmienić, że hala przy ulicy Kusocińskiego w czasach gry w 2 lidze miała jedną trybunę. By móc zakupić bilet na mecz, należało ustawić się w kolejce do kiosku już dobrych kilka godzin przed spotkaniem. Ci, którym to się nie udało, mieli możliwość obejrzenia meczu na „telebimie”. W trakcie niektórych meczów w jednym z okiem hali wystawiano niewielkich rozmiarów telewizor, na którym można było oglądać transmisję meczu realizowaną przez lokalną telewizję.

Mecze komentował Pan Sośnicki. Robił to niezwykle emocjonalnie, niejednokrotnie nie potrafiąc ukryć swojej kibicowskiej duszy. Dzięki temu mecze oglądane przed telewizorem zyskiwały na dramaturgii. To właśnie Andrzej Sośnicki komentował pojedynek decydujący o awansie do ekstraklasy w 1998 roku z hali w Drzonkowie. To właśnie wtedy również, w trakcie pomeczowego wywiadu, dał soczystego buziaka uradowanemu Andrzejowi Kowalczykowi, co stało się w pewnym sensie symbolem tego meczu.

Przemysław Chleboś / fot. wkkp24.pl
Andrzej Sośnicki / fot. wlkp24.pl

Niebiańską „Stalówką” bardzo dobrze zarządzają z pewnością Śp. Jerzy Świątek (prezes Stali w latach 1993-1999) i niezapomniana, wieloletnia Pani Prezes KS Stal Śp. Izabela Kaczmarek.


Izabela Kaczmarek / fot. wlkp24.pl

Jerzy Świątek / fot. wlkp24.pl

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!

ps. Oczywiście „żółto-niebieska” drużyna jest dużo liczniejsza. W tekście ująłem jedynie tych, z którymi łączą mnie moje wspomnienia.

3 komentarze

Marcin_D 1 listopada 2022 - 09:57 - 09:57

Świetny (jak zwykle) artykuł. Właśnie strasznie brakuje mi wspomnień i nawiązań do historii Stalówki. W socialach na próżno szukać jakichś odwołań czy wspomnień nawet do sezonów sprzed 2015 a co dopiero lata 90 czy 2000. Jako młodszy stażem kibic (bo na poważnie wróciłem do śledzenia losów Stali jakoś 4-5 lat temu, wcześniej chodziłem na mecze dopiero jak Stal zaczynała „od nowa” od 2 ligi) chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej. Wiadomo, że nie mamy takich sukcesów jak Śląsk ale na pewno są ciekawe historie do opowiedzenia.

Odpowiedz
Michał 1 listopada 2022 - 16:02 - 16:02

Akurat ten artykuł jest bardzo słaby. Poza pominięciem oczywistych aspektów, o których powinien wiedzieć czytelnik np. kiedy kto umarł, brak tutaj jakiegoś podsumowania. Zlepek ogólnych wiadomości – tego autora stać na lepszy artykuł. Takie podsumowania (zazwyczaj na zasadzie wklej-kopiuj) można przeczytać na portalach typu gazeta.pl, co raczej chwały autorowi nie przynosi

Odpowiedz
Tomasz 1 listopada 2022 - 16:57 - 16:57

jeszcze brakuje śp Jasia Perkiewicza,

Odpowiedz

Napisz komentarz

Najnowsze wpisy

@2022 – Strona wykonana przez  HashMagnet