Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
Jeśli ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości ile dla Trefla znaczy Jarosław Zyskowski jr i dlaczego sopocki klub przed tym sezonem podpisał z nim aż trzyletni kontrakt – powinien jeszcze raz obejrzeć niedzielny mecz na szczycie PLK. Trefl wyszedł na mecz z mistrzami Polski bez reprezentanta Polski i od samego początku przypominał oszołomionego boksera, który pojawił się w ringu, lecz zapomniał, że pięściarstwo to też sztuka trzymania gardy.
W trakcie pierwszej kwarty defensywa Trefla była jak drzwi obrotowe w barze szybkiej obsługi – puszczała wszystkich chętnych. 37 straconych punktów w ciągu 10 minut? W PLK to rzadkość. A ponieważ akcje ofensywne Trefla bez najskuteczniejszej strzelby też nie stały choćby na przeciętnym ligowym poziomie – kibice w Ergo Arenie przeżyli lekki jednak szok. Ledwie zdążyli się wygodnie rozsiąść, a już ich zespół tracił do rywala 22 punkty (15:37).
Gwoli sprawiedliwości – Trefl pokazał tego wieczoru odrobin charakteru. Mimo nokautującego jakby się wydawało ciosu na początku zdołał się podnieść i stanąć do ponownej walki. Na początku trzeciej kwarty zbliżył się do Śląska nawet na trzy punkty (45:48). Ale szybko ośmioma kolejnymi odpowiedział duet Aleksander Dziewa (17 punktów, 4 zbiórki) – Jeremiah Martin.
Amerykański lider Śląska po raz kolejny zagrał genialnie w meczu, w którym jego zespół potykał się z zespołem z ligowej czołówki. Zresztą, te liczby mówią wszystko:
– Wiedzieliśmy że to walka na ligowym szczycie, że nasi rywale przegrali w tym sezonie tylko jeden mecz więcej od nas. Chcieliśmy od pierwszej akcji zaznaczyć, kto jest lepszy – cieszył się po meczu Martin, który ze względu na chorobę Łukasza Kolendy spędził na parkiecie ponad 33 minuty.
– Śląsk rozpoczął mecz faktycznie świetnie, agresywnie. Trafiali rzuty i wymuszali faule. A my? Szczerze mówiąc, miękko to wyglądało z naszej strony – przyznawał kapitan Trefla Michał Kolenda.
Śląsk wygrał już 11, ligowy mecz z rzędu. Od jego ostatniej porażki w starciu z drużyną z PLK (ze Stalą Ostrów Wielkopolski w meczu o Superpuchar) minęły już 82 dni. Jedynym zmartwieniem Andreja Urlepa jest fakt, że z urazami mecz w Sopocie zakończyli Conor Morgan i Jakub Nizioł.
Canal+ Online z darmowym NBA League Pass – zamówisz TUTAJ >>
1 komentarz
nie wiedziałem, ze kwarty w PLK trwają 12 minut….