Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Legia wzięła poprzednika Podziemskiego. To kumpel wschodzącej gwiazdy NBA – czytaj TUTAJ>>
*
Polacy z wyższej półki
Jakub Schenk i Michał Kolenda zastąpili w składzie Legii Łukasza Koszarka i Grzegorza Kamińskiego. Duet z reprezentacji lub jej okolic w miejsce zmęczonego już karierą Pana Prezesa i jednak jeszcze nieregularnego Kamińskiego. Ciężko rozpatrywać tę wymianę inaczej niż jako progres. Na tę chwilę zespół ze stolicy może pochwalić się jedną z najlepszych polskich rotacji w lidze (są przecież jeszcze Kulka i Wyka).
Postawa Michała Kolendy w przyszłym sezonie będzie dla mnie bardzo ciekawa. Wyemigrował po wielu latach z Sopotu i teraz, jak to się mówi, zobaczymy. Łukasz, jego brat, po wyjeździe z trójmiejskiego uzdrowiska zrobił wyraźny krok do przodu, więc być może i zmiana otoczenia zrobi dobrze Michałowi?
W Legii, bardziej nawet u trenera Wojciecha Kamińskiego, dostanie raczej akcje, do których jest przyzwyczajony. Mam na myśli trójki, ścięcia do kosza, ale także zadania defensywne. Kolenda to jednak jest gracz w typie 3&D i ciężko będzie to już zmienić (nie jest najlepszy w kreowaniu gry, tyłem do kosza także nie wypadał dobrze w poprzednim sezonie).
U Kamińskiego może mieć wiele okazji na rzuty z narożników czy 45 stopni – w systemie szkoleniowca Legii jest wiele gry pick and roll rozgrywającego z wysokim, które powinny „zasysać” obronę do pomalowanego.
Może to utopijne, ale widzę dla Michała podobną rolę jak ta Raya Cowelsa w sezonie 2021/22. Amerykanin wtedy był przede wszystkim strzelcem, ale także najlepszym obrońcą Legii na obwodzie. Być może Kolenda nie będzie w stanie trafiać tak ciężkich rzutów jak Cowels, ale jestem przekonany, że w podobnej roli jak ta Amerykanin może zafunkcjonować, zwłaszcza kiedy na pozycję numer 2 legioniści pozyskają kolejnego zawodnika grającego z piłką.
Pieniądze i nazwiska już były
Poprzednie lato przyniosło nam wiele hitów transferowych przeprowadzonych przez Legię. Devyn Marble, Ray McCollum, Geoffrey Groselle – do Warszawy trafili zawodnicy rozpoznawalni nie tylko na naszym podwórku, ale zdecydowanie szerzej. Klub ze stolicy jednak dość mocno naciął się na te duże nazwiska. Dwóch wymienionych nie dokończyło sezonu w Legii, a trzeci, Groselle, pewnie też by nie dokończył, gdyby nie miał polskiego paszportu.
Klub, sam trener Wojciech Kamiński, mają prawo być zniechęceni do zawodników „markowych”. Być może słusznie więc (przekonamy się mniej więcej za rok), zaczynają budowę zagranicznej rotacji na sezon 2023/24 od kompletnego przeciwieństwa. Po wzmocnieniu polskiej rotacji otrzymaliśmy transfer P.J.-a Pipesa, który na razie o zarobkach chociażby Kyle’a Vinalesa może tylko pomarzyć.
Pipes błysnął w lidze czeskiej – grając w zespole z Pragi był jednym z najskuteczniejszych zawodników w całych rozgrywkach (średnio blisko 20 punktów na mecz). Amerykanin jest jednak młody (tylko 24 lata) i na takim poziomie jak PLK, nie mówiąc już o BCL, jeszcze po prostu nie grał. Nie można mu odmówić przebojowości, umiejętności zdobywania punktów, ale czy to materiał na pierwszą jedynkę mierzącej wysoko Legii?
Jakiś czas temu pisząc o transferze Jakuba Schenka postawiłem pytanie – czy tym razem w klubie, w którym będzie grać, spotka rozgrywającego lepszego od siebie? Na dziś wcale nie jest to takie oczywiste, bo zbyt mało wiemy o Pipesie i jego możliwościach przywódczych, prowadzenia zespołu. Zdobywanie punktów to jedno, a sprawianie, że koledzy na parkiecie stają się lepsi, to drugie.
Z transferu Pipesa płynie jeden wniosek (może ciut przedwczesny, ale co tam). Legia ma do dyspozycji mniejszy budżet niż przed rokiem (który był rekordowy). Być może trzeba było wydać więcej na polską rotację, ale za to przejście z kontraktu Vinalesa na ten Pipesa, na pewno będzie sporą obniżką.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>