BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!
Loteria draftu rozpocznie się o godzinie 2 polskiego czasu. Weźmie w niej udział 14 drużyn, które nie zdołały zakwalifikować się do playoff. Największe szanse na wylosowanie numeru 1, z którym będzie można sobie zagwarantować najbardziej uzdolnionego koszykarza szykującego się do podboju NBA od czasu LeBrona Jamesa mają trzy najsłabsze kluby zakończonych rozgrywek – San Antonio Spurs Jeremy’ego Sochana, Houston Rockets i Detroit Pistons.
Ale – jak to w trakcie loterii – końcowe wyniki mogą zszokować. Jak bardzo?
1. Teksański – i polski też – sen o potędze
Wizja wspólnej gry Wembanyamy i Jeremy’ego Sochana to nie tylko spełnienie marzeń Gregga Popovicha, ale także wszystkich kibiców Spurs. Szykujący się (powoli!) do emerytury „Pop” od dawna zapowiada, że będzie chciał odejść, zostawiając swojemu następcy – albo i następczyni – solidne podwaliny pod zbudowanie drużyny, która znowu mogłaby walczyć o tytuł.
W ostatnich latach Spurs na dobre wypadli z kręgu „drużyn, o których się mówi”. Wembanyama może ich przywrócić do niego w oka mgnieniu. Pod względem sportowym jest wspólna gra z Sochanem i Devinem Vassellem byłaby niezwykle frapującym eksperymentem.
Szanse na taki scenariusz: 14 procent;
Ostatni numer 1 draftu Spurs: Tim Duncan w 1997 roku. Resztę historii znacie.
2. Michaela Jordana sen o (jeszcze większym!) bogactwie
Powiedzmy sobie to szczerze! Najlepszy koszykarz wszech czasów – a przynajmniej jeden z dwóch najlepszych, jeśli LBJ choćby tylko w roli najważniejszego pomocnika Anthony’ego Davisa wygra z Lakers w tym sezonie jeszcze dwie rundy playoff – nie jest dobrym właścicielem Charlotte Hornets. Podejmuje fatalne decyzje kadrowe i często zachowuje się jak skończony dusigrosz, dla którego sport ma marginalne znaczenie, a liczy się tylko bilans finansowy spółki.
Obecnie Jordan rozważa sprzedaż jednego z pięciu najniżej wycenianych (1,7 mld dol) klubów NBA. Jeśli Hornets wylosują Wembanyamę, MJ może zmienić zdanie i zapragnąć jeszcze raz spróbować osiągnąć z Hornets sukces. Albo – co bardziej prawdopodobne – mając taki talent w składzie sprzedać klub za przykładowy miliard dolarów więcej.
Szanse na taki scenariusz: 12,5 procent.
Ostatni numer 1 draftu Hornets: Larry Johnson, 1991. Dawno to było – Jordan, obecnie właściciel fortuny wycenianej na 2 mld dol., nie miał wówczas jeszcze na koncie żadnego ze swoich sześciu pierścieni mistrzowskich, a jego kontrakt z Chicago Bulls zapewniał mu roczne dochody w wysokości 2,5 mln dol.
3. Jamesa Hardena sen o tym, by znaleźć sobie dom
Jeden z najbardziej utalentowanych ofensywnie graczy w historii NBA właśnie w fatalnym stylu po raz kolejny przegrał najważniejszy mecz sezonu – tym razem w barwach Philadelphii 76ers w siódmym starciu półfinału Wschodu z Boston Celtics. Właściciel najsłynniejszej brody przed kolejnym sezonem może chcieć wrócić do domu w Houston, skąd uciekał w 2020 roku, ścigając mistrzowski pierścień. Ani w Brooklynie, ani w Filadelfii go nie zdobył. Szczęście też nie odnalazł. U boku Wembaynamy, Alperena „Baby Jokicia” Senguna i Jalena „Ja Też Chcę Być Jak Kobe” Greena mogłaby go czekać naprawdę ciekawa emerytura.
Szanse na taki scenariusz: 14 procent
Ostatni numer 1 draftu Rockets: Yao Ming, 2002. Był wielki, miał talent do gry, ale brakowało mu zdrowia – dzięki niemu Rockets przez wiele lat byli jednak najpopularniejszą drużyną NBA w Azji.
4. Detroit Pistons sen o szczęściu chodzącymi tercetami
Dwa lata temu po ponad pół wieku oczekiwania w końcu wylosowali pierwszy numer draftu, zdobywając Cade’a Cunninghama. Rok temu z nieco niższymi numerami wybrali elektryzujący duet Jaden Ivey – Jalen Duren. Gdyby w trzecim kolejnym drafcie „ustrzelili” Wembanyamę moglibyśmy śmiało mówić o powtórce sytuacji Oklahoma City Thunder sprzed kilkunastu lat, gdy ci w kolejnych draftach wybrali trzech późniejszych MVP ligi Kevina Duranta, Hardena i Russella Westbrooka.
Już trzy lata później grali w finale NBA. Przy zachowaniu zdrowia – dla Pistons z Wembanyamą też mogłaby to być całkiem realna perspektywa.
Szanse na taki scenariusz: 14 procent.
Ostatni numer 1 draftu: Cunningham, 2021.
5. Damiana Lillarda sen o… czymkolwiek
Wielkim koszykarzem jest, jednym z 75 najlepszych w historii NBA, dwie serie playoff zakończył rzutami, które przeszły do historii NBA, w trwającym sezonie zaliczył mecz na 71 punktów, chce zostać w Portland w stanie Oregon do końca kariery, ale… im dłużej człowiek myśli o sportowych perspektywach Damiana Lillarda, w większe przygnębienie go ogarnia. Blazers nie zagrali w dwóch ostatnich rundach playoff, z rozmysłem – licząc na to, że uratuje ich właśnie szczęście w loterii draftu.
Bogowie koszykówki nie powinni za takie zachowanie wynagradzać. Ale z drugiej strony – gdyby wynagrodzili Lillarda za wierność Blazers, nie byłoby w tym nic szczególnie zdrożnego.
Szanse na taki scenariusz: 10,5 procent.
Ostatni numer 1 draftu Blazers: Greg Oden, 2007. Z numerem drugim poszedł wówczas Durant. Nie przypominajcie o tym żadnemu kibicowi PTB.
6. Dallas Mavericks sen o zatrzymaniu Doncicia
Od kilku lat u progu każdego sezonu jest uważany za głównego faworyta do zdobycia MVP, ale zazwyczaj kończy go z mniejszym lub większym rozczarowaniem. W (dla Mavs już) minionym poznał z bliska odpowiedź na pytanie „dlaczego z Kyrie Irvingiem jedynie LeBron mógł zdobyć tytuł mistrzowski” On, Luka Doncić mając u boku Kyrie’ego nie zdołał z Mavericks awansować choćby do fazy play-in. Przykra sprawa.
Przyszłość Doncicia w roli następy Dirka Nowitzkiego – europejskiej legendy, która całą karierę spędzi w Dallas – stoi pod znakiem zapytania. Słoweniec może niebawem zażądać, by wytransferować go na Pluton. Chyba, że już jutro zacznie się szykować do wspólnej gry z koszykarskim kosmitą z Francji.
Szanse na taki scenariusz: 3 procent.
Ostatni numer 1 draftu Mavs: Nigdy, choć choćby w połowie lat 90. tak pięknie szorowali po dnie ligi.
7. Marcina Gorata sen o wielkich Wizards
Polski środkowy regularnie jeździ do USA i szkoli podkoszowych graczy Wizards, czekając na moment, w którym jego zespół przestanie być jednym z bardziej bezbarwnych w NBA. Pozyskanie Wembanyamy może odwrócić losy każdego klubu – także Washington Wizards, drużyny której czterema ostatnimi wyborami w Top10 draftu byli Otto Porter jr, Riu Hachimura, Deni Avdija i Johnny Davis.
Auć.
Szanse na taki scenariusz: 6,7 procent
Ostatni numer 1 draftu: John Wall, 2010. Może i kolejne kontuzje zniszczyły koledze z boiska Gortata końcówkę kariery, lecz pięć występów w Meczu Gwiazd piechotą nie chodzi.
8. Wielki sen wielkiej grupy polskich fanów
Chicago Bulls wciąż są najpopularniejszą drużyną NBA w kraju nad Wisłą, o czym doskonale przypominają doroczne zjazdy ich fanów organizowane przez Marcina Więckowskiego. Fantastyczna idea oraz grupa ludzi! Obecnie, patrząc na kontrakt Zacha Lavine’a za 215 mln dol., starzejącego się DeMara DeRozana oraz fakt, że zespół nie zdołał ostatnio nawet awansować do playoff – kibice Byków nie mają powodów do optymizmu. Właściwie – żadnych. Nawet te koszmarnie powolne postępy Patricka Williamsa nikogo już nie cieszą.
Ale francuski zastrzyk (talentu) może tego sportowego trupa postawić na nogi!
Szanse na taki scenariusz: 1,8 procent.
Ostatni numer 1 draftu: DERRICK ROSE! 2008. Ku pokrzepieniu byczych serc – wówczas ekipa z Chicago miała zaledwie 1,7 proc. szans na wylosowanie nr 1. Ponoć historia lubi się powtarzać.
9. Fińsko-francuski sen o współpracy
– Zobaczysz, za chwilę Utah Jazz wylosują w drafcie Wembanyamę i wspólnie z naszym Lauri Markkanenem już w kolejnym sezonie Jazz będą walczyli w playoff NBA, a fińsko-francuskie wycieczki kibiców do Sal Lake City będą tym, o czym będzie się mówiło w całym koszykarskim świecie – przekonywali mnie niedawno kibice koszykówki z Finlandii, których spotkałem na… meczu PLK Legia Warszawa – Spójnia Stargard. FInowie naprawdę zwariowali na punkcie koszykówki, a Markkanen jest świetny. A niechby się im i Lauriemu wiodło.
Niechby Danny Ainge dokonał w ciągu 12 miesięcy jednej z najszybszej rekonstrukcji składów drużyny NBA w historii, zamieniając duet Rudy Gobert – Donovan Mitchell na Wembanyama – Markkanen. On w przeciwieństwie do wielu menedżerów pracujących w NBA po to… by dalej pracować i niewiele robiąc zachować posadę, nie boi się podejmowania decyzji.
Szanse na taki scenariusz: 4,5 procent.
Ostatni numer 1 draftu: Nigdy.
10. Sen o wielkiej nagrodzie
Stan Indiana, przesiąknięty koszykówką – nawet jeśli głównie uniwersytecką – po prostu zasługuje na Wembanyamę. Pacers nigdy nie zniżyli się do poziomu „a teraz będziemy specjalnie przegrywać, czekając na szczęście w drafcie”. Od czasu, gdy w Polsce powołany został rząd Tadeusza Mazowieckiego klub z Indianapolis jedynie raz wybierał w Top9 draftu. Raz! Rok temu z szóstym numerem Pacers wybrali Bennedicta Mathurina. I od razu zaczęli walczyć o zwycięstwa, nie zniżając się do tankowania wzorem Spurs, Pistons czy Rockets.
Czas, by bogowie koszykówki wynagrodzili klub z Indianapolis. Czas najwyższy!
Szanse na taki scenariusz: 6,8 procent.
Ostatni numer 1 draftu: Nigdy, w 1985 roku otrzymali numer 2 (wybrali Waymana Tisdale’a). Jedynka (i Patrick Ewing) trafiła do Knicks, a spiskowe teorie typu „NBA ustawia wyniki loterii, forując drużyny z największych miast” na dobre ujrzały światło dzienne.
Gdyby ktoś z młodszego pokolenia nie pamiętał zmarłego już kilkanaście lat temu Tisdale’a – grał wybitnie, nie tylko w kosza.
Hang time (2004, CD)!
BETCRIS PROPONUJE TRZY FREEBETY ZA TRZY KUPONY – SPRAWDŹ JUŻ TERAZ!