– Vinales przychodził do Erokspor kilka tygodni temu w roli wielkiej gwiazdy, podpisał umowę o wartości 25 tys. dolarów, ale trener drużyny od początku nie był z niego zadowolony. Ani z tego jak prezentował się na parkiecie, ani z tego jak zachowywał się poza boiskiem. Kyle jest już jedną nogą w Warszawie, wraca do Legii. Sprawa jest przesądzona, jego agent ustala z waszym klubem tylko ostatnie szczegóły kontraktu – przekonywała nas dwa dni temu jedna z osób świetnie zorientowanych w realiach tureckiej koszykówki.
Czasami przy ustalaniu ostatnich szczegółów cała umowa przestaje mieć dla jednej ze stron sens. Jak się okazało, tak właśnie było w przypadku Kyle’a Vinalesa. Sprowadzenie gracza, który w ubiegłym sezonie był jedną z większych gwiazd PLK i ulubieńcem warszawskich kibiców wydawało się dla szefów warszawskiego klubu kuszące, lecz ostatecznie na ostatniej prostej Legia się z tego transferu wycofała.
Czy Vinales chciał za dużo? Być może, choć nie jest wielką tajemnicą, że Legia poszukując od kilku tygodni gracza, który poprowadziłby jej grę i odmienił losy niespecjalnie układającego się sezonu, oferowała potencjalnym kandydatom bardzo duże pieniądze – miesięczne wynagrodzenie w granicach 20-25 tys. dol.
Ostatecznie nowym boiskowym generałem stołecznego klubu został Loren Jackson. To filigranowy (172 cm) Amerykanin, który budową fizyczną i stylem gry może warszawskim kibicom przypominać Justina Bibbinsa.
Obaj mają po 27 lat.
Obaj mierzą ledwo nieco ponad 170 cm.
Obaj mają spore doświadczenie wyniesione z gry we francuskiej ekstraklasie.
Bibbins gra w niej aż do dziś od momentu, gdy w połowie sezonu 2020/21 po znakomitym początku sezonu w barwach Legii (11 zwycięstw w 14 meczach) został z niej wykupiony przez Pau-Orthez. Obecnie jest graczem piątej drużyny ProA Nanterre.
Gdy Bibbins po raz pierwszy pojawił się nad Sekwaną, Loren Jackson dopiero kończył karierę w uniwersyteckiej drużynie Akron Zips. To zespół, który bardziej niż w sukcesów sportowych jest znany z tego, że ma siedzibę w rodzinnym mieście LeBrona Jamesa i jest przez niego wspierany pod wieloma względami. Jackson był jego wielką gwiazdą – w ostatnim sezonie w każdym meczu zdobywał 22.3 punktu oraz 6.1 asysty.
Poprzednie dwa lata filigranowy Amerykanin spędził głównie w lidze francuskiej (w zespołach Roanne i Gravelines) oraz w czarnogórskim SC Derby. Nie jest tak dobrym strzelcem jak Bibbins czy Vinales, lecz potrafi zdobywać punkty, ale także dobrze podać. Pierwszy sezon w ProA zakończył ze średnimi 14.9 punktu oraz 5.9 asysty. Obecne rozgrywki były jednak dla niego wyjątkowo nieudane – najpierw został zwolniony z Gravelines po kolejnych dziewięciu porażkach zespołu, a później wystąpił tylko w pięciu meczach ostatniej ekipy włoskiej ekstraklasy Happy Casa Brindisi. Łącznie drużyny z nim w składzie wygrały w tym sezonie tylko 1 z 14 meczów.
Jego mizerny dorobek (5.0 punktu oraz 2.4 asysty, 1.8 proc. skuteczności w rzutach z gry) sugeruje, że Legia nie wydała na jego zatrudnienie wszystkich pieniędzy na transfery, którymi dysponowała.
Co ciekawe – w zespole SC Derby w niedalekiej przeszłości (sezon 2021/22) grał także Vinales, który jeszcze po zakończeniu poprzedniego sezonu zapowiadał, że chętnie by wrócił do Warszawy.
– Byłem w wielu klubach w Europie i Legia była zdecydowanie najprzyjemniejszym miejscem do grania. Począwszy od spraw sportowych, a kończąc na organizacji klubu, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Naprawdę ten okres spędzony w Warszawie uważam za bardzo udany. Nie ukrywam, że chciałbym tu wrócić. (…) Na pewno chcę wszystkim udowodnić, że moja słabsza gra w ostatnich dwóch seriach playoff był wypadek przy pracy – zapewniał, kończąc poprzedni sezon.
W rundzie zasadniczej w barwach Legii Vinales spisywał się znakomicie. Średnie 20.0 punktu na mecz oraz 5.9 asysty przy świetnej skuteczności w rzutach za 3 (44,9 proc.), mówiły wiele. Legia wygrała 10 z 14 meczów, w których Amerykanin z portorykańskimi korzeniami zagrał. W tym dziewięć z ostatnich 10 rundy zasadniczej. W playoff było już jednak zdecydowanie gorzej. O ile w trzech pierwszych spotkaniach z rozsypują się z każdym kolejnym dniem niczym domek z kart Spójnią Stargard Vinales jeszcze błyszczał (24.0 pkt i 7.3 asysty), to w dwóch seriach decydujących o podziale medali został brutalnie sprowadzony na ziemię.
W półfinale playoff fizycznie i – jak można było odnieść wrażenie – z czasem także mentalnie kompletnie zdominował go Jeremiah Martin. W czterech starciach ze Śląskiem Vinales zdobywał zaledwie 10.7 punktu przy fatalnej skuteczności rzutów z gry (30 proc.). Zanotował 25 asyst, ale ceną na nie było aż 18 strat. Niewiele lepiej Amerykanin zaprezentował się w przegranym dwumeczu o 3. miejsce ze Stalą – to było zaledwie 13.0 punktu i 34,6 proc. skuteczności z gry.
Szefowie Legii, rozważając ponowne zakontraktowanie tego gracza, musieli mieć na uwadze nie tylko wysoką cenę jego usług, ale także fakt, że jego wspólna gra z Christianem Vitalem i Marcelem Ponitką była trudna do wyobrażenia. Czy Jackson, który mimo niedostatków fizycznych ma opinię nieco bardziej ambitnego defensora i kreatora gry, będzie pasował do legijnej układanki lepiej? Przyszłość pokaże. Tak Loren Jackson prezentował się w sezonie 2021/22 we francuskiej ekstraklasie:
Na pewno po fatalnym początku sezonu we Włoszech był graczem tańszym. Można się więc spodziewać, że jego sprowadzenie nie było ostatnią zmianą w składzie Legii w tym sezonie. Zanim rozpocznie się walka o medale, warszawski zespół na pewno podejmie jeszcze próbę wzmocnienia zestawu graczy podkoszowych.
Po piątkowym zwycięstwie 94:84 z Czarnymi Słupsk Legia z dorobkiem 10 zwycięstw w 18 meczach zajmuje czwarte miejsce w tabeli Orlen Basket Ligi.
1 komentarz
ciekawe czy będzie jeszcze wzmocnienie, ale ja sądzę, że przydałby się najbardziej nowy rzucający obrońca dodatkowy. Ewentualnie center lepszy ale musiałby być wymianka.