Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
W maju skończył 37 lat. Od czasu, gdy ponad dwa lata temu został oddany przez Heat do Toronto Raptors w transferze, w ramach którego na Florydę trafił Kyle Lowry nie stał się lepszy. Ani w barwach Raptors, ani później w Brooklyn Nets, Chicago Bulls i Milwaukee Bucks Dragić nie sprawiał już wrażenie koszykarza, który na poziomie NBA może wciąż robić różnicę.
Ale ewidentnie wspomnienia o wspaniałych, wspólnych chwilach spędzonych w latach 2015-2021 nie dają słoweńskiemu weteranowi i szefom Miami Heat spokoju. Jak twierdzi „Miami Herald” obie strony są ze sobą w kontakcie i nie można wykluczyć, że Dragicia w kolejnym sezonie jeszcze raz zobaczymy w koszulce drużyny z Florydy.
Podpisania umowy z 37-letnim koszykarzem nie jest jednak oczywiście priorytetem finalisty poprzedniego sezonu NBA. Tym pozostaje nieustannie pozyskanie z Portland Damiana Lillarda. Tutaj jednak i przed klubem z Miami, i samym zawodnikiem, który poprzednich 11 sezonów spędził w barwach Trail Blazers, wyrosły poważne przeszkody.
Lillard chce się przenieść do Miami. I tylko do Miami. Mówi o tym otwarcie od początku lipca. I on, i jego agent. Ten ostatni groził nawet pozostałym 28 klubom NBA, które potencjalnie mogłyby być zainteresowane pozyskaniem jednego z najlepszych snajperów NBA ostatniej dekady, że ten nie byłby zainteresowany grą w ich barwach.
Klub z Miami chce pozyskać Lillarda, by ratować prime Jimmy’ego Butlera i w kolejnym sezonie, dwóch znów walczyć o mistrzostwo NBA. Heat zdają sobie jednak sprawę, że nie mają wystarczająco wielu atutów transferowych, które mogłyby interesować Blazers i chcąc doprowadzić do transferu, muszę szukać umowy z udziałem trzeciego zespołu.
Klub z Portland przyjął postawę „mamy to całe zamieszanie w nosie, nam się nigdzie nie spieszy,, jeśli trzeba będzie poczekać miesiące na odpowiednią ofertę – poczekamy miesiące”. Lillard ma ważny kontrakt z Blazers na kolejne cztery lata.
Szefowie NBA – czemu trudno się dziwić, w końcu wyrażają stanowisko właścicieli klubów NBA – stanęli dość wyraźnie po stronie Trail Blazers. W ostatnich dniach wystosowali memo w kierunku Lillarda i jego agenta z krótkim przekazem „hej, tak zachowywać się nie można”.
Szefowie Heat są coraz bardziej zirytowani obecną sytuacją. Nieoficjalnie zaczynają w ligowych kuluarach żalić się dziennikarzom, że od Blazers nie usłyszeli nawet jeszcze, co tak naprawdę ci za jednego ze swoich dwóch najlepszych koszykarzy w historii chcieliby otrzymać.
Pat trwa w najlepsze. Ale prezydentem Miami Heat pozostaje wciąż Pat Riley. Niedawno skończył 78 lat, ale jeśli wziąć pod uwagę jego dorobek w podobnych sytuacjach, można się spodziewać, że niebawem jakieś rozwiązanie wymyśli. Podpisanie nowej umowy z Goranem Dragiciem może być pod względem wizerunkowym częścią planu. Ale – jeśli faktycznie miałoby dojść do skutku – raczej ostatnią.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>