Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
Po trzecim meczu we Wrocławiu wybuchła gorąca dyskusja na temat pracy sędziów. Tak naprawdę – nic to ani zdrożnego, że Andrzej Urban po porażce narzekał na ich pracę, ani szczególnego, że Miodrag Rajković ją chwalił. Trwa playoff. Trenerzy starają się budować odpowiednią narrację wokół kolejnych meczów, wywierać presję w każdy możliwy sposób. Na rywalach, na sędziach – w zależności od potrzeby. Także wykorzystując media. Normalna sprawa.
Ale powiedzmy sobie jedną rzecz od razu, prosto z mostu: Stal nie przegrała w czwartek przez sędziów. Nad ich postawą nie chcę się już dalej pastwić – swoją opinię, że nie są w najwyższej formie, już w tej sprawie wydałem po meczach nr 2. Zdania nie zmieniam. Mogę tylko powtórzyć jedno zdanie, które wyczerpuje ten temat: mecze zawodowej ligi powinni prowadzić zawodowi sędziowie, których poźniej powinno się z efektów pracy rozliczać w zawodowy sposób – jak w wielu innych profesjach.
A teraz wróćmy do sportu!
Śląsk – Stal 2:1. Skele to twardziel, ale nie maszyna
Jeszcze raz: ostrowianie przegrali mecz nr 3 mimo heroicznego występu i 44 punktów Nemanji Djurisicia nie przez błędy sędziów w końcówce. O ich porażce zadecydowały głównie dwie straty Aigarsa Skele, do którego nikt nie może mieć większych pretensji. On w końcówce już ledwo trzymał się na nogach. Jest w tym zespole, szczególnie podczas playoff, niesamowicie osamotniony. Stali brakuje zdrowia i lepszej gry Laurynasa Beliauskasa. Ze zmęczenia koncentracja Skele musiała mu w końcu w pewnym momencie gdzieś uciec. Łotysz to twardziel, ale nie maszyna.
Śląsk w tej serii coraz bardziej imponuje. Rzucić 102 punkty w meczu, w którym Marek Klassen wciąż nie był sobą? Duża sprawa, która idzie na konto małych sukcesów Miodraga Rajkovicia. Serbski trener znakomicie maskuje brak prawdziwego rozgrywającego, oddając piłkę w ręce Daniela Gołębiowskiego, Hassaniego Gravetta czy nawet – jak w czwartek – momentami Jakuba Nizioła.
Nie wiem czy ta seria zakończy się już w niedzielę we Wrocławiu, ale to Śląsk będzie dla mnie lekkim faworytem. Stal ma naprawdę bardzo, bardzo wąski skład. Jeśli jednak ostrowianie wyszarpię jakimś sposobem w niedzielę zwycięstwo, moim zdaniem już tej serii nie oddadzą. W meczu numer pięć sprowadziliby walkę do totalnego, koszykarskiego błota i wygrali. Mniej więcej 58:55.
Nie, będąc szefem klubu z Ostrowa nie wydałbym 200 tysięcy złotych na licencję dla Davida Walkera. Ten zawodnik niczego w rotacji Stali w moim przekonaniu dramatycznie nie zmienia. Jeśli zespół Andrzeja Urbana ma wygrać tę serię, to ją wygra. Dokładnie tak samo z Walkerem, jak i bez niego.
Legia – King 1:2. Christian Vital przyszedł do pracy
Cóż za paradoksalna seria.
King był przecież w czwartek o jedno celne podanie Andrzeja Mazurczaka do Tony’ego Meiera od tego, by wygrać ten ćwierćfinał 3:0. Jestem przekonany, że Meier by rzutu równo z końcową syreną nie spudłował. Ale… Przecież niewiele więcej brakowało też do tego, by to… Legia wygrała ten ćwierćfinał 3:0. Nie zapominajmy, że to warszawianie byli tak naprawdę lepsi podczas dwóch pierwszych meczów w Szczecinie!
Wniosek? Ta seria powinna skończyć się dopiero po pięciu meczach.
Christian Vital to gracz z krótkim lontem, ale trzeba mu przyznać, że po tym jak obiecał wszystkim dookoła powrót na mecz nr 5 do Szczecina w czwartek przyszedł do pracy niebywale skoncentrowany i zagrał koncertowo. Nawet nie chwilę się nie rozproszył, nie stracił celu ze wzroku, nawet gdy w trakcie gry przybijał piątki kibicom. Tacy koszykarze dodają playoff kolorytu! A pod względem sportowym mówimy przecież o graczu, który w pojedynkę może wygrać chyba każdy mecz w PLK. W sobotę również.
Trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski słusznie zauważył jednak, że jego zespół mimo porażki w Warszawie zaprezentował się lepiej niż w Szczecinie. W sobotę może być różnie, bo choćby przykład Marcela Ponitki pudłującego w końcówce meczu trzy cztery rzuty wolne pokazał, że pod względem odporności psychicznej Legia jest w tej serii zespołem wyraźnie słabszym. Co nie może i nie powinno nikogo dziwić – King zdobywał przecież już mistrzostwo, mając w składzie kilku najważniejszych zawodników z obecnego składu. Jeśli w sobotę doprowadzi do zaciętej końcówki, może zakończyć serię w Warszawie.
Ale ona powinna się skończyć dopiero w Szczecinie. Pod względem sportowym to najlepsza rywalizacja w ćwierćfinale, szkoda byłoby ją wcześniej kończyć. W meczu numer 5 doszłoby do świetnej bitwy, bo trochę na przekór temu co widzimy w tej serii przewaga własnego parkietu nie miałaby już kompletnie żadnego znaczenia.
Spójnia – Anwil 1:2. Czekając na efekt Łączyńskiego
Umówmy się, to trochę jak wróżenie z fusów, ale gdybym miał powiedzieć czy prędzej się doczekamy piątego meczu ćwierćfinałowego we Włocławku czy w Sopocie, postawiłbym, że szybciej dodatkowy mecz mogą obejrzeć we własnej hali fani Anwilu.
Żeby była jasność – nie sądzę, by Spójnia była w stanie wygrać dwa kolejne mecze i całą serię. Ale mecz nr 5? Wydaje mi się całkiem możliwy. Szczególnie, jeśli po raz kolejny – tak jak w meczu numer 3 – słabo wypadnie Kamil Łączyński. Wszyscy rozmawiając o Anwilu najczęściej mówią o Victorze Sandersie, czasami o Tomasie Kyzlinku, często słyszy się o problemach z Żigą Dimcem czy wpływie na sukcesy Anwilu Kalifa Younga. Ja będę się upierał, że najważniejszym zawodnikiem tej drużyny wciąż może być w playoff „Łączka”. Gra w tym sezonie najkrócej od kilkunastu lat – to już średnio poniżej 20 minut na mecz – ale choć jest już po 35. urodzinach wciąż notuje najwięcej asyst w tej drużynie. To on często daje sygnał do ataku.
Prawdą jest jednak, że Spójnia od dwóch meczów naprawdę przysparza Anwilowi mnóstwo problemów. W sobotę w Stargardzie szykuje się prawdziwa wojna.
MKS – Trefl 1:2. Nic dwa razy się nie zdarza
Nie wierzę, by Tayler Persons mógł zagrać jeszcze jednak taki mecz jak w piątek.
Nie wierzę, że gdyby lider MKS znów zaczął trafiać rzut za rzutem Żan Tabak będzie czekał z reakcją na jego popisy tak długo jak w piątek, gdy dopiero po zmianie stron zmienił żelazne założenia defensywne drużyny, gdy Persons miał już 35 punktów na koncie, a Trefl kilkanaście straty.
Nie wierzę, by goście z Sopotu nie byli w stanie zagrać mocniej w obronie. Nic nie ujmując MKS, a wręcz chyląc czoło za piątkowe zwycięstwo – nieszczególnie mocno wierzę w to, by ta seria mogła mieć swój ciąg dalszy także po niedzielnym meczu w Dąbrowie Górniczej.
Chciałbym jednak zostać po raz kolejny zaskoczony. Ten playoff dopiero się rozpędza. Po świetnych czwartkowych meczach człowiek chce jeszcze więcej.
Choćby i czterech ćwierćfinałowych meczów nr 5 – to byłoby coś!
Reprezentacja Polski zagra w Walencji o awans na igrzyska – jedź z nami kibicować do Hiszpanii! >>
1 komentarz
Komentowanie pracy sędziów po absurdalnych wypowiedziach Urbana, to wstyd dla byłego koszykarza, reprezentanta Polski. Nie godzi się. Szczególnie jeśli przeszło się do porządku dziennego nad wyczynami tria sędziowskiego w drugiej części meczu nr 2. To w tamtym meczu seryjnie ignorowane faule na zawodnikach Śląska w ataku pozwoliły Stali odrobić straty i przejąć mecz. Tamte błędy nie przszkadzaly Urbanowi cieszyć się ze zwycięstwa, a Karolaka nie skłoniły do żądania profesjonalizmu w sędziowaniu.