Kacper Borowski, choć już był w niedzielę w składzie Spójni, decyzją Andreja Urlepa jeszcze w jej barwach nie zadebiutował. Zespół ze Stargardu w meczu będącym rewanżem za wiosenny ćwierćfinał playoff i tak zawiesił jednak Anwilowi całkiem wysoko poprzeczkę. Wszyscy, którzy pamiętali opinie o tym, jak to ofensywa włocławian jest na starcie sezonu dobrze naoliwiona i trudna do zatrzymania, po pierwszych 20 minutach meczu musieli lekko przecierać oczy ze zdumienia. Anwil uciułał w tym czasie zaledwie 30 punktów i to goście, schodząc na przerwę do szatni, mieli 3-punktową przewagę.
Wpływ na słabszą postawę Anwilu miała oczywiście kontuzja gracza, który w największym stopniu odpowiada za organizację jego gry. Luke Nelson trzymając się za udo musiał opuścić parkiet już po 3 minutach gry. Zastępujący go Kamil Łączyński długimi fragmentami nie miał łatwej przeprawy w starciu z defensywą Spójni. W ciągu 24 minut doświadczony Polak zdobył tylko 2 punkty. Miał 5 asyst i 4 straty.
Gdy drużyna najbardziej tego potrzebowała, sprawy w swoje ręce wziął Michał Michalak. W ciągu 3 minut trzeciej kwarty trafił trzy rzuty za 3 i wyprowadził swój zespół na niemal 10-punktowe prowadzenie. Łącznie reprezentant Polski w całym meczu zdobył 18 punktów (4/7 za 3), a miał też 4 zbiórki i po 2 asysty oraz przechwyty.
– Spójnia do ostatniej chwili siedziała nam na plecach. Takie zwycięstwa są bardzo cenne, bo raczej nam nie szło, rywal grał dobrą koszykówkę, a mimo tego zdołaliśmy wygrać – cieszył się po meczu Michalak.
– Czasami w koszykówce liczy się tylko zwycięstwo, a nie fakt czy wygrywasz pięknie, czy też w okropnym stylu. Spójnia to jeden z silniejszych zespołów w naszej lidze, więc cieszę się, że udało się nam zdać test – dodawał trener Anwilu Selcuk Ernak, który tuż po meczu nie potrafił ocenić jak poważny jest uraz Nelsona. – Wiemy, że ma problem ze ścięgnem udowym, ale jak poważny – będziemy wiedzieć dopiero w poniedziałek po południu, gdy poddamy go dokładniejszym badaniom. Mam nadzieję, że wróci do gry jak najszybciej – mówił turecki trener Anwilu.
Drugim strzelcem jego zespołu był w niedzielę DJ Funderburk (15 punktów), który – w przeciwieństwie do innego podkoszowego gracza włocławian, często ganionego przez trenera Ernaka Luke’a Petraska – bywał także przydatny po bronionej stronie boiska.
Dzięki wygranej Anwil pozostał liderem tabeli PLK. W następnej rundzie spotkań włocławianie zagrają w sobotę ze Stalą w Ostrowie Wielkopolskim.
Spójnia, która po czterech meczach ma na koncie dwie wygrane, tego samego dnia podejmie Twarde Pierniki. W niedzielę we Włocławku jej najskuteczniejszym graczem był Ta’Lon Cooper, który zdobył 19 punktów (7/15 z gry). Nieco słabiej w starciu z solidną defensywą Anwilu wypadł tym razem Luther Muhammad (8 punktów, 4/11 z gry).
– Anwil grał bardzo fizycznie, na co pozwalali sędziowie, a my mieliśmy trochę problemów, by dostosować się do tego. W trzeciej kwarcie nasi rywale zagrali bardzo agresywnie, a my nie zdołaliśmy odpowiedzieć – mówił po meczu Urlep. – Kacper Borowski na pewno będzie u nas grał, nie podpisaliśmy przecież z nim umowy po to, by siedział na ławce, ale dziś uznałem, że jest zbyt krótko z drużyną, by zagrać – dodawał.