Naciągnięcie więzadła krzyżowego podczas sobotniego meczu z Legią Warszawa, przegranego przez Anwil 75:80, wyłączy z gry chorwackiego środkowego na co najmniej cztery tygodnie. Jego brak to na pewno wielka strata dla zespołu, gdyż w pierwszym miesiącu sezonu Vucić był być może nawet jego najlepszym graczem. Problem to tym większy, że Anwil gra obecnie co trzy dni na dwóch frontach – wciąż walczy o wyjście z grupy w rozgrywkach FIBA Europe Cup, a i w lidze chciałby rozpocząć marsz w górę tabeli.
Włocławski klub już prowadzi negocjacje z potencjalnymi zastępcami i z tego co słyszymy, oferuje umowę do końca sezonu – czyli jak najbardziej słusznie, chce zamienić obecny problem na długoterminową korzyść w postaci poprawy jakości strefy podkoszowej.
Po pierwsze – trener
Analizę sytuacji włocławskiego klubu, a także każdego innego, który czekają zmiany w składzie, należy zacząć od osoby trenera. Dokonywanie personalnych roszad w zespole w sytuacji, gdyby zaraz miałoby nie być w nim obecnego szkoleniowca, jest jedną z najgorszych kombinacji, które można sobie wyobrazić w decyzjach pionu sportowego. Coś w stylu remontu pomnika Fryderyka Chopina w trakcie trwania Konkursu Chopinowskiego… Co akurat w tym roku się wydarzyło.
W Anwilu się na to jednak nie zapowiada. Zwrot „all in” może byłby przesadą, ale we Włocławku z dużym przekonaniem postawiono latem na Grzegorza Kożana w roli głównego trenera i zdecydowanie nie słychać, żeby w klubie wiara w ten wybór podupadła.
Po drugie – jaki gracz za Vucicia?
Mate Vucicia cenię i bardzo lubię oglądać go szczególnie na żywo, gdyż można wtedy jeszcze mocniej docenić pracę, którą wykonuje po obu stronach parkietu. Moment na odniesienie kontuzji „wybrał” sobie jednak kiepski – trwają jeszcze fazy grupowe Ligi Mistrzów i FIBA Europe Cup, czyli dopiero za dwa-trzy tygodnie na rynku mogą pojawić się dodatkowi gracze do wzięcia. Wtedy także będzie przerwa reprezentacyjna, w trakcie której znacznie łatwiej byłoby nowego zawodnika wprowadzić w ramy taktyczne. A przecież Anwil nie jest jedynym klubem w Europie, któremu po pierwszym miesiącu rywalizacji w sezonie 2025/26 marzą się korekty w składzie.
Kwestia możliwie bezbolesnego wejścia w zespół powinna być w ogóle motywem przewodnim działań Anwilu na rynku transferowym – w idealnej sytuacji włocławianie potrzebują zatem gracza doświadczonego w Europie, najlepiej kogoś kto albo jest w grze, albo przynajmniej z na tyle dobrymi opiniami o nim z poprzednich lat, że można być prawie pewnym jego przyjazdu w przyzwoitej formie fizycznej.
Idealnym rozwiązaniem byłby też zawodnik, który po powrocie Vucicia do zdrowia byłby w stanie zagrać z nim wspólnie na pozycjach 4-5. To jednak bardzo zawęża krąg poszukiwań, gdyż oznacza to, że nowy gracz powinien grozić trafieniem z dystansu – w obecnej koszykówce dwóch graczy operujących w pobliżu pola trzech sekund zbyt często ogranicza możliwości ofensywne.
Ewentualny nowy zawodnik z pozycji 5-4 pozostawiłby wtedy 8 do 12 minut z ławki rezerwowych na pozycji centra dla Dawida Słupińskiego, w pierwszym miesiącu sezonu lepszego od Michała Kołodzieja i Kacpra Borowskiego w roli polskiego uzupełnienia formacji podkoszowej.
Mogłoby to również uwolnić minuty dla Isaiaha Muciusa na pozycji niskiego skrzydłowego.
Po trzecie – czy zmieniać więcej?
Kontuzja Mate Vucicia zmusza Anwil do przeprowadzenia pierwszego transferu w trakcie sezonu. Nie wszyscy gracze włocławskiej drużyny grają jednak na poziomie oczekiwanym od nich przed rozpoczęciem rozgrywek – najwięcej wątpliwości dotyczy Nijala Pearsona i Justasa Furmanaviciusa.
Powstaje zatem od razu pytanie, czy zaistniałej sytuacji nie powinno się od razu wykorzystać do przeprowadzenia większych korekt w zespole. Obserwując z bliska ławkę rezerwowych Anwilu podczas meczu w Warszawie trudno było się nie zastanawiać, jaki wpływ na zespół ma osobowość Pearsona, który nie cieszył się z kolegami po trafieniu AJ Slaughtera równo z końcową syreną pierwszej połowy, niechętnie przybijał też z nimi piątki po zejściu z parkietu.
Amerykanin ma jednak dobre momenty na boisku i w Warszawie można było nawet rozważać, czy trener Kożan nie powinien z niego korzystać w większym wymiarze w drugiej połowie.
Z jakością gry problem jest za to w przypadku Furmanaviciusa, który ma słaby rzut z dystansu, a w nielicznych sytuacjach gry z piłką mocno widać po nim „widzenie tunelowe” – to drugie w dużej mierze może wynikać z wewnętrznej chęci wykazania się w ataku. W obronie też nie jest różowo – po Litwinie spodziewano się większej fizyczności w grze, a i pod kątem taktycznym łatwo wyłapać u niego błędy.
Jak choćby w sytuacji poniżej, gdzie był ustawiony tyłem do gry w sytuacji, gdy to jemu najłatwiej było udzielić pomocy przeciwko akcji typu Pick & Roll graczy Legii.
Wojciech Malinowski (@stingerpicks na „X”)