Ligowy klasyk, niedziela, 12:30 – czego chcieć więcej? Przywitany burzą przeraźliwych gwizdów w Hali Mistrzów Roberts Stelmahers, już po ostatnim zwycięstwie nad Stalą zapowiadał, że do Włocławka jedzie po dwa punkty. Choć mogło to wydawać się mało realne, Czarni od pierwszych minut udowadniali, że ich trener faktycznie nie rzucał słów na wiatr.
Loren Jackson (17 punktów, 5 asyst) wziął zespół na swoje barki i długo koncertowo prowadził grę Czarnych. Selcuk Ernak nadspodziewanie długo wstrzymywał się z przerwaniem serii rywali. Dopiero punkty ostatniego w rotacji gości Fahrudina Mangjaficia, dające słupszczanom 11 punktów przewagi (21:10) po siedmiu minutach, przelały szalę goryczy.
Anwil nie potrafił jednak bardzo długo złapać odpowiedniego rytmu gry w pierwszej połowie. Tak naprawdę przy życiu utrzymywały go jedynie udane akcje DJ Funderburka (14 punktów, 4 zbiórki) i zrywy debiutującego przed włocławską publicznością Shawna Pipesa Jr (26 punktów, 9/13 z gry). A także dwa alley-oopy zakończone przez Nicka Ongendę .
Lider tabeli, którego grę miała cechować także twarda obrona, po ostatnim blamażu w defensywie zakończonym stratą 108 punktów w meczu FIBA Europe Cup z mistrzem Szwajcarii, nie wyciągnął wniosków. Goście ze Słupska do przerwy zdobyli we Włocławku aż 49 punktów. Trafiali rzuty na oszałamiającej skuteczności – 73 proc. z gry (19/26) i 75 proc. za trzy (9/12).
Czarni korzystali z obrony rywali, która skupiała się na podwojeniu gracza z piłką przy zasłonach. Jeśli głównym celem Anwilu było zatrzymanie duetu Jackson & Stein, to po pierwszych 20 minutach można było uznać, że nie został osiągnięty. Obwodowi liderzy Czarnych zdobyli razem 22, dobrze odgrywając też piłki do rogów, skąd strzelcy gości regularnie karcili ekipę z Włocławka.
Gospodarze zmienili sposób obrony akcji pick & roll dopiero po przerwie i ofensywa Czarnych została błyskawicznie zastopowana. Dopiero po ponad czterech minutach trzeciej kwarty Michał Nowakowski (19 punktów, 5/7 za 3) zza rzutem łuku zdobył pierwsze punkty dla Czarnych. Gospodarze zaczęli mozolnie odrabiać straty.
Przełom trzeciej i czwartej kwarty przeistoczył się w pojedynek indywidualnych popisów Pipesa i Alexa Steina. Gdy ten pierwszy doprowadzał do remisu, były gracz Spójni natychmiast odpowiedział dwoma “trójkami”, ponownie dając swojej drużynie chwilę wytchnienia.
Im bliżej było końcowej syreny, tym bardziej koszykarzom ze Słupsku brakowało jednak oddechu. Ekipa trenera Ernaka sześć minut przed końcem po raz pierwszy od stanu 3:2 objęła prowadzenie. Doszło do gorącej i wyrównanej końcówki, która przyniosła lawinę emocji. Żadna z drużyn nie zamierzała odpuszczać. Aż dwie szanse na zapewnienie swojej drużynie wygranej w ostatniej minucie zmarnowali liderzy gości – najpierw Stein, a następnie Jackson. Obaj zdecydowali się na indywidualnej akcje bez większego udziału kolegów z zespołu.
– W ostatniej akcji regulaminowego czasu gry Loren miał penetrować pod kosz, nie nie rzucać po odskoczeniu w bok za trzy przez ręce – przyznawał po meczu Roberts Stelmahers.
W dogrywce Anwil był już zdecydowanie lepszy. Co ciekawe – liderem Anwilu zarówno podczas końcówki czwartej kwarty jak i w dogrywce był już Pipes, dyktując warunki gry. To właśnie on zimnokrwistą trójką wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 87:82 na początku dodatkowych 5 minut, odbierając chyba rywalom resztki złudzeń. Po tym ciosie goście się już nie podnieśli. Michał Michalak (5 punktów, 2/8 z gry) obserwował już wówczas poczynania swoich kolegów z ławki rezerwowych. Wcześniej udane akcje – także w obronie – w kluczowych momentach miał także mniej widoczny wobec świetnej postawy Pipesa niż w poprzednich meczach Kamil Łączyński (2 punkty, 5 asyst i 1/5 z gry).
W trakcie drugiej połowy i dogrywki Anwil stracił aż o 12 punktów mniej niż podczas samej pierwszej połowy. Dzięki wygranej włocławianie z bilansem 15-3 utrzymali przewagę w tabeli Orlen Basket Ligi nad Treflem Sopot. Kolejny mecz – szlagierowo zapowiadający się ćwierćfinał ze Śląskiem Wrocław – PJ Pipes i spółka zagrają w najbliższy piątek w Sosnowcu podczas turnieju finałowego o Puchar Polski.
9 komentarzy
Marni, gdyby nie głupota Lorena, wygraliby ten mecz z Ratlerkami.
gdyby głupota wygrywała obserwator nie schodziłby z podium. prostackie są twoje określenia klubów (marni, ratlerki). ogarnij się w końcu.
są właściwe.. jak sobie ktoś bierze za logo rottweilera, w naturalny sposób budzi to reakcję: ratlerek.
A czarni są po prostu marni.
Gdyby to najczęstsze slowo polskie, gdyby obsrawator miał juta, to by grał jak Andrzej Pluta..
ale co ten prostacki tekst wnosi? Loren zawalił decydujące akcje, to chyba każdy widział.
Transfery dzielimy na dobre i złe. Anwil zrobił ten dobry, a Pipes pierwszego dnia w pracy uratował im mecz. Który, nota bene, Czarni uprzejmie im oddali wykonując najidiotyczniejszą akcję z możliwych na koniec.
Ciekawe czy w piątek, ratlerki, zagrają Wielki Śląsk.
Ale skąd takie oburzenie? Jeżeli nie masz szacunku do innych (marni, ratlerki), to nie oczekuj ogłady w stosunku do siebie. Proste, a czasami – jak piszesz – prostackie, ale to chyba twój poziom. A dla relaksu polecam Kazika i Plamy na Słońcu, może ogarniesz to GDYBY.
Ciekawe czy w piątek, ratlerki, zagryzą Wielki Śląsk.