Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>
Dwóch ponad resztą ligi
W piekielnie zaciętym szlagierze rundy jesiennej o włos lepszy i twardszy okazał się Anwil. W sobotę oglądaliśmy jednak dwóch godnych siebie rywali, o których po 1.5 miesiąca nowego sezonu można powiedzieć, że wyraźnie wyprzedzają resztę ligi. Nagromadzeniem talentu, szerokością rotacji, atletyzmem, poziomem taktyki.
Nawet błotna pierwsza część meczu była pokazem intensywności, jakiej nie zdarza się prezentować pozostałym drużynom. Stal Ostrów fizycznie jest tutaj najbliżej, ale jednak o pół półki niżej od zespołów z Włocławka i Szczecina. Oczywiście, sezon jest bardzo długi, wiele się może zmienić, a ktoś może jeszcze nadrobić dystans, ale na dziś – to King i Anwil wyglądają na murowanych kandydatów do finału.
Sanders wygrał z Cathbertsonem i emocjami
W tym meczu Anwil był lepszy od “Wilków Morskich” właśnie o nutkę szaleństwa – nieszablonowość Victora Sandersa. To pick’n’rolli z jego udziałem, kończonych wejściami na kosz, bez względu na rodzaj stosowanej obrony, gospodarze nie byli w stanie w najważniejszych momentach meczu zatrzymać.
Warto zauważyć, jak dobrze potrafił sztab trenerski Anwilu poradzić sobie z wulkanem emocji Amerykanina – po scysji z trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem Sanders szybko wrócił na boisko i spłacił zaufanie przełomowymi akcjami.
Obrona pod koszem cenniejsza niż atak
Można odnieść wrażenie, że Anwil ma problem ze stwarzaniem zagrożenie w grze blisko kosza. Kalif Young trafia do obręczy raz na kilka kwart, a Tanner Groves w pomalowanym jest zagubiony i jeśli już, to woli sobie przymierzyć trójeczkę.
Tymczasem nie ma to kluczowego znaczenia, bo Young nadrabia ten mankament dominacją na tablicach (15 zbiórek, gdy grasz przeciwko siłaczowi Udeze? WOW!), udzielająca się drużynie energią i grą w obronie. Wysokiego, który tak dobrze broni niższych graczy po przekazaniach, nie widzieliśmy w PLK chyba od epoki Adama Hrycaniuka w prime. Czyli od dawna.
Najważniejsze punkty zdobywał Sanders, ale to Young w kolejnym już ważnym meczu był bezcennym elementem, który pozwolił Anwilowi wygrać.
Mazurczak lepszy od Łączyńskiego i Schenka
Z bardzo wielu powodów o miejsce w kadrze już ze sobą nie rywalizują, ale z pewnością dla wszystkich trzech był to pojedynek prestiżowy. Andy Mazurczak polskich rozgrywających Anwilu, swoim występem na poziomie godnym MVP ligi, wręcz rozgromił.
Po niewyraźnym początku, Mazurczak z 23 punktami i 6 asystami, przy 7/8 z gry zagrał jeden ze swoich najlepszych meczów na polskich parkietach. Trzecia kwarta w jego wykonaniu to był wręcz one man show.
Jednak! Bell też może robić różnicę
To, trochę niepostrzeżenie, może być najważniejsza informacja z tego meczu dla zespołu i kibiców z Włocławka. W kilku momentach, gdy drużynie nie szło, Amir Bell potrafił wziąć grę na siebie, wykończyć kilka trudnych wejść, wreszcie zagrać przebojowo. Zdobył 14 punktów, najwięcej od przyjścia do Anwilu i miał najlepsze w drużynie “+/-”.
Jeżeli także on regularnie zacznie grać na miarę oczekiwań, ta drużyna, na skalę PLK, będzie niemal kompletna.
Nie można nie doceniać
Jakub Garbacz już pewnie do końca kariery (tak samo jak np. Łukasz Kolenda czy Jakub Schenk) będzie miał swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników, ale jeśli spróbować na chłodno ocenić jego pierwsze miesiące w Anwilu, to wypada mocno chwalić.
Garbacz miał już dobre sezony u Igora Milicicia, ale to w tym momencie gra swoją najlepszą koszykówkę w karierze. Zyskał na wszechstronności, wyraźnie – zwłaszcza w porównaniu z poprzednim sezonem w Ostrowie – poprawił jakość boiskowych decyzji. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że trener Frasunkiewicz daje mu na boisku, razem z Petraskiem, najwięcej minut.
Nagłówki zasłużenie zgarnął Sanders, ale w Szczecinie Jakub (18 pkt.) też był znakomity.
Szczecin, nie macie problemu!
Prezegrana w prestiżowym pojedynku, zwłaszcza przy utracie kilkunastopunktowego prowadzenia, trochę boli z pewnością. Tym bardziej, że to już druga porażka w sezonie i King spadnie na czwartą pozycję w tabeli. Na dodatek, był to drugi z rzędu mecz (po pucharowym w Ludwigsburgu), w którym szczecinianie stracili szanse na zwycięstwo po kiepsko zagranej końcówce.
Trener Arkadiusz Miłoszewski do nerwowych nie należy, zapewne ma świadomość, że jakkolwiek pracować trzeba, to jego drużyna naprawdę nie wygląda źle. Tak jak w Anwilu Bell, tak tutaj coraz częściej dobre akcje pokazuje Dunn, Udeze gra lepiej niż ktokolwiek mógł sądzić miesiąc temu, gwiazdy zeszłego sezonu znów są w formie, a przecież jeszcze do gry wrócić ma Filip Matczak.
Cały zespół sprawia wrażenie lepiej broniącego (32 pkt. Anwilu do przerwy nie wzięły się znikąd) niż w zeszłym, mistrzowskim przecież sezonie. King przegrał, ale też pokazał moc.
Oferta powitalna w Fortunie: 3x zakład Bez ryzyka na start – bez konieczności obrotu! >>