King w koronie – mistrz Polski ze Szczecina – relacja z meczu TUTAJ >>
Król przemówił: Mistrzostwo zdobył trener Miłoszewski. Koniec, kropka! – czytaj TUTAJ>>
Bryce Brown MVP finałów – nagroda za cierpliwość – czytaj TUTAJ >>
Jednoosobowa armia
Po meczach numer 4 i 5 na pierwszym miejscu listy problemów Kinga Szczecin widniał napis Jeremiah Martin. Amerykanin zdobył 33 i 29 punktów w tych spotkaniach i właściwie w pojedynek przeciągnął Śląsk do kolejnych meczów.
Nic więc dziwnego, że zespół z Wrocławia w czwartek traktowany był jak jednoosobowa armia. Obrona Kinga nękała Martina na całym parkiecie, podwajała zmuszając do oddania piłki, a bez niej Amerykanin nie jest praktycznie wcale produktywny. Jeremiah starał się i tak, mimo trudnych chwil oraz frustracji, a potem także podeptania przez rywali, zdobył 12 punktów, zebrał 6 piłek i rozdał 6 asyst. Próbował grać dla drużyny, ale ta drużyna nie poradziła sobie bez jego punktowania.
Pomysły Kinga na ograniczenie Martina wypaliły i nie było komu przejąć od niego pałeczki lidera. Bez większego zastanowienia można powiedzieć, że Śląsk bez niego nie wygrałby w tej serii meczu. To jednak niekoniecznie dziwi – w trakcie sezonu zespół z Wrocławia bez niego na parkiecie także wyglądał słabo. Po zajrzeniu w zaawansowane statystyki można było się dowiedzieć, że Śląsk bez Martina byłby na poziomie mniej więcej Arki Gdynia. One man army, dosłownie.
Plaga kontuzji
W przypadku rozliczenia Śląska nie sposób nie powiedzieć o kontuzjach. Te trapiły zespół z Wrocławia przez cały sezon. Dopiero przed samymi play offami trener Erdogan miał do dyspozycji pełny skład, więc nic dziwnego, że zgranie nie było idealne, a podział minut odpowiednio wypracowany.
Co gorsze, urazy znów dały o sobie znać w finale i choć początkowo skrócenie rotacji i jednocześnie wciągniecie do niej Jakuba Karolaka można było obrócić w plus, tak na dłuższą metę Śląskowi zabrakło wsparcia dla osamotnionego Martina. Wypadli: Łukasz Kolenda, Justin Bibbs, Vasa Pusica, a nawet na samym końcu pechowo Aleksander Wiśniewski.
Turecki szkoleniowiec stracił trzech (ostatecznie czterech) graczy z pozycji 1-2, co sprawiło, że chcąc nie chcąc wszystko spadło na barki Martina. Amerykanin został bez wsparcia, nie miał zmiennika ani gracza obok siebie, który mógłby choć na akcje lub dwie przejąć rolę kreatora. To pogrzebało Śląsk, właśnie te braki na obwodzie. Obecność choć jednego z tych zawodników w pełnym zdrowiu mogłaby sprawić, że ta seria jeszcze by potrwała (i mimo słabych spotkań – mam tu na myśli przede wszystkim Kolendę).
Potężny dołek Dziewy
Rozczarowany jestem postawą Aleksandra Dziewy w tych finałach. Reprezentant Polski nie poradził sobie z aktywną obroną rywali, która nie dawała mu miejsca na jego firmowe akcje tyłem do kosza. Atletyzm przeciwników go przytłoczył, takie można odnieść wrażenie.
Dziewa w całej serii zdobywał średnio nieco ponad 7 punktów na mecz, co jak na jednego z kandydatów do MVP ligi, zawodnika wybranego do pierwszej piątki sezonu, jest wynikiem po prostu słabym. To on miał tworzyć przewagi w finałowej serii. Zamiast tego otrzymaliśmy sporo nieporadności i zdziwienia decyzjami sędziów (może ostra opinia, ale też od Olka należy sporo wymagać).
Słabą dyspozycje Aleksandra potwierdza także jego miejsce w rotacji, które z czasem zaczął przegrywać z Artiomem Parachowskim. Jeszcze miesiąc temu wydawało się to niemożliwe. Różnice w efektywności tych dwóch panów pokazuje także wskaźnik +/- z ostatniego meczu – Dziewa -33, Artiom +13. Tak, to nie pomyłka, Śląsk wygrał minuty z Białorusinem na parkiecie +13, w meczu przegranym -20.
Na Dziewę spada teraz w Internecie spora krytyka. Olek wspominając jakiś czas temu o chęci wyjazdu za granicę trochę się wystawił na strzały i teraz można przeczytać pełno komentarzy pod tytułem „gdzie on się pcha”. Moim zdaniem, potencjał na grę w lepszej lidze jest, ale jest też sporo materiału do przeanalizowania i wyciagnięcia wniosków.
Spóźniona reakcja
Play offowe serie to trenerskie szachy. Reakcja jednego szkoleniowca na wydarzenia na parkiecie goni decyzje drugiego i tak w kółko. Coraz popularniejsze staje się słowo usprawnienia, które jest kalką z angielskiego, a oznacza po prostu wdrożenie nowych pomysłów taktycznych, które mają na celu zneutralizowanie przewag, jakie kreuje sobie rywal.
Śląsk po trzech porażkach swoją grę w końcu zmienił, trener Ertugrul Erdogan pomieszał także trochę (z konieczności) w rotacji, ale chyba to wszystko przyszło za późno. Start 0:3 był w tych finałach decydujący.
Wrocławianie przegrali bardzo wyraźnie pierwsze trzy starcia i to w dość podobny sposób. Dopiero na mecz numer 4 przyszli z nowymi pomysłami i rywal się pogubił. Wreszcie pojawiły się zmiany krycia w obronie, wykrystalizowali się także liderzy i rotacja. Śląsk na tej fali wygrał dwa mecze i tym razem to King musiał szukać nowych pomysłów i (na niekorzyść wrocławian) je znalazł.
Śląsk nie dostał już szansy na wprowadzenie kolejnych usprawnień, a na pewno można było jakoś zareagować na podwajanie Martina czy rzuty po koźle Browna. Jeszcze w czwartek było 2:3, ale ruch na szachownicy był po stronie Kinga i Arkadiusz Miłoszewski zrobił szach mat.
Król przemówił: Mistrzostwo zdobył trener Miłoszewski. Koniec, kropka! – czytaj TUTAJ>>
Bryce Brown MVP finałów – nagroda za cierpliwość – czytaj TUTAJ >>
6 komentarzy
Jakże Grzegorzu mądrze prawisz. Aż miło poczytać.
Pozwól że uproszczę twoją demagogię.
King miał w tym sezonie fajnie zgrany skład a właściwie stado Amerykanów.
A Śląsk hmmm dużo pecha w trakcie zasadniczego i mimo wszystko ogrom szczęścia że z tego ulepu jest srebro. Mieli szansę zgarnąć złoto ale puchar 7days ich tak wypompował że nie dali rady fizycznie. JM zebrał siły na dwa mecze tylko dlatego że miał urlop przed samymi play offami.
Dlatego gratulacje dla Kinga bo w kolejnym sezonie przepadną w środku tabeli jak co roku a Śląsk zapewne jak zwykle zgarnie jakiś kolor pucharu.
W meczu nr 5 jakby nie Karolak to Śląsk by przegrał, to on ” pociągnął” zespół a dopiero pod koniec Martin ” się pokazał ” także …
wstyd brak szacunku dla Kinga
Odwiecznym problemem Śląska są odejścia kluczowych graczy po sezonie. I tym razem pewnie będzie podobnie. Znowu przyjdą nowi zawodnicy, nowy trener i budowanie drużyny zacznie się od początku. A co do tego sezonu to winę ponosi też prezes i jego niezrozumiałe decyzje w trakcie rozgrywek.
Ale tak jest w we wszystkich klubach PLK.
Kluczowy odszedł JEDEN (jednoosobowa armia): Trice. Reszta mięsa ta sama co rok wstecz a Dziewa czy Ramljak nawet dłużej. To King miał nowiznę podobnie jak rok wcześniej Słupsk. Przyszły sezon prawdopodobnie będzie rewolucją, choć po słabym sezonie dla kilku graczy bramka sensownego wyjazdu mogła się zamknąć. Dziewa wiecznie sfrustrowany i zdziwiony a Kolenda chyba ograniczenia do lewej strony się nie pozbędzie.