Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Pochodzący z St. Louis Amerykanin już debiutując na polskich parkietach w barwach Anwilu Włocławek w środku sezonu 2016/17 zbliżał się do 30. urodzin. Później przeniósł się do Lublina, gdzie w Starcie spędził dwa lata pod okiem Davida Dedka. Gdy kilka dni temu okazało się, że słoweński trener Zastalu wieku później postanowił ściągnąć Jamesa Washingtona do Zielonej Góry wielu obserwatorów znacząco pukało się w czoło.
W końcu mówimy o koszykarzu, który poprzedni sezon spędził w I lidze w barwach Kotwicy, będącej zresztą jednym z jego większych rozczarowań. Wcześniej James tułał się już po niższych klasach rozgrywkowych we Francji i Niemczech. Przywracanie go do PLK wydawało się pomysłem co najmniej ryzykownym.
W niedzielnym meczu w Łańcucie Washington pudłował rzut za rzutem. Wprawdzie pomagał przy organizacji gry zespołu (4 asysty, 4 zbiórki, przechwyt), ale gdy tuż przed końcową syreną zamiast choćby podjąć próbę zastawienia atakującego kosz Tylera Cheese’a zaczął w bezruchu głębiej zastanawiać się nad sensem istnienia – można było mieć wątpliwości, czy trener Dedek nie będzie decyzji o zaproszeniu do gry starego, dobrego znajomego żałował.
Cheese równo z końcową syreną doprowadził dobitką po niecelnym rzucie Janisa Berzinsa do dogrywki. W niej dość szybko Zastal został faworytem, gdy piąty faul popełnił i tak przegrywający pojedynek z Geoffreyem Groselle’em (18 punktów, 13 zbiórek) Adam Kemp (6 punktów, 6 zbiórek). Ponieważ wcześniej limit przewinień przekroczył też rezerwowy środkowy gospodarzy Biram Faye (11 punktów, 4 zbiórki) wydawało się, że goście, wykorzystując przewagę fizyczną i dużą skuteczność Groselle’a, bez większego problemu zapewnią sobie dwa punkty.
Problemy się pojawiły, bo koledzy z zespołu tylko raz zdołali dograć piłkę do Groselle’a, który oczywiście zamienił podanie na dwa punkty. Końcówka meczu przerodziła się w wymianę ciosów z obu stron. Ostatecznie wygrał ją dla Zastalu – jakżeby inaczej? – James Washington. Jakżeby inaczej – indywidualną akcją i celnym rzutem z półdystansu na niespełna pół minuty przed końcem.
🔥🔥 Szalona końcówka w Łańcucie! #ORLENBasketLiga #PLKPL pic.twitter.com/lcI4aYvNJY
— ORLEN Basket Liga (@PLKpl) October 15, 2023
To właśnie ona zapewniła gościom zwycięstwo 89:88.
Jakby tego było mało – to właśnie podczas nieco ponad 21 minut, które spędził na parkiecie w Łańcucie niemal 36-letni Amerykanin, Zastal grał najlepiej. Okazał się wówczas lepszy od Sokoła o 10 punktów. Żaden z innych podopiecznych Dedka nie zanotował lepszego rezultatu w kategorii +/-. A przecież ten ostatni rzut – oczywiście, że jedyny z gry, który Washington trafił tego wieczoru – powinien był przecież być liczony podwójnie.
Stary człowiek i może!
Sokół po raz pierwszy w tym sezonie zagrał w pełnym składzie, ale pozostaje jedyną oprócz GTK Gliwice drużyną bez zwycięstwa. W najbliższych tygodniach drużyna Marka Łukomskiego zagra z Dzikami w Warszawie oraz podejmie po kolei Czarnych Słupsk, Spójnią Stargard i Stal Ostrów Wielkopolski. Jeśli wygrane się dość szybko nie pojawią, w Łańcucie może się zacząć robić nerwowo. Rok temu Sokół też rozpoczynał rozgrywki od 0-4.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>