Zanim opublikujemy sakramentalną preambułę zwyczajowo poprzedzającą naszą informacyjno-rozrywkową rubryce, możemy zapewnić o jednym: w dzisiejszej będzie całkiem sporo faktów!
Założenie, że w każdej plotce jest źdźbło prawdy bywa ryzykowne, lecz w tych, które krążą po polskim środowisku koszykarskim nierzadko kryje się przynajmniej jej część. Obiecujemy nie powtarzać wszystkich, jak również – nie unikać informowania o faktach.
Dni DJ Coopera we Wrocławiu już policzone?
Będzie go brakować, jeśli faktycznie odejdzie, prawda. Dziwne, bo DJ Cooper wystąpił w PLK w barwach Śląska tylko w pięciu meczach. Notował w nich tyle samo punktów co asyst (średnio po 9.8 – będąc nie w pełni zdrowym, w trakcie 25 minut na boisku), ale swoją grą zrobił piorunujące wrażenie. Moglibyśmy przypomnieć kilka jego efektownych akcji, ale mamy wrażenie, że jego umiejętności i styl gry – tę niepohamowaną radość z podawania piłki do kolegów – najlepiej podsumowuje to zdjęcie autorstwa Andrzeja Romańskiego ze świątecznego meczu z Anwilem.

Cooper na początku grudnia świętował 34. urodziny, lecz wciąż cieszy się grą niczym dzieciak wychodzący pograć w basket z kolegami z podwórka. Niestety, nie można wykluczyć, że tego sezonu w barwach Śląska nie dokończy.
To był klasyczny przypadek słuszności zasady „uderz w stół, a nożyce się odezwą”. Po naszym czwartkowym tekście, w którym dziwiliśmy się, że Śląsk sprawdzał w ACB dostępność koszykarza, którego nie potrafimy sobie wyobrazić w jednym zespole z Cooperem – odezwały się dość szybko. W ciągu kilku godzin dotarły do nas informacje/plotki z trzech (niezależnych od siebie!) źródeł. Gdyby je tylko złożyć w – ostatni nadano już ponad 6 lat temu! – telegram, brzmiałyby on mniej więcej tak:
DJ Cooper nie jest szczęśliwy we Wrocławiu *STOP* DJ Cooper tęskni za towarzyszką swojego życia, która opuściła Wrocław *STOP* DJ Cooper ma pensję porównywalną z najlepiej opłacanymi koszykarzami PLK *STOP* DJ Cooper nie jest usatysfakcjonowany poziomem swoich zarobków *STOP* DJ Cooper może rozegrać jeszcze 1-2 mecze w Śląsku i opuścić Wrocław *STOP* DJ Cooper może dokończyć ten sezon w Izraelu lub w jednej z lig azjatyckich. *STOP*
A może po prostu Cooper – choć sam ma przecież w swojej karierze sporo za uszami – doszedł do wniosku, że za te „drobne”, które inkasuje w Polsce (nieoficjalnie – ok. 15-16 tys. dol. miesięcznie) – nie warto ryzykować zdrowia? Może znając swój pesel i patrząc na plagę kontuzji w zespole nie czuje dobrze, gdy słyszy po meczach trenera Śląska przyznającego – jak po meczu z Anwilem – wprost, że „Cooper też nie był w pełni sił, ale musiał zagrać ponad 30 minut, bo nie mieliśmy innego wyjścia„?
Ale może to tylko plotki? Może Śląsk znajdzie sposób, by zatrzymać swojego czarodzieja i „planu B” nad którym ewidentnie pracuje wcale nie będzie musiał wdrażać w życie?
Dni Raya Cowelsa w Dąbrowie Górniczej policzone
Zaskoczenie? Jakieś na pewno – przecież mówimy tu o strzelcu od lat bardzo cenionym na parkietach PLK. Raymond Cowels miał być jednak jednym z liderów broniącego się przed spadkiem MKS, a sportowo po prostu w tym sezonie „nie dowozi”.
Po raz pierwszy w karierze w PLK jego skuteczność rzutów z dystansu spadła do poziomu poniżej 39 procent. Od razu dość drastycznie – Amerykanin na punkty zamienił zaledwie dotychczas zaledwie 37 z 113 prób. To ledwie 32.7 procent przy niemal 9 rzutach na mecz. Przypadku nie ma, próbka niemała. Właściwie – największa w PLK. Drugi na liście najczęściej rzucających z dystansu Łukasz Kolenda (37.1 proc. skuteczności) oddał o osiem rzutów mniej od Cowelsa.
Nie jest tak, że szefowie MKS już powiedzieli Cowelsowi wprost „tam są drzwi”, ale dali mu już do zrozumienia, że jeśli podejmą dalsze próby przebudowy składu celem próby ratowania się przed spadkiem, może zostać ich ofiarą. Tego typu sytuacje rzadko kiedy kończą się nagłymi zmianami planów.
Kolejny mecz MKS Borisa Balibrei rozegra w sobotę podejmując Anwil Włocławek. Obecnie zespół z Dąbrowy Górniczej z bilansem 3-10 zajmuje ostatnie, 16. miejsce w tabeli i traci dwa punkty do zajmujących pozycje gwarantujące utrzymanie rywali.
Nie wiemy jak duże możliwości finansowe w perspektywie dalszej rekonstrukcji składu ma MKS, ale – informacja ku pokrzepieniu serc kibiców tego klubu! – słyszymy przynajmniej, że w tym sezonie zobowiązania wobec graczy uiszczane są na poziomie „jako tako płacą, nie jest źle„.
King: Lećmy na księżyc, może znajdziemy się wśród gwiazd?
Jesteśmy przekonani, że King Szczecin ma bardzo duże możliwości finansowe w perspektywie dalszej rekonstrukcji składu!
Niniejszym uspokajamy kibiców ze Szczecina – Du’Vaughn Maxwell, który niedawno dołączył do zespołu wicemistrzów Polski nie będzie grał w meczach ligowych. Amerykanin brał udział w treningach walczącej z urazami drużyny Arkadiusza Miłoszewskiego, ale nie był przewidywany do gry w PLK. Ot, przysługa klubu dla zaprzyjaźnionego agenta i agenta dla klubu. King miał problem z zebranie dwóch piątek zdrowych graczy na wysokim poziomie, by prowadzić treningi, które miały przecież pozwolić Jovanowi Novakowi jak najszybciej znaleźć wspólny język z kolegami z drużyny.
Tak naprawdę szczecinianie szukają zawodników z dużo wyższej półki! Wyższej nawet od pożegnanego Chada Browna – a przypomnijmy, że Amerykanin z rocznym kontraktem w wysokości ok. 130 tys. dol. był jednym z najlepiej opłacanych podkoszowych graczy PLK w tym sezonie. King niedawno pytał i dostępność Jerry’ego Boutsiele – 32-letniego francuskiego środkowego, który w grudniu rozstał się Pinarem Karsiyaka. To koszykarz, który ostatnie lata spędził na parkietach Euroligi (Monaco), EuroCup (Limoges) i Ligi Mistrzów (Pinar).
Oczywiście, że Francuz okazał się być poza zasięgiem Kinga – nowy kontrakt podpisał w Dubaju.
Już sam fakt, że zawodników z tej półki finansowej King choćby sonduje wskazuje jednak jasno na to, że szukając podkoszowego partnera Aleksandrowi Dziewie i chcąc wciąż walczyć o mistrzostwo Polski, szczeciński klub oszczędzać nie zamierza.
Kolega klubowy Jakuba Nizioła na celowniku Legii?
W Legii po trzech kolejnych porażkach zrobiło się nieco bardziej nerwowo. Gdyby stołeczny klub w ostatniej chwili nie zdołał zakwalifikować się nawet do turnieju finałowego o Puchar Polski i próbować bronić zdobytego przed rokiem trofeum, byłaby to jego bolesna porażka.
Legia wciąż szuka rozgrywającego, który wspomógłby Jawuna Evansa i Andrzeja Plutę jr, a także ułatwił grę najlepszemu snajperowi PLK Kameronowi McGusty’emu. Dyrektor sportowy warszawian Aaron Cel musi mieć ostatnio wyjątkowo rozgrzany telefon, podobno wyjątkowo trudno jest się do niego dodzwonić. Z mniej lub bardziej oficjalnych wieści wydobywających się ze stołecznego klubu wynika jednak, że kandydatura Jabrila Durhama nie jest poważnie brana pod uwagę – i właściwie trudno się temu dziwić.
Do nas dotarła informacja, że na radarze Legii znalazł się Sam Sessoms (25 lat, 182 cm) – kolega klubowy Jakuba Nizioła ze znajdującego się w dużo gorszej sytuacji od MKS (bilans 1-13, aż 4 punkty straty do miejsca premiowanego pozostaniem w ProA) drużyny Stade Rochelais Basket.
Sessoms w poprzednim sezonie dał się poznać jako skuteczny combo-guard w słabszych ligach – najpierw grał w Kosowie (19.8 pkt, 5.2 asysty), a następnie w Rumunii (19.3 pkt, aż 59.6 proc. za 3). We Francji, występując w bardzo słabym zespole, nie spisywał się już tak dobrze (10.5 pkt, 2.9 asysty, 41.5 proc. z gry). W jedynym wygranym przez drużynę reprezentanta Polski meczu z Djon to właśnie Sessoms był jednak najskuteczniejszym zawodnikiem drużyny (24 punkty, 9/15 z gry – 21 dołożył występujący już w MKS Tyler Cheese, a 15 Nizioł).
Sessoms nie wydaje się oczywistym wyborem dla Legii. Na pewno nie jest graczem z choćby porównywalnej półki finansowej jak środkowy poszukiwany przez Kinga, czy sprowadzany w podobnej sytuacji dwa lata temu do Warszawy Kyle Vinales. Może jednak świetnie orientujący się na rynku francuskim dyrektor sportowy Legii jest przekonany, że to gracz, którego talent po zmianie otoczenia jeszcze w tym sezonie może na poziomie PLK eksplodować?
W ostatnich meczach Sessoms ewidentnie stracił zaufanie sztabu szkoleniowego Stade Rochelais. Po raz ostatni ponad 20 minut na boisku w meczu ligowym spędził w połowie grudnia. Można stawiać dolary przeciwko orzechom, że jest koszykarzem „do wzięcia”.
2 komentarze
Co to za bełkot, tego się nie da czytać…
a jakies argumenty?