Dla zespołów biorących udział w drugiej fazie grupowej FIBA Europe Cup środowe starcia oznaczają półmetek II rundy rozgrywek. Anwil, po wpadce z Belgami cztery tygodnie temu i nieudanej inauguracji tej fazy w Niemczech, po raz drugi w tym sezonie zagra w FIBA Europe Cup z nożem na gardle. Wyniki pojedynczych ligowych meczów nie niosą jeszcze za sobą wielkich konsekwencji. Pierwszym sprawdzianem pod dużą presją był ostatni pucharowy mecz pierwszej fazy rozgrywek w Lizbonie, który zapewnił Anwilowi awans do kolejnej fazy. Wówczas ekipa Selcuka Ernaka test zdała.
Jak będzie w środę?
Totalna dominacja w Szwajcarii
Środowy przeciwnik Anwilu to wielokrotny mistrz kraju, który tytułu nie oddał od sezonu 2016/17. To także jedyna eksportowa szwajcarska ekipa, zaskakująca wynikami w Europie. Przynajmniej od czasu do czasu, jak choćby w sezonie 2018/19, gdy wygrała 3 mecze w Lidze Mistrzów FIBA – trzykrotnie więcej niż nasze zespoły z obecnego sezonu razem wzięte.
W ostatnich latach los kojarzył Fribourg i polskie kluby dwukrotnie. W covidowej bańce FIBA Europe Cup rozgrywanej we Włocławku przed czterema laty Anwil uległ Szwajcarom 69:86, ale obie ekipy awansowały wtedy do dalszych gier. Z kolei w tureckich kwalifikacjach Ligi Mistrzów 2023/24, to właśnie Szwajcarzy byli pierwszym przeciwnikiem Legii Warszawa. Zespół prowadzony wówczas przez Wojciecha Kamińskiego wygrał 70:59.
Obecna europejska kampania mistrza Szwajcarii należy do tych ciekawszych w jego wykonaniu. W pierwszej fazie grupowej Fribourg co prawda uległ dwukrotnie francuskiemu Cholet, ale z rumuńskim CSM Constanta i belgijską Antwerpią nie przegrał żadnego z czterech meczów. Szczególnie wyniki osiągnięte przeciwko byłemu klubowi trenera Ivicy Skelina robią wrażenie. W drugiej fazie grupowej najbliższy rywal Anwilu wyjątkowo gładko (aż 92:62!) pokonał Spirou Charleroi, zespół o potencjale porównywalnym do swoich krajan z Antwerpii, który pokazał przecież świetną koszykówkę, wygrywając w grudniowym meczu w Hali Mistrzów. W drugim meczu II fazy Szwajcarzy przegrali jednak w Ludwigsburgu aż 58:82.
Odnotujmy też, że mistrz Szwajcarii nie przegrał jeszcze w swojej lidze, odnosząc 11 kolejnych zwycięstw.
Szeroka rotacja coraz węższa
Nie dziwi, że w drużynie z kraju o niewielkich tradycjach koszykarskich pierwszoplanową rolę odgrywają zawodnicy zagraniczni. Biorąc jednak pod uwagę niezłe wyniki w Europie, zaskakująca jest spora rola lokalnych graczy i fakt, że Fribourg ma całkiem długą ławkę i szeroką rotację. A raczej miałby – gdyby nie urazy.
Przegląd najważniejszych graczy środowego rywala polskiego zespołu tym razem zaczniemy od graczy miejscowych. Na sporo gry mogą liczyć doświadczeni wieloletni koszykarze klubu: skrzydłowi/podkoszowi Natan Jurkovitz (PF, 202/30) i Arnaud Cotture (F/C, 201/30) oraz posiadający ogromne doświadczenie wysoki rozgrywający Jonathan Kazadi (PG, 195/34). Kazadi we Fribourg Olympic grał już w sezonie… 2006/07. Do klubu wrócił po kilku latach spędzonych w 1. i 2. lidze Francji oraz na zapleczu ligi hiszpańskiej i niemieckiej. Jurkovitz i Cotture z krótkimi przerwami też są w klubie od kilkunastu lat. Ten pierwszy, urodzony we Francji i posiadający także izraelskie obywatelstwo próbował sił w lidze izreleskiej. Uzupełnieniem składu jest doświadczony nowy gracz we Fryburgu – Michel–Ofik Nzege (F, 203/33), grający w poprzednim sezonie w… Wenezueli.
Przechodząc do obcokrajowców, Amerykanie Eric Nottage (PG, 187/31) i filigranowy strzelec Anthony „Ross” Williams (G, 178/25) to podstawowy duet obwodowych w zespole, który zresztą prowadził Fribourg do mistrzostwa kraju w poprzednim sezonie. Nottage to mózg zespołu, ocierający się niejednokrotnie o triple-double w meczach ligi szwajcarskiej, ale też gracz, który w ligach lepszych niż szwajcarska nie zaistniał. Wcześniej grał w Macedonii, krótko w Rumunii, w 2. lidze Francji, na Słowacji i w Gruzji. Dużo młodszy Williams w swoim debiutanckim sezonie w Europie nie był tak znaczącą postacią we Fryburgu jak w tym obecnym.
Już po zakończeniu pierwszej fazy FIBA Europe Cup zespół wzmocnił Amerykanin posiadający też paszport Dominikany AJ Bramah (F, 201/26), debiutujący w Europie po grze na Karaibach i w Japonii. Formację podkoszową uzupełnia Senegalczyk Cheikh Sane (C, 207/33) – kolejny gracz zatrzymany po poprzednim sezonie, mający za sobą grę w Danii, Grecji czy niższych ligach Francji.
Trenerem zespołu z Fryburga od dwóch sezonów jest Belg Thibaut Petit, w ostatnich latach kojarzony z klubami kobiecymi, włącznie z drużynami euroligowymi.
Zespołu nie omijają problemy zdrowotne – od listopada pauzują Amerykanin Chimezie Offurum (F, 203/25) – dla niego to koniec sezonu oraz reprezentanci Szwajcarii Roberto Kovac (G/F, 190/35) i Killian Martin (F, 204/27). Na drobniejsze urazy narzekali ostatnio również Sane i mniej znaczący lokalni gracze.
Rzut oka na statystki
Podstawowa rotacja zespołu w meczach europejskich pucharów, to wyrównana dziewiątka graczy ze średnią co najmniej 15 minut każdego z nich. Przy wspomnianych absencjach Kovaca, Martina i Offuruma oraz dodaniu Bramaha i prawdopodobnie Nzege (dołączył w trakcie pucharowej przerwy) możemy spodziewać się we Włocławku ośmiu doświadczonych zawodników w głównych rolach. Aż pięciu spośród zdrowych graczy Fribourga notuje dwucyfrowe średnie punktowe w pucharach: Nottage (15), Jurkovitz (12), Williams (12), Kazadi (11), Bramah (10). Liga szwajcarska jest nieporównywalna do gry w Europie, ale odnotujmy, że tu liderami zespołu są Nottage i Williams, oraz kontuzjowany Martin (wszyscy śr. po 15 pkt.), a Bramah w dotychczasowych meczach był nawet lepszy (śr. 17 pkt.).
Co do innych wskaźników obserwowanych w meczach FIBA Europe Cup, warto zauważyć śr. 4 zbiórki, ponad 5 asyst i rewelacyjne 3 przechwyty na mecz Nottage’a, wszechstronność Jurkovitza – śr. 6 zbiórek, 3 asysty i 2 przechwyty oraz problemy obwodowych w skuteczności zza łuku: Nottage trafia 29 proc. trójek, Williams niewiele lepiej (32 proc.), a skrzydłowy Bramah w ogóle nie próbuje rzucać (1/4 w sześciu meczach rozegranych na obu frontach).
Czym Fribourg zaskakiwał swoich rywali? Wszystkie trzy zwycięstwa nad belgijskimi ekipami miały podobny przebieg i kilka wspólnych mianowników: wielu graczy ze szwajcarskiej ekipy na poziomie kilkunastu punktów w meczu, masa przechwytów (np. 15 w meczu z Antwerpią) i co za tym idzie równie dużo wymuszonych strat rywali.
Czy kluczowa w spotkaniu ze Szwajcarami będzie postawa włocławskich ballhandlerów? Przekonamy się w środowy wieczór, w meczu, który może utrzymać Anwil – jeśli tylko zagra ze szwajcarską precyzją – w grze o ćwierćfinał. Ewentualna porażka znacząco zmniejszyłaby temperaturę pozostałych trzech spotkań drużyny Ernaka w rundzie rewanżowej.
Początek szalenie ciekawie zapowiadającego się starcia we Włocławku o godz. 18. Pokaże je TVP Sport – tak w swoim kanale telewizyjnym, jak i za pośrednictwem platform online.
3 komentarze
damy radę!
Chłopaki do boju
Anwil jak Trefl, idą dziś po zwycięstwo.